*Czkawka
Obudziłem się dość wcześnie jakoś ok.5:00. Leżąc w łóżku rozmyślałem o tym jakie konsekwencje przyniesie dzisiejszy dzień, niby nie zostanę wodzem, ale od teraz mam się do tego przygotowywać. Nie widzę się w tym, wstydzę się o tym mówić bo to wielki zaszczyt być przywódcą, lecz ja nie wiem czy dam radę... Jestem liderem jeźdźców smoków,to raptem sześć osób, a i tak mam czasami trudności w zapanowaniu nad nimi co dopiero całą osadą. Syn Stoicka Ważkiego brzmi tak dostojnie,ale prawda jest taka, że to chuderlak z metalową nogą. Chciałbym chociaż wyglądać, jak wiking... Wygląd by mi się przydał w znalezieniu sobie przyszłej żony, a tak ani silny, ani męski, ani przystojny jestem bez szans. Chociaż i tak nie mogę sobie wyobrazić, że zakochałem się w kimś innym niż Astrid... Z moich rozmyśleń o wojowniczce wyrwał mnie mój Ojciec, który zawołał mnie na dół.
-Wszystkiego Najlepszego synu!-Odezwał się,gdy byłem już na dole.
-Dzięki tato.-Odparłem z uśmiechem.
-Mam tu coś dla Ciebie.-Powiedział biorąc w silne ręce pakunek owinięty w skórę jaka i obwiązany sznurkiem. Mój rodzic lubił dawać prezenty takie, jak topory,maczugi, miecze i sztylety. Dlatego zdziwiło mnie to, że nie widzę żadnego ostrego przedmiotu po odwinięciu prezentu.
-W zasadzie to od twojej Matki, chciałabyś to założył na ucztę.-Zniżył ton,jak zawsze gdy o niej wspominał.-Ode mnie masz jedynie klamrę będzie ci pasować.-Dopowiedział wódz. Było to długie ciemnobrązowe futro w, którym trzeba przyznać wyglądałem dość dobrze. Klamra od ojca była srebrna, a na jej środku był herb Berk.
-Koniec tych przebieranek masz dużo zajęć, trzeba ogarnąć akademię i twierdze, nie zapomnij, że dzisiaj ty przyjmujesz gości z daleka.-Wyjaśnił Stoick.
-Jakbym mógł zapomnieć, a czy koniecznym było zaproszenie tylu ludzi?-Zapytałem mając iskrę nadziei, że może Ojciec zmieni zdanie.
-Oczywiście, że tak. Jak mam inaczej pokazać swojego syna światu, może nawet znajdziesz sobie kogoś nauczcie.-Zapanowała cisza po,jakże dyskretnej sugestii przywódcy Berk.
-Ja może lepiej już pójdę, no wiesz sam mówiłeś tyle spraw przed wielkim wieczorem, to pa.-Powiedziałem, ulatniając się z domu. Kiedy zmierzałem do Akademii przez wioskę wszyscy witali mnie i życzyli wszystkiego najlepszego.Mówili również, że będę wspaniałym wodzem co mnie jeszcze bardziej przybiło. W takim nastroją wszedłem do miejsca gdzie kiedyś Hakokieł prawie mnie nie zabił. Na środku stali Jeźdźcy w kółku twarzami do siebie o coś się kłócili w sumie, jak zawsze.
-No i co z tego moim zdaniem taki wypchany jak był dobry, ale wy nigdy nie bierzecie pod uwagę moich pomysłów.-Oburzył się Mieczyk
-Twoich?!! Wszyscy wiedzą, że to był mój pomysł!-Rozzłościła się Szpadka.
-Halo jesteśmy bliźniakami! Pomysły też mamy wspólne,może to ja na to wpadłem tylko ty to powiedziałaś?-Bronił się Thorston.
-Nie damy, żadnego jaka. Czkawka powinien dostać jakąś mądrą książkę, a nie wypchanego zwierzaka.-Odezwał się Śledzik.
-Nie obrażaj Jaknisława, on jest wrażliwy!-Zareagował szybko bliźniak.
-Błagam cie, jak coś co ma w środku trociny może mieć jakiekolwiek uczucia?-Spytał Ingerman.
-Trociny trocinami, ale ja mam idealny pomysł. TADA!!!-Krzyknął Sączysmark pokazując pożółkłą kartkę.
-Czy to...-Zaczął Śledzik.
-Tak, to mój portret. Mówiłem, że idealny-Oznajmił zadowolony z siebie Jorgenson.
-Mieliśmy nie dawać obrzydliwych prezentów.-Zauważyła Szpadka.
-A nie sądzicie, że lepiej byłoby gdyby każdy dał mu coś od siebie? Uniknęlibyśmy wtedy niepotrzebnych sporów.-Zaproponowała Astrid. Jeźdźcy pokiwali głowami zgadzając się na ten pomysł.
-A ty? Jak sądzisz Czkawka?-Spytał się jubilata, Mieczyk. Wszyscy Obrócili się w stronę jednonogiego udając, jakby nic się nie stało. Nie chciałem psuć im zabawy,dlatego też powiedziałem:
-W sumie nie wiem, a o czym rozmawialiście, bo nie słyszałem?-Spytałem z uśmiechem.
-A, o niczym ważnym. Co tu robisz?-Spytała właścicielka Śmiertnika.
-Musze tu ogarnąć, zanim zjawią się„wielcy wojownicy", którzy będą chcieli zobaczyć te miejsce.-Oznajmiłem niezbyt tym uradowany.
-Właśnie najlepszego przyjacielu!-Wykrzyczał Sączysmark, który rzucił się na mnie,przez co wylądowałem na podłodze.
-Dzięki, przyjacielu.-Powiedziałem gdy wstawałem i otrzepywałem się z kurzu. Szybko posprzątaliśmy akademię i ruszyliśmy do twierdzy. Nie było tam dużo roboty,prawie wszystkim zajął się Pyskacz. Wymknąłem się gdy nikt nie patrzył i poszybowaliśmy ze Szczerbatkiem między chmury. Tego było mi właśnie trzeba świeże powietrze i to uczucie, że jest się wolnym. Kiedy lecieliśmy spokojnie nad oceanem, ujrzałem płynące w naszą stronę statki, Które przypomniały mi o moich obowiązkach.
-Czas wracać, Mordko.-Oznajmiłem przyjacielowi, a on ze smutkiem zawrócił w kierunku wyspy.
Statki jeden za drugim przybijały do portu, a z nich wychodzili wielcy wikingowie, od których aż biło męstwem i honorem.
-Dajesz sobie radę?-Spytała mnie Astrid.
-Jakoś...-Odpowiedziałem szczerze.
-Chciałam z tobą pogadać....-Nie dokończyła, ponieważ przed nami stanął człowiek jak Dąb i dziewczyna.
-Jestem Sterkur wódz wyspy Eik, a to moja córka Ideell.-Powiedział.
-Miło mi cię poznać.-Mówiąc to uśmiechnęła się szczerze.
Witojcie, na początku chciałam wam podziękować za tak ciepłe przyjęcie tej nowej opowieści i przeprosić, że tak było nie było nexta. Zachęcam was do gwiazdkowania i komentowania, oczywiście jeśli macie jakiekolwiek pytania to piszcie. W następnej części trochę lepiej poznamy Ideel i będzie więcej Hiccstrid ;) Do zobaczenia niedługo <3
CZYTASZ
Nie wiem czy się nadaję...
FanfictionCzkawka powoli musi się przygotowywać do roli wodza i męża. Gdy zbliżają się jego 19-ste urodziny jego ojciec organizuje huczną ucztę, jeździec Nocnej Furii nie jest tym zbytnio zadowolony. Wszyscy liczą na niego i oczekują, że na uczcie wybierze so...