Od dawna bałam się samotności. Nie lubiłam ciszy, która z nią przychodziła ani poczucia kompletnej beznadziei. Poczucia, że dla nikogo się nie liczę i już zawsze będę sama skoro od najmłodszych lat nikt mnie nie chciał. Pamiętam, że ciągle wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrz tylko po to, żeby nie potrzeć na ściany mojego pokoju. Ilekroć znajdywałam się wśród ludzi chłonęłam każde słowo, każdy dotyk tylko po to, by później przypominać sobie o nim kiedy spędzałam kolejną godzinę w zamkniętym pokoju.
Wiele zmieniło się kiedy rodzice wysłali mnie do szkoły z internatem, abym w końcu zeszła im z oczu. Tam nigdy nie byłam samotna, czy tego chciałam czy nie zawsze znalazł się ktoś kto ciągle trajkotał mi nad uchem lub prosił o koją uwagę. Dzięki tej szkole znów poczułam się człowiekiem i znalazłam drugą połówkę mojej duszy. Tak zgadliście, Chelsea. Mimo tego, że nie da znaleźć się kogoś kto różniłby się ode mnie bardziej tylko ona mnie rozumiała. Dlatego kiedy stałam w hali odlotów żegnając się ze swoja najlepsza przyjaciółką czułam jakby moje serce rozpadało się na milion kawałków. Nie ważne, że zobaczymy się za kilka tygodni kiedy wróci na moje urodziny i tak czuję jakbyśmy żegnały się na zawsze.
***
Stałam na progu domu moich dziadków, zastanawiając się czy podjęłam dobrą decyzję. Jestem dorosła i umiem zająć się sama sobą. Okej, nawet jeśli to nie jest do końca prawda to jestem dorosła na tyle, żeby samodzielnie nawiązywać jakiekolwiek relacje. Moi dziadkowie jednak myślą, że skoro potrzebowałam pomocy w poskładaniu swojego życia do kupy, wlicza to pomoc w nawiązaniu nowych przyjaźni. Ale jak mogłam odmówić im kiedy postanowili zorganizować przyjęcie powitalne? Nie mogłam, nawet jeśli czułam się jak dziecko.
Delikatnie zapukałam do drzwi, jedną ręką trzymając mój słodki sernik. Oczywiście, że musiałam przynieść coś ze sobą, inaczej moja babcia powiedziałaby, że jestem niegrzeczna. Miałam jednak nadzieję, że nikt nie usłyszy cichego dźwięku i będę mogła wrócić do domu i sama je zjeść. Cały czas byłam niezdecydowana czy robię dobrze przychodząc tu. Nadal nie przyzwyczaiłam się do tego, że muszę zachowywać się jak dorosły. W moich myślach nadal jestem nastolatką, która nie musi martwić się o nic. Ale z chwilą kiedy podjęłam decyzję o odejściu od moich rodziców i Luke'a wzięłam na siebie odpowiedzialność za moje dziecko, a to zmienia dosłownie wszystko. Boję się, że wszyscy będą oczekiwać ode mnie za wiele. Co jeśli powiem coś czego nie powinnam albo zrobię coś żenującego, nie wiem przecież jak powinna zachowywać się odpowiedzialna matka! Skąd mam wiedzieć czy podejmuje dobre decyzje, czy wybieram odpowiednią pracę, odpowiedniego faceta, odpowiedni czas na ruszenie na przód? Powinnam to poczuć, prawda? Ale co jeśli jedyne co czuję to wszechmogące uczucie paniki i chęci ucieczki?
Podejmowanie decyzji jest tak trudne. Szczególnie teraz kiedy jestem w ciąży i muszę martwić się nie tylko o siebie. Wszystko co zrobię będzie miało wpływ na dziecko. Wolałabym, żeby ktoś inny to za mnie zrobił. Chociaż może nie? Skąd do cholery mam wiedzieć, mam przecież dopiero osiemnaście lat! Tak na prawdę nic nie wiem, niedawno przestałam robić w pieluchy, a teraz mam podejmować decyzje, które zadecydują o całym życiu? To bez sensu i ja nie wiem kto mi na to wszytko pozwolił. Chyba nie jestem gotowa na te wszytkie pytania i osądzające spojrzenia ze strony innych, miałam już powoli wycofać się do samochodu kiedy drzwi się otworzyły. Cholera.
- Widzę, że nie możesz się zdecydować. - oczywiście to musiał być Ashton - Wejść czy nie wejść? Pozwól, że ułatwię ci tą decyzję. Candy, nie uwierzysz kto przyszedł! - zanim zdążyłam zareagować zostałam wciągnięta w ciepły uścisk babci.
Mimo, że Ash miał rację za nic bym się do tego nie przyznała. Naciągnęłam więc na twarz szeroki uśmiech i oddała uścisk babci. Dam radę.
CZYTASZ
Maddie
RomanceW życiu są takie momenty kiedy wydaje ci się, że każda decyzja, którą podejmiesz będzie tą złą. Nie ma czegoś takie jak złoty środek, telefon do przyjaciela czy dodatkowy czas. Maddie podjęła decyzje zrywając kontakty ze swoją rodzina i wyjeżdżając...