ROZDZIAŁ 7

170 10 1
                                    

Nagle...

-Zawołaj Tony'ego.- mówię spokojnym tonem, kiedy odrywam się od ust Lokiego. Ten marszczy brwi.

-Co?- pyta zdezorientowany, a ja czuję, jak próbuje wejść do mojego umysłu.

-Zawołaj go, teraz.- odpowiadam spokojnie. Ale nie Lokiemu. On jeszcze nie wie, że moje słowa skierowane są do Jarvisa.- Proszę, to ważne.

-Ja mam...- zaczyna brunet z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, lecz wtem drzwi się otwierają, a staje w nich Stark.

-Czego chciałaś, cukierecz...- wtem gwałtownie się zatrzymuje, stając jak wryty.- ...ku?

W ciągu dwóch sekund miliarder stoi przede mną w swojej zbroi, do pomieszczenia wpada reszta Mścicieli. Avengersi otaczają zielonookiego oraz moją skuloną, przestraszoną postać, jeszcze chwilę temu odważną na tyle, by nie wzbudzając podejrzeń zawołać o pomoc.

-Puść ją, poddaj się, Loki.- oświadcza Natasha, celując do bożka z lufy załadowanego pistoletu. Stark, a raczej Iron Man, stoi obok niej z wyciągniętymi ku nam dłońmi, Kapitan i jego tarcza również są w pogotowiu. Clint w skupieniu obserwuje zajście, trzymając stale naciągniętą cięciwę łuku. Ulepszonego przeze mnie, myślę i mimowolnie podciągam kąciki ust w górę. Na czele tej gromady stoi gromowładny, na jego twarzy maluje się wściekłość.

Nagle nordycki bożek odsuwa się ode mnie, po czym w jego dłoni pojawia się włócznia. Owszem, można było się tego spodziewać. Z cichym piskiem biegnę w kierunku wyjścia, gdzie czeka na mnie Bruce. Za mną rozgrywa się walka, któreś z nich coś krzyczy, ale ja kieruję się do windy.

Po chwili wybiegam z budynku, dysząc ciężko. Kruczoczarne proste włosy opadają mi na twarz, moje oczy o szarych tęczówkach lustrują okolicę. Bez namysłu kieruję się do Central Parku.

Przez ponad pół godziny spaceruję po dziwnie pustym parku, oddychając miarowo i co raz bardziej się uspokajając. Jak się od tego uwolnić, myślę. Od Lokiego i wszystkich problemów. Już wiem!- w głowie świta mi pewien pomysł. Siadam na ławce i wpatruję się w okolicę. W tym momencie czuję wibracje w kieszeni. Wyjmuję telefon komórkowy, a gdy widzę zdjęcie Tony'ego, przyjmuję połączenie.

-Tak?- odzywam się do słuchawki. Po chwili moich uszu dochodzi głos Starka:

-Cukiereczku, gdzieś uciekła?

-Do Central Parku.- odpowiadam.- Podjedź po mnie, będę przy tej włoskiej restauracji.

Po tych słowach się rozłączam, wstaję z ławki i w blasku późno-jesiennych gwiazd kieruję się ku granicy parku. Po kilku minutach docieram do celu, gdzie już czeka na mnie złote lamborghini Starka, jedna z jego najnowszych błyskotek.

-Cześć.- odzywam się, wsiadając do auta i zatrzaskując drzwiczki.

-Dobry wieczór.- uśmiecha się miliarder, ruszając z piskiem opon. Przez chwilę milczymy, mknąc przez nocny krajobraz Nowego Jorku.

-Potrzebuję wakacji.- zaczynam po chwili rozmowę. Mój towarzysz marszczy brwi, nie patrząc w moją stronę.

-Przecież masz urlop.- zwraca mi uwagę, a ja kręcę głową.

-Nie. To znaczy tak, mam. Ale ja... No, chcę wyjechać z kraju.

-Oh... Po co?

Robię facepalma.

-Kurna, odpocząć. Od NIEGO.

-Gdzie zamierzasz się wybrać?- pyta Stark, tym razem przenosząc wzrok na moją postać.

-Do cioci w Norwegii. Austrey.- odpowiadam, po czym, ziewając, zapadam w sen.

Kiedy się budzę, jestem w swoim pokoju, najwyraźniej Tony mnie przeniósł. Za oknem góruje słońce, toteż po chwili spędzonej w łazience udaję się do salonu. Tam stoi Stark w garniturze oraz reszta ekipy.

-Spakowana?

-Co?- marszczę brwi.

-Kierunek Norwegia.- oświadcza miliarder, rozkładając ramiona.- Helikopter czeka!

-Idę się spakować!- mówię głośno i zawracam się do pokoju. Szybko, walizka, do niej ubrania, jeszcze bielizna... Druga walizka, jeszcze jakieś ciuchy na zniszczenie, Austrey mieszka w końcu na wsi, buty, jeszcze jedne... Kolejna walizka, szybciej, wszystko do rysowania, książki, flet, skrzypce, kolejna torba, kosmetyki... Bagaż podręczny, ładowarki oraz laptop. Wszystko? Chyba. Osz kurna, słuchawki!

Biorę wszystko w obydwie dłonie, wychodząc z bagażami na powrót do salonu. Tony odbiera część bagaży, niosąc je już na pokład, ja natomiast żegnam się ze wszystkimi po kolei. Bruce- uściśnięcie ręki, Clint to samo. Przytulas z Sopelkiem, przytulas z Nat. Thora unikam, boję się, iż mnie zgniecie...

-Będę tęsknić.- mówię do wszystkich, w tym czasie Tasha przynosi mi styropianowe pudełko.

-Co to?- pytam zdziwiona.

-Greckie żarcie na drogę, jesteś na czczo.- odpowiada Nat. W tym momencie wchodzi Tony.

-Chodź, Janet.- odzywa się.

-No, to cześć wszystkim.- uśmiecham się, zakładam torebkę podręczną na ramię, biorę w dłoń torbę z laptopem i razem z brunetem kierujemy się do windy. Po chwili wychodzimy na dach, wchodzimy do helikoptera i natychmiastowo wzbijamy się w powietrze. Po paru minutach się odzywam.

-Dziękuję ci, Tony.

-Nie ma za co, cukiereczku. Dla ciebie...

-Daruj.- przerywam mu.- Nie sądziłam, że wiesz... Od razu, i jeszcze osobiście...

-Dla ciebie wszystko.- szczerzy się miliarder.

-Anthony!

-Też cię kocham.

Głosujcie i komentujcie! Już pojutrze kolejna część!

Liar, Burn In Fire {Loki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz