Rozdział 5

1.4K 175 83
                                    


Louis czuł się, jakby w swoich rękach nie miał bombek od lat. Wydawały mu się takie kruche, łatwe do zniszczenia, nawet za pomocą dotyku. Różniły się od siebie zazwyczaj kolorami, ale nie kształtem; były takiej samej wielkości. Jedne bardziej białe, podchodzące w błękit, oblepione watą, jako śniegiem, gdzie namalowane były sanie, renifery doczepione do nich no i Święty, jako guru całej ilustracji. Inne zaś nie przedstawiały historii, raczej tani wzorek. Przykładowo czerwona bombka z namalowaną kokardą, albo saniami; po prostu jednym szczególnym elementem, który obejmował cały plan, był główny, nie do niezauważenia. Nastolatek pamiętał jak jeszcze nie dawno był ze swoim synem, kupując choinkę, w tym roku; uparli się na prawdziwą, a raczej Harry. Mimo że nie kąpali się w zielonych papierkach, a dzięki nim wycinki drewna zmniejszono o pewien procent (choć przy kupnie choinki rozbili ten procent), szatyn chciał, aby tym razem Święta były wyjątkowe. Aby Niall nie martwił się brakiem prezentu i odwiedzin dziadków. Przeżył niezapomnianą Wigilię, razem z główną atrakcją – Mikołajem. Harry przygotował się do tej roli, zapożyczając strój z pracy ulotkarza w galerii. Wdzięczność Louis'a nie znała granic.

Maluch wieszał plastikowe bombeczki na dolnych gałęziach, bo tylko tam dosięgał. Mężczyźni nie byli na tyle głupi, aby dać mu bombki szklane, nie dlatego, że było im ich szkoda, ale Niall lubił zatajać pewne rzeczy. Po pewnym wypadku, Louis nie dopuszcza chłopca do szklanych przedmiotów. Kiedyś niosąc chrupki w szklanej miseczce, upuścił ją, a ta rozprysła się na ziemi, w miliony ostrych kawałeczków. Nie chciał martwić taty, więc pozbierał odłamki rączkami, a następnym co Louis zobaczył, były zakrwawione ręce chłopca; potworny widok.

- Tatusiu, daj mi buzi. - chłopiec zaczął ciągać nastolatka za nogawkę, kiedy ten razem z Harrym wieszał bombki na do połowy pełnej choince. Louis był optymistą, jego matka powiedziałaby, że choinka jest do połowy pusta, on za to twierdzi, że do połowy pełna. Czasami trzeba koloryzować pewne kwestie, aby nie ulec monotonnej szarości przytłaczającej nas, jak w kloszu.

Harry spojrzał się na studenta z uśmiechem. Uwielbiał kiedy bawił się z Niall'em.

- Może Harry da Ci buzi. - zaproponował.

Czuł, że posunął się o krok za daleko. Przecież on i Harry, to nic takiego. Nie wiedział, czy byli kolegami, chciał móc po prostu pójść z nim naprzód w ten magiczny czas.

- Hazzie? - chłopiec odwrócił się w stronę zauroczonego sytuacją Harrego. - Mogę b-buzi?

Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy, a przez chwilę usta Niall'a zatrzęsły się.

- Pytanie powinno brzmieć, czy j a mogę buzi od Ciebie? - szepnął, rzucając się na chłopca i unosząc go w górę.

Na początku zaczął łaskotać jego szyję swoimi lokami, tak, że Niall o mało nie posiusiał się ze śmiechu. Louis był poniekąd wniebowzięty tym widokiem, widząc tak szczęśliwe twarze osób, którymi jest zahipnotyzowany, jednak nie chciał, aby blondyn popuścił na oczach Harrego. Innym dzieciom się już to nie zdarzało, natomiast niebieskooki chłopiec często popuszczał w majtki, mimo przestróg ojca.

- Kto jest dobrym chłopczykiem, no kto? - Harry zadawał pytania, gilgocząc chłopca i wtykając swój nos w jego.

- J-ja jeśtem!

Malec nie czekał dłużej i chwycił policzki mężczyzny w swoje ręce. Nastolatek przyglądający się sytuacji, stał na ziemi z bombką w dłoniach, ale sam miał poczucie oderwania, jakby dryfował na oceanie z balonem wypełnionym gorącym powietrzem. Harry robił głupie miny do chłopca, który się burmuszył i dawał mu w coraz to nowsze konstrukcje twarzy, lekki cmoknięcia w usta.

Mikołaj od zaraz / LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz