Po rozmowie z Leną była godzina ok. 21... Postanowiłam, że pojade do szpitala autobusem. Gdy już byłam na miejscu odrazu usłyszałam płacz Leny. Był tak głośny... Szczerze? Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie! To było straszne.. Widok tych wszystkich osób, dzwięki karetek ehh... Masakra! Było mi ogromnie przykro nawet nie zdajecie sobie sprawy jak. Nie byłam aż tak roztrzęsiona jak Lena, ponieważ ona widziała ten wypadek a mnie nie było. Płakać zaczęłam dopiero gdy zobaczyłam, że nagle z sali szybko wywieźli Maję krzycąc przy tym, że zaraz umrze i, że szybko na blok operacyjny... Gdy zobaczyłam ją tak poobijaną... Jaką poobijaną! Nie oszukujmy się wyglądała maskarycznie! Jeszcze te krzyki lekarzy, że nie wiadomo czy przeżyje... Jaka operacja!... Boże...
Razem z Leną szykowałyśmy się na najgorsze... Gdy widziałam rodziców Maji biegnących za tymi lekarzami serce mi się krajało! Czym zawiniła Maja! Co takiego zrobiła, że ją to spotkało!
Po upływie około 30-40 min. z sali wyszedł lekarz... Jego mina uświadamiała nam, że to nie będzie pozytywna wiadomość...
- Niestety... Nie udało nam się jej uratować... Nie żyje.
NIE! To niemożliwe!... Błagam aby to był sen! To nie dzieje się naprawde!...
Nasz płacz było słychać w całym szpitalu... Nie wierze! Maja nie żyje. Już jej nie zobacze... Nie przytule, nie będe mogła się jej zwierzyć... Ona odeszła...
Straciłam przyjaciółkę... Czułam ogromną pustkę w sercu oraz niewyobrażalną chęć przytulenia się do Maji i powiedzenia jej jak bardzo ją kocham i nigdy o niej nie zapomne...~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiejszy rozdział bardzo smutny... Prawie się popłakałam pisząc go.. No niestety...
Do kolejnego rodziału miśki! 💘😭💗