Pożegnanie.

322 35 17
                                    

      Patrzył na cynamonowe włosy, rozsypane w nieładzie na poduszce. Układały się w szaloną aureolę łapiącą pierwsze promienie wstającego słońca, śląc jasne refleksy. Pięknie kontrastując z jasną skórą zaróżowionego z ciepła policzka. Powieki drgały nieznacznie, reagując na obrazy podsyłane do mózgu przez sen, ale twarz Zariji pozostawała spokojnie zrelaksowana. Oddychała powoli, przez lekko rozchylone usta. Ciemne wargi odcinały się od bieli pościeli.
Czy tak samo spokojnie będzie wyglądała kolejnego ranka? Gdy zostanie sama w ciemności nocy, ogrzewając chłód komnaty swoją magią, a nie grzejąc się ciepłem jego ciała? Czy będzie mruczeć klanową piosenkę przed snem, aby odgonić koszmary przeszłości? Czy może jej oczy będą błyszczały w mroku, bojąc się ukryć za powiekami choćby na chwilę, aby nie zaatakowały potwory?
      Potrząsnął głową, ostrożnie wstając z łóżka, na brzegu którego przycupnął. Odetchnęła głębiej a jasne oczy skryte za powiekami przestały drgać, więc zamarł w pół kroku. Nie spojrzała jednak na niego czujną zielenią. Gdy jej oddech na powrót nabrał miarowego spokoju odszedł od posłania, kierując się do schodów. Kończył mu się czas.
       Schodząc po schodach wieży zauważył, że jego miękkie buty skrzypią cicho. Skrzywił się z niezadowoleniem, bo nie lubił, gdy coś zdradzało jego ruch. Jako łowczy był przyzwyczajony, że jakikolwiek dźwięk zdradzający jego obecność może oznaczać zagrożenie. Choć w odgłosach żyjącej Inkwizycji jego cichy chód czy sposób poruszania się był nie do wychwycenia, tak w panującej w przedświcie ciszy wiedział, że każdy strażnik z daleka usłyszy, że się zbliża...
Westchnął, wchodząc do sali tronowej. Nie wiedział jak Zarija była w stanie odnaleźć się w tym obcym świecie. Jakkolwiek starał się być spokojny i zrelaksowany, przynajmniej w jej obecności, tak cały czas obserwował. Szukał zagrożenia. Był gotowy do obrony. Nawet na moment nie był w stanie rozluźnić napiętego ciała, szykującego się do reakcji.
- Dzień dobry.
Ledwo uczynił pierwszy krok w komnacie przejściowej, jego wzrok zaatakowała niespodziewana jasność, roztaczana przez magiczną kulę zawieszoną pod sufitem. W nozdrza wdarł się mocny zapach farby. Powiódł wzrokiem do źródła dźwięku, zauważając elfa siedzącego na rusztowaniu. Mag zerkał na niego z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
Kiwnął głową, zatrzymując się. Rozejrzał się upewniając, że nikogo innego nie ma w okolicy, bo zamek nadal śpi. Okazja do rozmowy nadarzyła się sama, dlatego podszedł pewnie do drabiny.
- Czy moglibyśmy zamienić słowo?
Mag uniósł z zaciekawieniem brwi, ale odłożył trzymany w dłoni słoik farby i pędzel. Wstał, schodząc nieśpiesznie po drabinie. Stanął bez słowa przed nim, prostując się. Przechylił lekko głowę w bok, w tak charakterystycznym dla elfów geście oczekiwania.
Theriel posłał mu twarde spojrzenie, bez lęku patrząc w bezkresny błękit oczu.
- Zarija jest waszą Inkwizytorką- zauważył- Czy mam twoje słowo, że będziesz na nią uważał?
Solas szerzej otworzył oczy, lekko unosząc kącik ust. Wyglądał na rozbawionego, ale widząc, że Theriel się nie uśmiecha spoważniał na powrót, choć nie opuścił go lekko kpiący uśmiech.
- Jest najważniejsza- zauważył spokojnie- Strzeżenie jej to najistotniejsze zadanie, jakie przed nami stoi.
- Pytam, czy ty będziesz na nią uważał. Nie interesują mnie inni- podkreślił.
Błękit oczu maga był nieprzenikniony. Choć wydawał się zimny i odległy, Theriel zauważył że to tylko pozory. Jego obojętna postawa była zbyt wystudiowana, aby być prawdziwą. Gdyby mu nie zależało, nie zostałby z Inkwizycją. Nie poświęciłby czasu, na szukanie wskazówek.
Nie próbowałby poznać Zariji.
        Gładka skóra wokół oczu drgnęła, czego nie mógł zamaskować, bo nie nosił vallaslin. To była kolejna wskazówka, która utwierdzała Theriela w jego przypuszczeniach.
- Zrobię co w mojej mocy.
Łowczy uśmiechnął się, z wdzięcznością kiwając głową. Zostawiając maga z jego freskami skierował się na most w stronę blanki. Zimny wiatr świtu szarpał rozpuszczonymi włosami, zasłaniając mu obraz. Przyśpieszył kroku, niedbale związując je w węzeł nad karkiem. Stanął przed drzwiami do gabinetu Komendanta i załomotał w nie zdecydowanie mocniej, niż powinien. Przez moment ze środka nie było słychać żadnych dźwięków, gdy w końcu do jego uszu ponad zawodzenie wiatru dotarło zaskoczone, choć zdecydowane:
- Wejść!
Wiedział. Rutherfrd był żołnierzem. W dodatku dowódcą. Musiał wstawać wcześnie.
Uśmiechnął się triumfalnie, naciskając klamkę.

[Dragon Age Inkwizycja] Śnieg i ogień. ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz