Ból. Niewyobrażalny, palący, rozszarpujący wnętrzności. Dreszcze, napinające mięśnie do granic wytrzymałości, miażdżące kości w spazmach cierpienia. Pot, nagrzewający skórę niczym skwiercząca oliwa. Łzy, zamazujące obraz. Uwydatniające przerażające kształty. Ryk. Wypełniaj uszy, narastający w głowie. Wwiercający się w duszę. Krzyk. Zamierający w piersi. Dławiący.
'Dla tego, kto zawierzy Stwórcy, ogień będzie niczym woda.'***
W mroku nocy stukot końskich kopyt na moście był jak na jej gust, zbyt głośny. Czuła, jak drażni wyczulony słuch, powodując nieprzyjemne pulsowanie w skroniach.
- Lethallan, dobrze się czujesz?
Elf od dwóch dni nie odstępował jej nawet na krok, pilnując. Regularnie podawał lecznicze napary i zmieniał opatrunek, przy okazji sprawdzając, czy nie nasila się gorączka. Pilnował aby zjadała całe posiłki i spała odpowiednio dużo, nawet jeśli miałoby to opóźnić ich powrót do Podniebnej Twierdzy.
Obróciła do niego głowę, posyłając uspokajające spojrzenie. Uśmiechnęła się, choć czuła, że jest potwornie zmęczona.
- Wszystko dobrze, Solasie.
Uśmiechnął się ostrożnie.
- Pamiętaj przyjść do mnie przed snem. Zmienimy opatrunek.
W milczeniu kiwnęła głową. Wjechali właśnie przez główną bramę na dziedziniec i jej uwagę natychmiast przyciągnął barwny strój Ambasadorki, czekającej w asyście dwóch posłańców. Gdy zatrzymała łosia przed nimi twarz kobiety rozjaśnił uśmiech.
- Witaj z powrotem, Inkwizytorko!
Wysunęła stopy ze strzemion i przerzucając jedną nas zadem łosia miękko zsunęła się na ziemię. Natychmiast uzdę pochwycił jeden z chłopców stajennych, dlatego odpięła pasek podtrzymujący kostur. Odpięła też tobołek swoich rzeczy. Odwróciła się do Josephiny będąc gotową na grymas obrzydzenia, gdy Ambasadorka zobaczy jej twarz. Nie spodziewała się, że jej uśmiech tylko przybierze na sile.
- Lady Montilyet- przywitała się uprzejmie- Tylko mi nie mów, że czekacie na naradę...- zaczęła niepewnie.
Ambasadorka zaśmiała się uprzejmie.
- Nie mamy zamiaru cię męczyć- uspokoiła. Odwróciła się do posłańców i kazała im zawiadomić pozostałych doradców o powrocie Inkwizytorki oraz o planowanej na dzień następny odprawie- Czy tak będzie dobrze?- rzuciła zaczepnie.
Elfka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Gdy podszedł do nich Varric, wiedziała jakie pytanie zaraz usłyszy.
- Promyczku, idziemy do Tawerny świętować powrót. Idziesz z nami?
Spojrzała na jego rozluźnioną twarz, chcąc natychmiast się zgodzić. Nim jednak się odezwała do rozmowy włączył się Solas.
- Powinnaś wypocząć, da'len. Twoje ciało potrzebuje siły do...
- Wiem, lethallin- przerwała mu, wzdychając.
Zdecydowanie elf był jej głosem rozsądku w momentach, gdy miała ochotę poddać się swojej wolnej naturze. Posłała krasnoludowi przepraszające spojrzenie, gdy w zabawnym ukłonie wycofał się do czekających Szarżowników i ich dowódcy. Ambasadorka wskazała jej dłonią schody, dlatego posłusznie ruszyła z nią. Czuła, jak ramiona opadają jej ze zmęczenia, a mieśnie się rozluźniają. Siodło wymuszało na niej utrzymywanie wyprostowanej, trochę sztywnej postawy, ale po całym dniu podróży cieszyła się, że wrócili do Twierdzy. Kolejny dzień w drodze mogłaby okupić nie dającymi się rozmasować przykurczami mięśni.
- Czy jest coś pilnego, o czym powinnam wiedzieć?- zapytała, gdy wspinały się do drzwi prowadzących do sali tronowej. Nieskrępowanie stukała magiczną laską o stopnie.
- Najpilniejsze meldunki do ciebie dotarły z tego co wiem- odparła kobieta, zerkając na swoją nieodłączną podkładkę.
Na Mythal, czy ona nawet z nią śpi?
Weszły do budynku. Po mroku na dworze światło płonących pochodni było wręcz oślepiające. Przymrużyła oczy i to dlatego zareagowała na dźwięk. Z bocznego korytarza prowadzącego do pracowni najczęściej używanej przez Solasa doszedł ją odgłos szybkich kroków. Zatrzymała się gwałtownie, omal nie potrącając idącej obok Josephiny. Wpatrzyła się w drzwi, czekając.
- Zarija?
Klamka drgnęła i po chwili do pomieszczenia wpadł jeden z posłańców, których odesłała Josephina. Zawahał się, spostrzegając kobiety, ale podszedł do nich, w wyuczonym odruchu uderzając pięścią w pierś.
- Ambasadorko, nie udało mi się przekazać wieści Komendantowi- zameldował na wydechu- Nikt nie otworzył drzwi. Nikogo chyba nie ma w środku.
Elfka zauważyła, chyba po raz pierwszy, na twarzy kobiety wyraz zaskoczonego niezadowolenia. Ściągnęła brwi i uniosła rękę do ust, choć z braku pióra, przygryzła paznokieć. Rzuciła Inkwizytorce zagadkowe spojrzenie.
- Coś się stało, Josie?
Ambasadorka zająknęła się. Wzięła jednak uspokajający wdech, natychmiast prostując plecy. Odesłałą chłopaka i dopiero gdy zniknął za drzwiami wyjściowymi odważyła się odezwać.
- Nikt nie widział Cullena od wczorajszego wieczora- przyznała w końcu.
- Co...?
Zaskoczona Inkwizytorka sama nie wiedziała, o co chciała zapytać. Obróciła się, zerkając na otwarte przez posłańca drzwi. Jak to 'nikt nie widział Cullena od wczorajszego wieczora'? To co się z nim, na Wielkiego Elgar'nana stało? Przecież nie mógł się rozpłynąć w powietrzu. Raczej też się nie zgubił- owszem, Podniebna Twierdza była olbrzymia, ale przecież nie dla doświadczonego wojskowego! Może dokądś wyjechał? Wezwano go w pilnej sprawie? Albo... Nie. To ona jeździła z poselstwami. Była Inkwizytorką i spoczywało to na jej ramionach. Z resztą, nie wyjechałby, nie informując nikogo. Może gdyby był zwykłym żołnierzem, ale nie piastując stanowisko Komendanta Sił Zbrojnych Inkwizycji. Był zbyt obowiązkowy. Wiedziała to.
- Gdy dotarł do nas meldunek o waszej potyczce z czerwonymi templariuszami natychmiast chciałam mu go zanieść. Chciałyśmy też z Lely uzgodnić, czy nie lepiej wysłać więcej oddziałów w teren, skoro wróg podkradł się tak blisko nas- zaczęła tłumaczyć Ambasadorka. Słyszała, że sili się na spokojny ton głosu- Ale chyba go nie było w gabinecie. Albo był, ale spał? W końcu było późno. Więc zostawiłyśmy sprawę na dzisiaj. Ale...
- Nadal wam nie otworzył- przerwała jej, czując nieprzyjemny dreszcz na karku. Nie chciała na to pozwolić, ale im więcej Josephine mówiła, tym bardziej czuła, że sytuacja nie wygląda dobrze. Po prostu wiedziała, że coś musiało się stać. To jego dziwne zachowanie w przeddzień wyprawy, płytki oddech, rozbiegany wzrok, sztywność w ruchu... Chociaż z drugiej strony od tamtego dnia minęło tak wiele czasu. Może się wtedy pochorował, ale do teraz powinien już wyzdrowieć. Ile ich nie było, dwa tygodnie, trzy? Nie, chyba dłużej, Sztormowe Wybrzeże jest tak daleko...
- Josie, idź spać- poprosiła, zwracając się do Ambasadorki z lekkim uśmiechem- Nie ma sensu teraz podnosić alarmu. Zajmiemy się tym rano.
Kobieta nie wyglądała na przekonaną. Stały w milczeniu, mierząc się wzrokiem- antivianka z niepokojem wymalowanym na okrągłej twarzy i elfka, uśmiechająca się bez przekonania. Co spowodowało, że Josephine w końcu w milczeniu kiwnęła głową i udała się do swojej komnaty, tego Zarija nie wiedziała, ale w ciszy podziękowała za to swoim bogom. Gdy tylko trzasnęły drzwi prowadzące do pomieszczeń mieszkalnych odwróciła się i pośpieszyła na most prowadzący do gabinetu Komendanta.
CZYTASZ
[Dragon Age Inkwizycja] Śnieg i ogień. ✔︎
FanficKiedyś była Pierwszą po Opiekunce. Wiedziała, jak będzie wyglądać jej życie w leśnym klanie. Znała swoje zadania i miała jasno określony cel. Aż nadeszło Konklawe i Wybuch, które położyły kres dalekosiężnym planom i marzeniom. Cena wydawała się zby...