Inkwizytorka.

516 40 8
                                    

         Nawet nie próbował się kłaść. Nie było to może specjalnie rozsądne, ale wiedział, że i tak nie zmrużył by oka. Jakoś sobie poradzi, nie pierwszy raz przecież zarwał noc. Nie pierwszy raz ból w skroniach się od tego nasili...
Krążył po obozie, kilkukrotnie kontrolując to samo.- stan zwierząt, ilość prowiantu, żołnierzy na posterunkach...Nawet przegapił śniadanie. Nie mogli w tej chwili rozpocząć dalszej wędrówki. Nienawidził czekać. Czekanie było nieefektywne, nic nie zmieniało. A do tego zawsze miał wrażenie, że nie ma wtedy kontroli nad tym, co się dzieje. Znowu... A musieli czekać, aż Herold dojdzie do siebie. Dorian zapewniał, że można by ją transportować na noszach, ale Solas twierdził, że tylko wytraciła by tym ciepło i dłużej zająłby jej powrót do sił.
Cholerny impas.
Dlatego zdecydowali, że poczekają, aż odzyska przytomność i sprawdzą jak się czuje. A potem będą myśleć, co robić dalej. To znaczy Lelianna, Josephine i Cassandra. Bo on miał zamiar natychmiast zwijać obóz, gdy tylko będzie taka możliwość. Nie byli tu bezpieczni. Nadal pozostawali za blisko Azylu, byli za bardzo osłabieni i odsłonięci. To nie wróżyło niczego dobrego.
Czuł, jakby utracili wszystko, co osiągnęli. Znów byli w stanie planować swoje działania tylko z dnia na dzień. Nie mieli zaplecza, nie mieli sojuszników... Nie mieli pomysłu co robić dalej. A żołnierze i cywile tracili nadzieję. Zamiast rosnąć w siłę staczali się w przepaść. Jeśli coś się szybko nie wydarzy Inkwizycja może zniknąć, zanim na dobre zaczęła działać. Nie chciał... nie mógł do tego dopuścić.
         Sam nie wiedział kiedy stanął przed namiotem Dowództwa. Wiedział, że nie ma tam w tej chwili tłumu ludzi, bo większość z nich mijał idąc tu, ale... No właśnie. Jeśli będzie nieprzytomna, to będzie mógł chwilę na nią popatrzeć. Upewnić się, czy nic jej już nie zagraża. Czy odzyskali Herolda. Może dowie się czegoś o jej stanie od osoby, która tam z nią siedzi.
Potarł kark w wyuczonym odruchu, nadal uparcie wpatrując się w połę namiotu. Wiedział, że ludzie zaczynają się na niego gapić. Na płonący miecz Andrasty, był jednym z doradców! Dlaczego nadal tu stał? Czego się bał?
Konfrontacji. Bał się, że Herold będzie przytomna. Bał się, że usłyszy od niej słowa rozczarowania. Co prawda wykonali jej rozkaz uciekając, ale... to chyba tylko potęgowało wyrzuty sumienia. Zostawili ją, aby pokonała demona i smoka. Sama. Jedna, niewielka istota. A oni... a on salwował się ucieczką. Gdy próbowała sobie poradzić z przesłuchaniem w sprawie wybuchu na Konklawe obiecał, że zajmie się wszystkim, aby ona mogła skupić uwagę na najważniejszych sprawach. Pomimo zakończenia tamtego konfliktu dla niego ta obietnica była aktualna- musiała móc na nim polegać, aby w spokoju prowadzić działania. Aby Inkwizycja mogła się rozwijać. Nie chciał jej zawieść. Nie chciał po raz kolejny zawieść samego siebie- tak jak w Kręgu, tak jak w Kirkwall...
Odetchnął głęboko, zamykając oczy.
Andrasto, dopomóż...
         Uniósł rękę, z zaskoczeniem zauważając, że lekko drży. Odsunął jednak połę namiotu i najciszej jak umiał wszedł do środka. W panującym półmroku zauważył, że zniknął stół z mapą. Zamiast tego pojawił się niewielki dół, w który tlił się żar ogniska. Kłęby dymu o tak charakterystycznym, iglastym zapachu unosiły się w spiralach do sufitu i uciekały na zewnątrz przez szparę w rozsuniętych kawałkach płótna. Dzięki temu w środku pozostawało tylko ciepło. Za ogniskiem dostrzegł dwie prycze. Przysunął się bliżej. Tak jak się spodziewał, na tej po lewej stronie ułożono Herold. Leżała, opatulona kocami i nakryta futrem. Czyjeś troskliwe ręce uczesały jej włosy i splotły w najciaśniejszy warkocz, jaki tylko dały radę. Mimo to kilka kosmyków leżało na czole. Wczoraj niemal biała skóra nabrała na powrót koloru, nawet na policzkach dostrzegł ciemniejsze rumieńce. Czy to dlatego, że wróciła niemal zza Zasłony, czy przez chorobę?
- Komendancie?
Aż się wzdrygnął, słysząc ten głos. Na drugiej pryczy zauważył ruch. To ciemnoskóry tevinterczyk podniósł się do pozycji siedzącej, poprawiając poczochrane włosy. Mógł się tego spodziewać. Nigdzie go nie widział, w przeciwieństwie do Solasa, dyskutującego z Varrickiem. Powinien poczuć ulgę, że ktoś jej pilnuje, ale zamiast tego napięły mu się wszystkie mięśnie karku.
- Co z nią?- zapytał, zamiast odpowiedzieć.
Dorian nie wyglądał na zaskoczonego. Spojrzał w stronę elfki, a potem ostentacyjnie uniósł ręce, przeciągając się. Dopiero potem spojrzał na Komendanta.
- Bez zmian- wzruszył ramionami, wstając z posłania- Ogrzaliśmy ją, poskładaliśmy potrzaskaną kostkę. Teraz czekamy aż się ocknie.
Przeniósł na nią spojrzenie, ignorując krzątaninę maga. Wyglądała tak spokojnie, niemal jakby spała, przytulając policzek do koca. Gdy znalazł ją wczoraj jej twarz była lekko napięta, jakby cały czas coś ją bolało i to w takim momencie zimno postanowił ją uwiecznić. Dzisiaj policzki miała rozluźnione, czoło gładkie...
Stwórco, gdyby to było takie proste.
- Bądź tak miły i popilnuj jej- poprosił nonszalancko Dorian- Pójdę coś zjeść, zanim z głodu zacznę grzebać w ziemi za jakimiś robakami.
Ugryzł się w język zamiast zauważyć, że w tej zamarzniętej glebie nie ma zapewne nic poza korzeniami i kamieniami. Cullen kiwnął głową, gdy tevinterczyk minął go, wychodząc. Natychmiast poczuł zmianę mocy w namiocie. Energia Zariji była spokojna, naturalna. Lekko pobudzała otaczający ją świat do reakcji. Odkąd pierwszy raz świadomie poczuł jej moc stwierdził, że jest niegroźna. Była... czysta. W jakiś dziwny sposób niegroźna. Po prostu była, jakby w oczekiwaniu na dobro, które z jej pomocą miała czynić elfka. Moc Doriana była inna. Bardziej natarczywa. Przytłaczała go, gdy tylko znajdował się w okolicy maga. Pulsowała dziwnym rytmem, nie tak spokojnym jak moc Zariji. Powodowała, że natychmiast napinał mięśnie, oczekując ataku.
         Dlatego odetchnął, gdy Dorian oddalił się. Rozluźnił mięśnie, lekko rozciągając kark. Sięgnął po wolny pieniek i przysunął go do pryczy Herold, siadając blisko. Przyjrzał się jej uważnie. Miał rację, rumieńce zdobiące jej policzki były ciemniejsze niż te, które widywał u niej dotychczas. Również na czole miała dziwne wypieki. Natomiast jej usta na powrót nabrały tego ładnego, ciemnego koloru.
Będzie żyć.
Udało się im. Po raz kolejny Stwórca im sprzyjał. Odzyskali symbol swojej władzy.
         Tylko, że właśnie przez to, że przez kilkanaście długich godzin sądził, że zginęła dotarło do niego, że poza Heroldem Andrasty jest... kobietą. Jest dalijską elfką, Zariją Lavellan, która jeszcze przed Konklawe miała zapewne zupełnie inne plany na życie, niż prowadzenie działań pokojowych. A dziwny splot wydarzeń wrzucił ją w samo centrum tego chaosu. A oni założyli, że...
Tylko dlatego, że cały czas ją obserwował zauważył, że żyłka na skroni zapulsowała. Chwilę później dookoła oczu pojawiły się zmarszczki, gdy zacisnęła powieki.
- Heroldzie?- nachylił się do niej. Najdelikatniej jak umiał odsunął jej z czoła kosmyki, lekko muskając opuszkami skórę. Była rozpalona.
Mruknęła. Potem gwałtownie szarpnęła głową i otworzyła oczy. Zobaczył zaskoczenie i strach, gdy go spostrzegła, na moment przed tym, jak poderwała się, odsuwając jak najdalej. Kilka warstw kocy zsunęło się na jej kolana.
- Ehn ane'ma?- jej głos z przerażenia był zdecydowanie wyższy, niż zazwyczaj- Iras ar'ame?
- Heroldzie, spokojnie- chciał wyciągnąć do niej rękę w uspokajającym geście, ale wzdrygnęła się. Dlatego zrezygnował, unosząc obie dłonie i pokazując, że nie jest uzbrojony- Oddychaj, spokojnie.
- Ehn ane'ma?- powtórzyła dobitniej. Zmarszczyła brwi, patrząc na niego nieufnie.
- Nie rozumiem cię- powiedział przepraszająco, opuszczając ręce.
Już miał się podnieść i zawołać Solasa, gdy dotarło do niego, że będzie to pójście po najmniejszej linii oporu. Poprosi kogoś innego, żeby poradził sobie z problemem, który napotkał? I znowu zrzuci odpowiedzialność na elfa lub innego towarzysza, zamiast poradzić sobie sam? Znowu okaże słabość?
Nie. Nie tym razem.
- Spokojnie- poprosił znowu- Musiałaś w jakiś sposób przetrwać lawinę, którą sprowadziłaś na Azyl... A potem ruszyłaś przez góry za nami. Pamiętasz, kim jesteś? Zarija Lavellan, Herold Andrasty?
Przekręciła lekko głowę, jakby nadstawiając uszu. Przestała wpatrywać się w niego jak w źródło zagrożenia. Zamrugała szybko, jakby coś sobie przypominając.
- Jestem Pierwszą- ku jego zaskoczeniu odezwała się we wspólnej mowie. Chociaż nie miał pojęcia co to miało znaczyć.
- Słucham?
Uniosła rękę i przetarła nią twarz, jakby chciała pozbyć się z niej pozostałości snu. Potem z zaskoczeniem popatrzyła na własne ręce i w końcu znowu spojrzała na mężczyznę. Jej oczy rozbłysły nagłym rozpoznaniem.
- Ir abelas, Komendancie- kąciki jej ust uniosły się odrobinę. Natychmiast zaczęła na powrót przypominać dawną siebie- Śniło mi się, że jestem nadal z klanem.
Odetchnął z ulgą, również lekko się uśmiechając. Poradził sobie, nie spanikował.
Rozejrzała się po namiocie z zaciekawieniem. Pozwolił jej na dojście do siebie rozumiejąc, że może być zdezorientowana. Co mogła pamiętać?
         Gdy poprawiła się na pryczy materiał z jej ramienia zaczął się osuwać, ukazując fragment nagiej skóry. Gdy złapała go, poprawiając, nagle zrozumiał że pod tymi wszystkimi warstwami kocy którymi została przykryta nadal jest owinięta w jego płaszcz. Ta świadomość podziałała na niego... pokrzepiająco. Poczuł, że jednak się do czegoś przydał. Przyjemne ciepło ogarnęło całe jego ciało, napawając spokojem. Powstrzymał się, przed szerszym uśmiechem. Mogłaby to źle odebrać.
Elfka usiadła prosto, na powrót przenosząc na niego spojrzenie. Niemal odruchowo wyprostował się. Posłała mu wdzięczny uśmiech.
- Jak się czujesz?
- Zdecydowanie lepiej, niż wczoraj- stwierdziła, dziwnie spokojnie.- Bardzo było ze mną źle?
- Gdy cię znalazłem, byłaś nieprzytomna. I wyziębiona. Solas i Dorian się tobą zajęli. Jeśli chcesz poproszę, aby przyszli.
- Jeśli byś mógł- zgodziła się- I...- uciekła na moment wzrokiem, a potem uśmiechnęła się skrępowana- Chciałabym coś zjeść.
Kiwnął głową, wstając. Zdążył przejść te kilka kroków i odsunąć połę namiotu, gdy usłyszał za sobą.
- Ma serannas, Cullen. Ma melava halani.
Odwrócił się do niej, zaskoczony. Uśmiechała się skromnie. Niezdrowe rumieńce na jej policzkach znikły. Musiało być jej wcześniej za ciepło pod tymi wszystkimi warstwami.
- Obawiam się, że nadal nie rozumiem elfickiego- zauważył, próbując obrócić sytuację na swoją korzyść. Chciał, aby powiedziała wprost co miała na myśli. Chyba mu podziękowała. Ale czy tylko?
Posłała mu zagadkowy uśmiech. Jej oczy zabłyszczały tajemniczo, nim szepnęła:
- Myślę, że zrozumiałeś.


         Jej przebudzenie zmieniło wszystko. Natychmiast w ludzi wstąpiłą nowa wiara i nieodkryte wcześniej pokłady nadziei. Choć pogoń za iluzją przez mróz wykańczał wszystkich ufali, że Herold wie co robi, prowadząc ich w nieznane. Nigdy nie wydawała się bardziej zdeterminowana i skoncentrowana na działaniu. Rozmawiała z ludźmi, nie pozwalając zwątpić. Znajdując dla każdego indywidualny powód, dla którego powinien wierzyć, że przetrwają. I postawiła na swoim. Ponownie udowodniła swoją wartość, gdy odnaleźli zapomnianą przez świat Podniebną Twierdzę, a potem uczynili ją swoją siedzibą. Z zaskoczeniem obserwował, jak zdawałoby się wycofana społecznie dalijka zjednuje sobie ludzi. Choć mogłoby się wydawać, że użyła w tym celu swojej magicznej mocy, jako były templariusz wiedział, że tego nie zrobiła. Ujmowała ludzi swoim charakterem, nie podstępem.
         I właśnie dlatego obwołali ją Inkwizytorką.

[Dragon Age Inkwizycja] Śnieg i ogień. ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz