14.

7K 318 7
                                    

Biegłam przed siebie, nie zwracając uwagi na Agathe i Luke'a. Dotarłam do bramy, która na szczęście była otwarta, dlatego szybko wybiegłam z posesji.
Wszędzie dookoła był las, ale jakaś droga musiała to być, skoro przyjechaliśmy tutaj autem.

Rozglądałam się przez chwilę, jednak kiedy usłyszałam czyjeś głosy rzuciłam się w nieznanym mi kierunku. Wbiegłam w ciemny i straszny las, potykając się o kilka wystających korzeni.

- Des! Destiny! - krzyczał blondyn, cały czas biegnąc za mną.
Powoli traciłam siły i przedstawiłam czuć nogi, ponieważ moja kondycja nie była zbyt dobra, ale nie podawałam się i biegłam dalej.
Nie zwracałam już nawet uwagi na to, że nie mam butów, dlatego wszystkie kamienie, szyszki i inne gówna wbijają mi się w stopy.

Po pewnym czasie przestałam słyszeć krzyki oraz bieg Luke'a, dlatego zwolniłam, jednak zaczęło mi się kręcić w głowie, więc usiadłam na jakimś kamieniu, starając się oddychać równomiernie. Nie wychodziło mi to za dobrze, gdyż zawroty i ból głowy nie ustawały, a mi zaczynało robić się coraz słabiej. Powoli czułam, że odlatuje, jednak starałam się jak najdłużej zostać przytomna, aby Luke i reszta mnie nie złapali. Moje plany nie powiodły się, ponieważ z powodu braku siły, zemdlałam.

***

Powoli otworzyłam oczy lecz jasny blask oślepił mnie, dlatego cicho jęcząc, z powrotem je zamknęłam.
Zaczęłam słyszeć czyjeś głosy, jednak nie byli to chłopacy, ponieważ ten głos był jakiejś kobiety, ale również nie Agathy ani Veronicy.

- Dzień dobry Maya, widzę, że już się ocknęłaś - powiedziała kobieta, przez co otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. - Jesteś w szpitalu skarbie, nic ci nie grozi - uśmiechnęła się promiennie.
- Pani chyba mnie z kimś pomyliła, ja nazywam się Destiny - powiedziałam, a jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
- A-ale jak to? Twój brat mówił coś innego - zająkała się, a ja spojrzałam na nią jak na chorą psychicznie.
- Ja nie mam brata, jestem jedynaczką - stwierdziłam, a kobieta odwróciła się w stronę drzwi, marszcząc brwi.
- Więc kim on jest? - wskazała na kogoś za drzwiami.
Odwróciłam się w tamtą stronę i wtedy wszystko zrozumiałam.

W poczekalni siedział Michael, wraz z Calumem, Lukiem i dziewczynami.
W momencie, w którym odwróciłam się, blondyn uśmiechnął się do mnie, machając mi. Odwróciłam się do pielęgniarki z zamiarem powiedzenia żeby zadzwoniła po policję, ale wielki huk przeszkodził mi w tym.

Na sali segregacji zrobiła się straszna panika. Lekarze i pielęgniarki latali od pacjenta do pacjenta, a ja nie wiedziałam jak się zachować, jednak Luke mnie od tego wyręczył, wbiegając do sali.

- Zbieraj się, idziemy słonko - podszedł do mnie, uśmiechając się głupio.
- Nigdzie z tobą nie idę, poza tym jestem pełnoletnia i sama o sobie decyduje - stwierdziłam, odwracając się do niego plecami.
Chłopak zaśmiał się, idąc do lekarza.
Chwilę z nim rozmawiał, po czym z powrotem do mnie wrócił. Stał i patrzył się na mnie nic nie mówiąc. Gdy już chciał się odezwać nastąpił kolejny huk, przez który prawie spadłam z łóżka.

- Zostań tu - rozkazał niebieskooki, po czym wybiegł z sali, pokazując coś do reszty. Zaraz po tym chłopaki rozdzielili się, a dziewczyny weszły do sali. Agatha pokazała Veronicy, aby ta została ze mną, a sama poszła do lekarza. Dziewczyna zielonowłosego jęknęła, odwracając się do mnie. Spojrzała na mnie, po czym prychnęła, ale podeszła do mnie.
Wyciągnęła z pod łóżka krzesełko, na którym zaraz po tym usiadła, cały czas patrząc na mnie.

Odwróciłam od niej wzrok, spoglądając na drugą blondynkę, która nadal rozmawiała z lekarzem. Gestykulowała coś rękami, co jakiś czas pokazując na mnie.

Po jakiś dwóch minutach nastąpił kolejny huk, przez który Agatha przestała rozmawiać z mężczyzną i zamiast tego podeszła do nas.

- Mam ich w dupie - mruknęła i zaczęła odczepiać ode mnie te wszystkie kable i inne gówna.
- Co powiedział? - spytała Vera, wstając i kopiąc taboret pod łóżko.
- Że to ona ma zadecydować czy wychodzi czy nie - powiedziała, spoglądając na mnie.
- Mówicie o mnie, prawda? - spytałam, łapiąc zielonooką za rękę.
- Nie, o mnie - zaśmiała się niebieskooka. - Boże głupio się pytasz, oczy... - przerwał jej czyjś śmiech.

Nie był to jednak nieznany mi dźwięk, ponieważ znałam jego właściciela. Znałam i to bardzo dobrze.
- Harry... - szepnęłam.

Dług || L.H Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz