Rozdział 7

1.4K 171 102
                                    

Wieczór zapadł prędzej niż zazwyczaj, dokładnie o kilkanaście sekund szybciej, widząc po zapalających się latarniach. Omahe ogarnęła czarna nicość; to właśnie teraz Mikołaje podróżowali po wszystkich zakątkach świata, aby zrobić malutki prezent każdemu z dzieci. Dzisiaj także był to dzień Harrego i jego jakże sprytnego pomysłu. Jeszcze przed wieczorem Niall marudził do ucha Louis'a, że ten nie dotrwa i zaśnie, i będzie jak w tamtym roku – nie zobaczą Mikołaja.

- Spokojnie, skarbie. Tym razem przeczekamy i zobaczymy. - poczochrał go po mokrej głowie, kiedy pomagał chłopcu brać kąpiel.

Od ostatniej wizyty Aaron'a, blondyn był jakby nieobecny; nawet zaczął wymyślać swoje własne wierszyki. Tatusiowi mówił, że to po prostu to „fajne" zajęcie, lecz Louis był na tyle świadom, wiedząc – są one dedykowane dla Aarona. Jeszcze kilka dni wcześniej szatyn uczył go rymowanek „na górze róże", teraz wodze wyobraźni Niall'a popuściły w najbardziej szerokich zakątkach.

- Tiak, ale Mikołaj z nami zostanie? - zapytał, chlapiąc wodą na studenta, który dzisiaj naprawdę nie chciał być wyprowadzony z równowagi. Wczoraj przed wyjściem on i Harry znowu się całowali, tym razem bardziej zachłanniej. Niestety, a może stety na tym się jedynie skończyło. Louis nie był do końca pewien, co jest między nimi, ale ich szczere rozmowy wyrażały więcej, aniżeliby chcieli.

- Nie, misiu. Mikołaj musi odwiedzić wszystkie dzieciaczki na świecie, wiesz? - zaczął pucować jego szyję gąbką z twarzą Scooby Doo. - Co napisałeś w liście do Mikołaja?

- Napisiałem, że chcę błyszczadła i dildosa, bo jak pisałem byłem głodny.

Louis przytaknął; dobrze wiedział, co chłopiec chcę dostać, szczególnie, że to on „wysyłał" ten list. Zasmucił go jednak fakt, że nie może kupić swojemu dziecku błyszczyków; niestety to wbrew moralności (jak głoszą mu sąsiedzi).

- Jestem pewien, że Mikołaj da Ci coś fajowskiego, szkrabie.

***

Dochodziła dziesiąta, a mimo żarzącej się choinki oraz poszczególnych, dwornych lamperii w mieszkaniu Tomlinson'ów panowała ciemność. Nawet grający telewizor nie dawał szczególnie jasnej poświaty, aby dać przynajmniej minimalną widoczność, jedynie pogarszał sprawę. Zapach świeżej choinki unosił się w powietrzu; Harry zdecydował się kupić prawdziwą dla Louis'a, co nastolatek z wdzięcznością przyjął. Może nie były to święta, jakich oczekiwałby przeciętny mieszkaniec Omaha; stoły pełne dań, rodzina dalsza i bliższa, masa dzieci, wszędzie świecące ozdoby, jednak szatynowi to nie przeszkadzało, bo właśnie te święta wydawały się dla niego idealne. Spędzał je z: Harrym, kimś kogo nie dawno poznał, a czuł, jak tajemnicza relacja buduję się między nimi; z Liam'em i Zayn'em, którzy troszczą się o niego, jak o wyczekiwanego syna oraz z Niall'em – jądrem jego serca. Bez chłopca byłyby to święta zmarnowane, zaprzepaszczone całkowicie, pozbawione sensu z jakim w parze idą te cudowne zwyczaje bożonarodzeniowe. Louis uważał, że spotkało go szczęście, większe, aniżeli mógłby sobie wymarzyć (a wyobraźnię miał nadto kreatywną).

- Tatuś, niunio jest śpiący, ale zaczekam na Mikołaja i pójdę palulu. - Niall szeptał do ucha nastolatka, kiedy siedząc na jego kolanach starał zgrywać pozory, jakimi było między innymi oglądanie „Pory na przygodę". Mimo że jedno z jego oczu już dawno zakryte było powieką, a drugie drgało na skraju wykończenia, chłopczyk otrzymał rolę aktora, który koniecznie marzy o zobaczeniu Świętego; rola to rola, powinno się z niej nigdy nie wychodzić na czas trwania prób, czy samego spektaklu.

Mikołaj od zaraz / LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz