Rozdział 1

1.1K 91 2
                                    

Reece

Otworzyłam oczy wybudzona z koszmaru.
Zaczerpnęłam tchu siadając na łóżku i wsparłam głowę na rękach. Spojrzałam na swoje dłonie. Takie małe, miękkie i z piegiem pod linią życia u lewej. Takie niewinne... A jednak zabójcze. Zanim się obejrzę jego dłoń obejmuje moją i przyciąga mnie do siebie. Trzyma mnie bez lęku z wielką pewnością siebie, jednak on nie wie, nie wie jaką niebezpieczną broń trzyma. Patrzę w jego szare tęczówki i lekko się uśmiecham, aby ukryć strach, który mnie paraliżuje.
- To był tylko sen- przekonuje mnie i gładzi po twarzy.
- Wcale nie. To było wspomnienie- ścisnęłam mocno jego rękę. I zadałam pytanie, które mnie tak nurtowało od kilku dni.- Dlaczego, mi wybaczyłeś?
Spuścił wzrok, jednak pewnie trzymał moją dłoń. Przyglądam się jego twarzy, gdy się namyśla i dostrzegam cień lekkiego zarostu na żuchwie i to jak powstaje mu zmarszczka między brwiami.
- Kiedy się kogoś kocha...
- Ocho, czyżby to było jedno z tych ckliwych wyznań?- przerywam mu, lekko się drocząc.
- Zamknij się i słuchaj- upomina mnie i próbuje powstrzymać uśmiech.- Jak już mówiłem. Kiedy się kogoś kocha, wybacza mu się pomyłki i błędy- przymyka oczy.- A potem jest seks na zgodę i każdy jest zadowolony.
Praskam śmiechem i sprzedaje mu kuksańca w żebra.
- Jakiś ty romantyczny- wywracam oczami, a on wzrusza ramionami.
- Przynajmniej jestem szczery i liczę na ten seks- mówi unosząc brwi i wywijając wargi.
- Nie dzisiaj.
Odwracam się do niego tyłem i z uśmiechem na ustach słyszę jego westchnięcie. Jednak, kiedy znów słyszę jego miarowy oddech uśmiech znika z moich ust. Wstaje z łóżka i rozglądam się po jego pokoju. Jest mały i urządzony nowocześnie. Białe biurko stoi pod oknem, a na nim wazon z liliami (postawił go tu, gdy spalam), komputer i fotografia rodzinna składająca się z sztucznych uśmiechów. Duża szafa stała przy jednej ze ścian powyklejana plakatami Chicago Bulls. Gigantyczne łóżko na środku pokoju zagracało połowę pomieszczenia, porozrzucane ubrania po podłodze psuły wystrój nowoczesności i zadbania. Nie widziałam nic poza tym pokojem i łazienką, uważam że tak jest bezpiecznej, jeszcze bym się na jakąś sprzątaczkę natknęła i mój pobyt tutaj zakończyłby się szybciej niż tegoroczna zima (serio, dopiero co padał śnieg i pizgało, a teraz nic tylko rozłożyć kocyk i wylegiwać się na plaży). Trudno mi było się tu odnaleźć, z dala od murów, od miejsca, które uważałam za dom. Co ja mam zrobić? Oni nie są bezpieczni w moim towarzystwie,nikt już nie jest, a jednak bez wahania mnie przyjęli. Scarlett obiecała, że nic nie powie chłopakom, bo wiem, że sama muszę to zrobić. Pewnie w tym momencie jedzie z Gabem do jego rodziny w Michigan, tam nic jej nie zagraża. Trochę im to zajmie, musieli jechać z samego Nowego Jorku, ale to nawet dobrze. Nagle słyszę dzwonienie telefonu i szybko podbiegam do biurka, aby wziąć urządzenie. To Gabe, ale przecież miał dzwonić rano, coś musiało się stać.
- Halo?- szepczę, aby nie obudzić chłopaka.
- Idź na dół do salonu i włącz telewizor- mówi z przekonaniem.
- Ale...
- Nikogo nie ma w domu, oprócz was. Idź!- odpowiada zanim zdążę dokończyć.
- Dobrze- otwieram drzwi i zatrzymuje się na korytarzu.- Yyy... Gabe?
- Na dół schodami i w lewo, aż zobaczysz telewizor.
Kiwam głową, jednak zdaje sobie sprawę, że on tego nie widzi i zbiegam po schodach. Skręcam od razu w lewo i wstrzymuje oddech. Trudno nie zobaczyć tego telewizora, w końcu zajmuje całą ścianę! Podchodzę bliżej i szukam pilota wzrokiem, który leży na oparciu kanapy.
- Który kanał?- pytam do słuchawki.
- Każdy. Wszędzie o tym mówią.
Ręka zaczyna mi drżeć, gdy włączam urządzenie i nie oddycham, gdy opadam na sofę.
- Znamy już tożsamość zabójcy Ernie'go Doon'a, Aarona Richtera i Logana Stewart'a, oraz porywacza Scarlett Quimby. Jest to szesnastoletnia Reece Evernight, która przez ostatnie pół roku mieszkała w zakładzie dla psychicznie chorych Imienia Świętego Walerego. Przypuszczamy, że to dzięki kanałowi burzowemu wyciągała poza obszar ośrodka ofiary, jednak w ostatnim przypadku w zabójstwie przeszkodził jej jeden z pacjentów, Edmund Wales, syn dyrektorki placówki. Co masz do powiedzenia widzom chłopcze?- mówi kobieta stojąca na tle ośrodka i zbliża mikrofon do ust Edy'ego.
- Chcę coś przekazać samej Reece. Słuchaj, znajdziemy cię, nie ważne, gdzie się ukryjesz i dokończymy to co zaczęliśmy.- w jego oczach błysnęła iskierka pogardy. Na jego twarzy nie było już śladu po oparzeniach, które mu zrobiłam, jednak dalej chciało mi się rzygać na jego widok.
- Co teraz zrobimy?- szepnęłam cicho, kompletnie zapominając o telefonie w mojej ręce.
- Uciekniemy- słyszę za plecami głos Nate'a i odwracam się w jego stronę ze łzami w oczach.
- To ja może się rozłączę...- rejestruje mimochodem słowa Gabriela, po czym rozchodzi się buczenie w słuchawce.
- Dokąd?- pytam masując dłońmi skronie.
- Mam domek poza miastem, na kompletnym odludziu. Parę mil od najbliższego sklepu. Możemy tam pojechać i zostać na trochę.
- My? Naprawdę chcesz się wyrzec wolności ze względu na mnie?- podchodzi do mnie i klęka u moich nóg, aby móc spojrzeć mi prosto w oczy.
- Ty sprawiasz, że jestem wolny, Reece. Bez ciebie się duszę, kiedy cię przy mnie nie ma, czuję jakbym błądził po omacku. Sprawiasz, że jestem w stanie pokonać każdą przeszkodę, aby do ciebie dotrzeć- opadam na ziemię i przytulam się do niego, chowając głowę w zagięciu jego szyi. - A jednak, potrafię być romantyczny.
- Potrafisz też zepsuć najpiękniejszą chwilę- mówię ze śmiechem.
- Ma się te zdolności- ciągnie mnie w górę i wyłącza telewizor.- Chodź zrobimy coś sobie do jedzenia.
- O drugiej w nocy?- wzrusza ramionami i trzymając mą dłoń kieruje się w głąb domu.
Jego palce zakreślają delikatne kółeczka na wierzchu mojej ręki i wtedy uświadamiam sobie, że pozwoliłam sobie na zbyt wiele. Wyrywam swoją dłoń i krzyżuje ramiona udając, że zrobiło mi się zimno, chociaż to nie możliwe, ponieważ w tym domu jest gorąco jak w piekle. Uśmiecham się ponuro, gdy się do mnie odwraca, jednak on jedynie marszczy nos.
- Coś jest nie tak?- pyta, kiedy już jesteśmy w kuchni i opiera się o blat wielkiej nowoczesnej wyspy.
- Nie. Dlaczego?- spoglądam w bok i wyciągam dłoń, aby poprawić nieistniejący kosmyk włosów. Ja to jestem głupia, po tej stronie głowy mam łysego placka.
- Nie kłam, przecież widzę jak mnie od siebie odsuwasz i nie znam powodu twojego zachowania, ale nie jestem ślepy. Nie mówię, że wiem przez co przeszłaś, jednak nie możesz mnie odtrącać, teraz już nie jesteś sama, masz mnie, chcę ci pomóc- skinęłam głową, ale nie umiałam spojrzeć mu w oczy.
- Stało się ze mną coś przerażającego...

6 Przykazań WyrzutkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz