Rozdział 3

1.3K 103 64
                                    

Edy

Ustawieni w rzędzie żołnierze wydawali się, jakby byli zrobieni z ołowiu.
Mimo, że wyjawiliśmy im przebieg procesu asymilacji, niewzruszeni podpisywali papiery.
- Dezerterzy, samotnicy, sieroty, przestępcy, chorzy. Pomyśl, pozbędziemy się ich wszystkich, tworząc coś przydatnego dla środowiska, armię niezniszczalnych mścicieli.
Jednak kiedy patrzyłem w twarze tych ludzi nie czułem dumy, czułem odrazę na to ile nam poświęcili.
- Pamiętaj, że tworzymy ich tylko, aby schwytać Reece- upomniałem matkę.
- W rzeczy samej, ale czy nie lepiej upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie?- podstępny uśmiech kobiety skłonił mnie do przemyśleń.
Mściciele, choć niebezpieczni, byli dobrym sposobem na zyskanie władzy. Kiedy nasze działania wyjdą na jaw, inne kraje będą w stanie zapłacić nam miliony jak nie miliardy za Preparat Zero.
- A gdybyśmy ją w to wyciągnęli- zastanawiałem się na głos.
- Chcesz wpuścić lisa do kurnika?
- Nie lisa, a koguta.

Reece

- Wiesz co mnie naprawdę denerwuje?
Zagadnęłam Nate'a patrząc się przez szybę samochodu na mijane drzewa. Wyjechaliśmy godzinę temu, ciągle kierując się bocznymi ulicami.
- Hmm, niech pomyślę...- zaczął z krzywym uśmiechem na ustach.- Może fakt, że twoje imię tak naprawdę jest męskie?
Skrzywiłam się i zaśmiałam na jego słowa, po czym odwróciłam się w jego stronę.
- Trafiłeś w mój słaby punkt- Nate patrzył się na ciągnącą się przed nami drogę i co chwilę wybijał palcami na kierownicy niespokojny rytm. Wiedziałam, że się bał, ostatnio prawie w ogóle nie sypiał, a gdy już udało mu się uciąć drzemkę budził się po paru minutach zlany potem i chwytał mnie za rękę.- Chodziło mi bardziej o to jak ktoś używa przenośni, jakby nie dało się wyrazić tego co chce powiedzieć normalnie.
- Co cię zebrało na takie myśli- skrzywił twarz w uśmiechu.
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w kierunku okna. Wszystkie możliwe miasta pozostawały już za nami. Lekko podskoczyłam w fotelu, kiedy jeep najechał na duży kamień.
- Czy tak trudno wylać asfalt w lesie?!-wykrzyknął chłopak trzepiąc dłonią w powietrzu, na którą wylała się jeszcze gorąca kawa. Zdusiłam w sobie chichot i z wymuszanym spokojem odpowiedziałam:
- Myślę, że tak. A poza tym jeepem jeździć po asfalcie? To tak jakbyś kazał komarowi jeść banana. Nie jest do tego przystosowany.
- Tylko ty zawsze odpowiadasz na pytania retoryczne- pokręcił głową, przykładając do ust poparzoną rękę.- Nawet nie próbuj!- dodał widząc, że otwieram usta, żeby coś powiedzieć.

***

Nagłe szarpnięcie samochodu wybudziło mnie z płytkiego snu. Wyprostowałam się rozejrzałam dookoła. Za oknami, świat pogrążony w śniegu ogarnęła ciemność, rozpraszana jedynie strużką światła, wydobywającą się z reflektorów auta. Zerknęłam na Nate's, który zaciągał  hamulec ręczny. Wyglądał na wykończonego cało dniową jazdą, jednak upał się, że nie zatrzymamy się na ani jeden postój. W naszej sytuacji mogłoby to być za duże ryzyko.
- Mam nadzieję, że już jesteśmy, bo chyba zaraz rozsadzi mi pęcherz!- mruczę przyciskając dłońmi do krocza i tupiąc nogami w miejscu. Wiercę się jeszcze bardziej, aż w końcu trącam nogą schowek, który się otwiera, a z jego środka wypada pistolet.- Nate! Kurwa! Wiedziałam! Dalej jesteś na mnie zły! Ale to nie powód żeby mnie zabijać!
Chłopak wygląda na skołowanego, kiedy wymachuje energicznie rękami i krzyczę. Spogląda skosem na broń i uśmiecha się jak jeden ze złoczyńców z filmów o superbohaterach.
- Oh aniele....-gładzi mnie po twarzy i chwyta za brodę formując z moich ust dzióbek- Najpierw cię zgwałcę, nie bój żaby. Rodzice powtarzali mi, żeby niczego nie marnować.
Powiedział to z bardzo pewną miną i gdyby nie to, że chwilę później cmoknął mnie w usta, byłabym skłonna mu uwierzyć. Odsunęłam się jak najdalej wciąż ściskając broń.
- Więc...?
Wzdycha przeciągle i spogląda przez okno.
- To w razie gdyby, ktoś mógłby nam zagrozić.- rozgląda się nerwowo w około jakby zza zaśnieżonych drzew miała wyskoczyć postać z horroru.
- A niby kto mógłby to zrobić? I jakby miał nas znaleźć?- pytam nerwowo czując jak że zdenerwowania ręce mi się nagrzewają więc opuszczam pistolet na kolana.- Nate, nikogo tym nie zabijesz, rozumiesz?- mówię prawie szeptem wyobrażając sobie jak chłopak mierzy w pierś jakiegoś niewinnego człowieka.
- Nie trzeba od razu zabijać, można na jakiś czas unieruchomić.
- Ta, albo na zawsze! Nate! Nie możemy krzywdzić niewinnych!- czuje się jakbym była matką, która tłumaczy małemu dziecku, dlaczego nie wolno się znęcać nad innymi.
- Ludzie, którzy nas ścigają, nie są niewinni Reece! Musimy mieć czym się bronić.- mówi już spokojniej zaciskając pięści i patrząc mi w twarz. Jego usta były zaciśnięte w wąską kreskę.
- Zapominasz, że ja sama jestem zabójczą bronią... - odwracam się od niego patrząc w swoje dłonie.
- Reece, ja nie...
- Skończymy to. Oboje jesteśmy zmęczeni po podróży weźmy rzeczy i idźmy do domu.
Nie mówiąc nic więcej wysiadam z samochodu, nie przejmując się przemakającymi trampkami w śniegu. W oddali słychać wycie wilków i huczenie sów, jednak oprócz tego panowała cisza, żadnego rumoru z miast, warkotów samochodów. Stare drzewa wydawały się, jakby były
smugami cienia na tafli śniegu. Nie wiedziałam skąd przybyliśmy, ponieważ nasze ślady skutecznie zakryła nowa warstwa, wciąż sypiącego, białego puchu. Nagle zgasły światła reflektorów, byłam w stanie coś dostrzec tylko dzięki błyszczącym gwiazdom i blasku półksiężyca. Po drugiej stronie auta zaskrzypiał śnieg, pod butami chłopaka. Wyciągnął nasze rzeczy z bagażnika i niespodziewanie rzucił w moim kierunku torbę z moim ubraniami, którą chwyciłam pewnie, sama nie zdając sobie sprawy z mojego wyczynu. Nate jakby nie wzruszony moją zręcznością ruszył przed siebie, a ja od niechcenia musiałam podążyć za nim. Z każdym krokiem czułam jak pod moimi stopami topnieje śnieg Bałam się że to może być spowodowane temperaturą mojego ciała, ponieważ pod nogami Nate'a śnieg wydawał się ubity i zostawiał po sobie tylko delikatne wgłębienia. Może to ja w złych miejscach stawiam kroki? Ostrożnie, żeby się nie wywalić, postawiłam stopę na śladzie wyrzeźbionym podeszwą Nate'a. Przeszłam tak już trochę i wtedy z zaciekawieniem zerknęłam za siebie chcąc zobaczyć czy moje obawy się potwierdziły, jednak było tylko widać normalne odciski butów. Potrząsnęłam głową i wróciłam do podążania za chłopakiem. Skupiona na trafianiu w ślady, nie zauważyłam, że przestrzeń między nimi coraz bardziej się powiększa, aż wreszcie musiałam skoczyć, żeby stanąć w następnym zagłębieniu. Jednak przeliczyłam swoje możliwości i poślizgnęłam się na niestabilnym podłożu. Zanim upadłam złapał mnie Nate, śmiejąc się pod nosem.
- Zrobiłeś to specjalnie!- także się zaśmiałam, a nasza wcześniejsza kłótnia poszła w niepamięć. Kręcąc głową odwrócił wzrok, jednak dalej się uśmiechał.
- Chodź, już niedaleko.
I chwilę później trzymając chłopaka za rękę ukazała nam się chata, a bardziej willa.


Kto oglądał Moon Lovers? Xd ja tam lubię tę scenę, chociaż jestem team #wangso
Kiedy wy będziecie ty czytać ja będę umierać po koncercie G-dragona w Amsterdamie! Xd 😍😍😍

6 Przykazań WyrzutkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz