Rozdział 4

198 14 1
                                    

-Tędy! Szybko!-krzyczał Gandalf. Niestety wróg miał przewagę liczebną. Zaczęła się ucieczka. Wszyscy biegli najszybciej jak potrafili,bo nikt nie chciał skończyć jako przekąska dla wargów. Naszczęście mieli broń. Thorin zauważył ...brak czarodzieja.
-Gdzie Gandalf!?-wrzeszczał. -Opuścił nas?!
-Głupcy tu jestem!-odkrzyknął zdenerwowany magik.
-Kili,Fili,Ori,Dori...-zaczą liczyć przywódca.
Gdy wszyscy byli już bezpieczni. Zaczeli iść jedyną drogą jaka tam była. Powietrze byli zadziwiająco lekkie, rzeźkie i czyste. Niestety niektórzy domyślili się dokąd prowadzi ich siwobrody.
-Dokładnie wiedziałeś gdzie idziemy! Prawda!? Elfy z Rivendell! Wiesz co do nich czuje. Nie chciały pomóc! Nie idę tam!-krzyczał jak opętany, wódź.
-W takim razie zostań! Ci co chcą najedzą się, napiją,odpoczną a ty będziesz sobie tutaj siedział!-odpowiedział surowo starzec.
    Thorin usiadł przy skale i schował twarz w dłoniach. Znowu te wspomnienia....widział ogień. One  nie chciały pomóc. Wszystko co kochał...stracił. Nawet nie zauważył,że nie jest sam. Dopiero ,gdy dziewczyna położyła swoją dłoń na jego ramieniu wyrwał się z otchłani okropnych wspomnień.
-Veronica. Cccc...co...ty ..tu robisz? Nie poszłaś?-zapytał
-No jak widzisz, zostałam z Tobą.-uśmiechnęła się lekko.
-Dlaczego?-wyjąkał krasnolud.
-Bo samego nie pozwoliłabym cię zostawić.Opowiedz mi...Dlaczego nie chcesz tam iść?-zapytała prosto z mostu.
-Widzisz, to zdażyło się za czasów panowania mojego dziadka Throra. W Ereborze tętniło życie. Mieliśmy tam kopalnię złota i diamentów... Pewnego dnia jakiś pracownik znależł tak zwany "Arcyklejnot". Mój dziadek uznał to za dar od niebios. Był najpotężniejszym władcą Śródziemia. Te czasy...ile ja bym dał,żeby chociaż nachwilę tam być ,jeszcze raz. Jednak to co ci teraz opowiadam to te dobre zdarzenia ,a teraz te,które zmieniły mnie i przez nie zamknąłem się w sobie.-mówił prawi z płaczem brunet.
-Posłuchaj, jesteś naprawdę dzielnym krasnoludem,walecznym i wogóle ,ale są też takie sprawy,którymi nikt nie chce się dzielić. Nie musisz mi tego opowiadać . Rozumiem to dla ciebie ciężkie.-mówiła zciszonym głosem.
Wzięła go za rękę.Popatrzyli na siebię i mężczyzna  kontynuował:
-Dziadek w pewnym momencie,zaczął wariować na punkcie złota. To " smocza choroba",na którą podatnyn jest cały Ród Durina. Pare dni po jego złym stanie zdrowia, smok napadł na miasto. Odebrał nam wszystko... dom,złoto.... Kiedy prosiliśmy je o pomoc,one odjechały.  Mimo tego,że to były stworzenia z Mrocznego Królestwa to i tak brzydzę się KAŻDYM ELFEM!!! Kiedy próbowaliśmy odzyskać  górę,  pojawili się orkowie. Najokrutniejszy z nich Azog, zabił mojego dziadka. Ojciec oszalał z rozpaczy  i słuch o nim zaginął. On poprzysiągł ,że zmiecie Ród Durina. Dlatego jako jedynej osobie mówię ci, że poprotu się boję.  Obawiam się tego,że umrę.... że ktoś z bliskich zginie tylko przez to, iż zgodził się iść przez prawie całe Śródziemie po królestwo ,które niekoniecznie odbierzemy. Jestem im tak bardzo wdzięczny...Nie mogę skonstruować wypowiedzi,która by oddała to, że są dla mnie bardzo ważni. Jeden taki krasnolud jest  warty więcej niż cała armia.
-Rozumiem cię,ale może daj im szanse. Chodź. Jeżeli cię obrażą uciekniemy ...razem.
Thorin podał rękę Veronice i ruszyli przed siebie.

***w Rivendell ***
-Jakie z tych... krasnoludów brudasy!-powiedział jakiś elf.
-A jakie są niekulturalne-dodał kolejny.
Tymczasem Arthur zobaczył ,że Sophija stoji sama ,więc skorzystał z okazji.
-Co panna waleczna robi tu sama?-zapytał z ironią.
-A jak myślisz-powiedziała z kpiną.
-No wiesz jak już utknęliśmy razem  w tym całym Śródziemiu, mogłabyś być trochę milsza
-Przemyślę tę opcje-odparła z lekkim uśmiechem.
Chwilę później przyszła para. Wszyscy byi zdziwieni,że przywódca dołączył do nich.

Kompania czekała na nich przy schodach do miasta.
- No nareszcie przyszły nasze gołąbeczki.-powiedział Arthur.
-Oj nie zazdrość. Jesteś bardziej bezczelny od Bilba- powiedział.
   Po chwili zjawił się Gandalf mówiąc ,że droga wolna i mogą ruszać.Nie odbyło się bez narzekania. Grupa z Camelotu oprócz Veronici nie wiedziała czemu są tak wrogo nastawieni do stworzeń. Przybyli na dziedziniec,  był piękny. Przy wejściu stały dwa posągi. Nagle na rynek wiechały uzbrojone elfy. Wódź  krzyknął "Do szyku".Oni szybko posłuchali  rozkazu. Arthur schował za swoje plecy Sophie , a Thorin Veronice. Ann wybuchła donośny śmiechem widząc , że z konia schodzi Elrond , który na początku patrzył na nich jak na wariatów . Szybko zajęła głos ,żeby nie przeciągać tej nie komfortowej ciszy.
- Witaj Elrondzie. Nazywam się Ann i przybywam z bardzo daleka wraz z moimi siostrami: Sophiją i Veronicą.- Merlin odchrząknął znacząco ,żeby wspomniała też o nich.-I  naszymi ... PRZYJACIÓŁMI: KSIĘCIEM Arthurem i jego sługą Merlinem. Niedawno dołączyliśmy do kompanii Thorina Dębowej Tarczy. Bylibyśmy zaszczyceni pozwoleniem zostania u ciebie  na noc.-Skończyła mówiąc bardzo łagodnym  tonem.
- Dziś co prawda odbywa się u nas biesiada ale myślę ,że gościom nie będzie przeszkadzało parę dodatkowych osób. Mam tylko jedną prośbę.
-Jaką? - przerwała mu jak zwykle.
- Mhm... Jak to określić. Ubierzcie się i przygotujcie uroczyście ,bo zamierza nas odwiedzić Pani Galadriela wraz ze swoim mężem.
-OH... Z tym nie będzie problemu. Znam ostatnie krzyki mody.-powiedziała ustawiając się  przy tym jak modelka na wybiegu.
-Mam nadzieje.- uśmiechnął się król Rivendell.- Wybaczcie ,ale muszę załatwić  jeszcze parę spraw przed uroczystością. Mój sługa osobiście zaprowadzi was do waszych komnat i da czystą odzież .Do Zobaczenia.
Ruszył przed siebie.
Tymczasem Dwalin do dziewczyny:
- Masz coś z mózgiem?Jak sobie  wyobrażasz mnie  w odświętnym stroju.- powiedział trochę rozłoszczony.
- Nie martw się coś może uda mi się z tobą zrobić. W najgorszym wypadku przebierzemy cię za kobietę-powiedziała i dała mu buziaka w policzek. 
Widząc to zdarzenie Bilbo zagwizdał ,poczym od razu dostał w rzebro od dowódcy.Wszyscy wiedzieli dobrze jaka jest Ann,trochę roztrzepana, bardzo szalona i czasem lekkomyślna ,a przytym inteligentna i kulturalna.
- Słuchajcie mam pomysł.-powiedziała.
-Już się boje. Nas też przebierzesz za baby?- zapytał ze śmiechem książę.
- Myślę ,że nie będzie to odpowiadało Veronice ,ale jak tak bardzo chcesz.Zrobię to.-powiedziała jednym ze swoich słodkich tonów kobieta.
  Veronica w tym czasie była tak zszokowana słowami siostry ,że tylko się lekko uśmiechnęła.
- A tak serio to każdy szykuje się sam ,ale jeśli któryś będzie wyglądał nie tak jak trzeba, to całą drogę będzie szedł koło mnie za rączkę.-zagroziła palcem blondynka.
-Można się zgłaszać na ochotnika?- Zapytał Bombur.
- Uwierz mi, wolisz nie słuchać monologu o słodkich kotkach.
Dobra ruszać się ,bo nie zdąrzycie.-Udawała surową.
- Ktoś tu rządzi twoją brygadął, wujku.Mamy jej słuchać?- zapytał Kili.
- Tak chyba ,że wolisz mieć wodę z mózgu od historyjki o czworonogach.- Powiedział śmiejący się wujek.
- Ja IDĘ i przyjdę godzinę przed przyjęciem zobaczyć jak wygladacie.- pomachała im panna  i pociągnęła ze sobą siostry.
Podążały za sługą, który zaprowadził je  do komnaty i dał piękne suknie.
Dziewczęta zaczęły się  przygotowywać, śmiejąca się przy tym i żartując.
**godzina  przed uroczystością**
-Wyglądam w tym płaszczu jakbym był porośnięty mchem - marudził Killi.
- Ja w tych spodniach mam kwadratowy tyłek- marudził Gloin.
-Na mnie nic nie wchodzi- krzyknął bezradny Bombur.
    Nagle do pokoju wparowała niewiasta,nawet nie pukając. Co niestety było błędem, bo właśnie z łazienki wychodził w samym ręczniku Arthur.
-Nie umiesz pukać- krzyknął.
- Nie umiesz siedzieć cicho- odkrzyknęła Ann.-Dobra przyszłam zobaczyć stan gotowości.- powiedziała lekko zmieszana widząc ,że krasnoludy są już prawie gotowe.
Tylko Arthur, Thorin, Dwalin i Bombur byli nie przygotowani.
Dopiero teraz do pokoju wszedł łysy krasnolud  i  zaniemówił widząc wygląd dziewczyny. Miała na sobie długą aż do ziemi, czerwoną suknię. Do tego czarne na wysokim obcasie buty i diamentowy zestaw biżuterii. Jej włosy spływały blond falami na plecy które miała odkryte, bo suknia była z rękawem trzy czwarte i wyciętymi plecami.
-Zamknij buzię kotku, bo ci mucha wleci- zwróciła się do niego.
-Szczerze mówią myślałem, że mniej się wystrojisz.
Uśmiechnęła się  i podeszła do Bombura:
- No z tobą rzeczywiście jest problem ,ale zobacz co mam. Wyciągnęła zza pleców piękny granatowy płaszcz i spodnie w jego rozmiarze.
- Dzięki- powiedział i szybko udał się do łazienki ,aby się przebrać.
Następnie odwróciła się do Thorina i wręczyła mu ciemno fioletowe szaty z innymi zdobieniami niż reszta krasnoludów.
Poczym szepneła mu do ucha:
- Veronica ma w takim samym odcieniu suknie.
-Mhm... -Odpowiedział trochę zawstydzony.
Teraz spojrzała na Dwalina:
- Niestety sukienek zabrakło- mówiąc to mrugnęła do niego, a on tylko podziękował i udał się do łazienki. Zza drzwi wyszedł ubrany w szare szaty Merlin. Wyglądał niezwykle dostojnie.
Arthur widząc go takiego powiedział:
- No robisz mi konkurencje!
- Dzięki ,choć raz słyszę z twoich ust coś miłego.
Niestety przerwała im panna,wręczając księciu błękitne odzienie .
-Szybko się przygotuj.- popchnęła go w stronę toalety.-Wy się ustawcie  tutaj w jednym rzędzie. Chce zobaczyć czy nie wygladacie jak orkowie.
Kiedy wszyscy już byli gotowi, ruszyli w stronę Tarsu, na którym  umówili się na spotkanie  z resztą.  Veroniki suknia była koloru  ciemno fioletową jak szaty Thorina. Sophiji posiadała barwę  błękitną  jak Arthura ubranie. Gandalf tylko założył inny,bardziej  elegancki kapelusz i płaszcz.
***Na biesiadzie***
  Ann siedziała między Dwalinem, a Thorinem. Obok niego zaś  Veronica, a po drugiej stronie  Sophia ze swoim księciem.
Resztę stołu zajęła cała kampania.
Merlin poprosił Gandalfa o rozmowę ,więc wyszli na balkon, by porozmawiać na spokojnie. Pierwszy rozmowę zaczął magik:
- Wiem kim jesteś Emrysie i o co chcesz mnie zapytać. Niestety masz przed sobą trudne zadanie, aby wrócić do swojej ojczyzny musisz zdradzić przyjaciela i zniszczyć to co dla niego najważniejsze.-powiedział smutno.
- Ty chyba nie masz na myśli arcyklejnotu?-powiedział z nadzieją młody czarodziej.
- Niestety nie znam innego wyjścia ,a teraz wybacz,ale muszę mieć oko na naszą brygadę.
Odszedł zostawiając Merlina z myślami. Wkrótce i on powrócił na biesiade.
Widok ,który tam zastał bardzo go rozśmieszył. Zobaczył Arthura bardzo upitego ,przytulającego się do kolumny i śpiącego na brzuchu Bombura i Thorina ,a obok niego Dwalina.Killi i Filli położyli głowy na kolanach Veronici i Sophii ,a Ann mocno pijana śpiewała z resztą jeszcze przytomnych  krasnoludów.
***Następnego dnia***
  Wszystkim pękały głowy ,zwyjątkiem  Merlina ,bo on nic nie wypił. Z samego rana Thorin zaczął wszystkich budzić i mówić ,że maja 3 godziny na spakowanie się i przebranie. Nie wiedział jak obudzić Ann ,więc kazał to zrobić przyjacielowi. On do niej podszedł i wylał jej na głowę cały dzban zimnej wody.
Ta od razu jak poparzona  wstała przy czym nastąpiła mu obcasem  na nogę.
Ten tylko jęknął:
-Kto wymyślił takie buty? Przecież nimi można zabić nie jednego orka.
- Wiesz co wezme je, na pewno się przydadza.- krzyknęła rozdrazniona.
Wszyscy się śmiali ,znowu było wesoło.
- Dobra idźcie się przebrać i ruszamy. Musimy być na umówionym miejscu , około godziny 18 ,więc ruchy.- przerwał przywódca.
Wszyscy natychmiast go posłuchali i zaczęli się zbierać. Po godzinie już wyruszyli w dalszą drogę...

"Nie Warto Nienawidzić"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz