From the beginning..

442 26 7
                                    

Od zawsze byliśmy blisko. Naszym przeznaczeniem było się poznać i stać się dla siebie najważniejszymi osobami.  Czułem, że wszystko co działo się z jego udziałem miało sens, nawet jeżeli wcześniej uważałem, że to głupie. Stawało się wtedy ważne, ponieważ to on nadawał jakikolwiek wydźwięk tej rzeczy czy sytuacji. To on sprawiał, że niebo było niebieskie a trawa zielona. To on jedyny potrafił zaśpiewać mi do snu moją ulubioną piosenkę, której nikt nigdy nie mógł odgadnąć. Do czasu kiedy się nie pojawił w moim życiu i rozszyfrował mnie. Harry, kiedy był jeszcze w przedszkolu nie odzywał się do mnie. A ja obserwowałem go przez okno mojego pokoju, gdzie jest widok na jego sypialnię. Myślałem wtedy o tym, że fajnie byłoby mieć przyjaciela. Kogoś z kim można by pobiegać przed domem, pobawić się w chowanego czy pograć w piłkę. Kogoś kogo do tamtej pory nigdy nie miałem. Raz kiedy podglądałem go przez moją lornetkę, którą zakupił mi tata, zobaczył mnie. Spojrzał mi prosto w moje oczy i dostrzegłem jego zielone, głębokie tęczówki. Bałem się, że się mnie przestraszy, pobiegnie do rodziców, a wtedy ja już nigdy bym na niego nie spojrzał. Jednak on po prostu stał i patrzył się. Kilka sekund później ujrzałem na jego pięknej, młodej twarzy lekki uśmiech. Jego blade zazwyczaj policzki przybrały malinowy odcień a ja mogłem z pewnością stwierdzić, że onieśmielił mnie swoją delikatnością. Miałem wtedy zaledwie 9 lat a wystarczył jeden kontakt wzrokowy aby wiedzieć, że kiedyś będziemy blisko. Raz, będąc już nastolatkiem, wracałem ze szkoły i zobaczyłem przed sobą Harrego. Miał na sobie niebieski mundurek a na ramionach czarny plecak. Jego włosy były w totalnym nieładzie, a on trzymał w ręce swoją mp3. Chwilę później zorientowałem się, że płacze.

-Harry, co się stało?- spytałem podbiegając do zmartwionego chłopaka. On jedynie podniósł głowę znad urządzenia i spojrzał mi w oczy. Poczułem się jak wtedy kiedy podglądałem go przez okno mojego pokoju. Miałem deja vu. 

-Nic takiego.- szepnął a ja spojrzałem na mp3. Była totalnie zniszczona. Szybka była stłuczona a słuchawki zgniecione. 

-Tak mi przykro.- powiedziałem i przybliżyłem się do niego chwytając za ramię.- Kto to zrobił?

Harry długo nie odpowiadał na moje pytanie. Patrzył jedynie na mnie swoimi sarnimi oczyma i co kilka chwil ocierał spływające mu po policzkach łzy.

-Moją mamę to tyle kosztowało.- chlipnął.- Jak ja jej o tym powiem. 

-Nic się nie martw. Jakoś to załatwimy tak aby się nie złościła.- uśmiechnąłem się w jego stronę a on przetarł swoje oczy rękawem białej koszuli. 

-Jak?- spytał spoglądając ostatni raz na swoją stratę i wkładając ją do kieszeni za dużych spodni. 

-Chodź.- powiedziałem chwytając go za rękę. 

Zaprowadziłem go wtedy do swojego domku na drzewie. Od czasu kiedy zacząłem oglądać Animal Planet w szóstej klasie marzyłem o takim domku. Chciałem tam mieć swój "bunkier", w pewnym rodzaju schron. Miałem tam wiele ciekawych rzeczy takich jak skradzione mojemu tacie mapy miast, lornetki, własnoręcznie zrobione kompasy i masę pocztówek. A także jedną rzecz, która była dla mnie niezwykle ważna, ponieważ sam na nią zarobiłem. Tamtego lata stałem całymi dniami sprzedając lemoniadę, którą robiłem rano z mamą. Powiedziała, że jeżeli nazbieram odpowiednią sumę, to ona dołoży się do mojego prezentu. I tak oto po wakacjach trzymałem w ręku moją własną mp3 z słuchawkami. Wtedy, tamtego dnia gdy zaprowadziłem tam Harrego oddałem mu ją. Chciałem aby poczuł się znowu szczęśliwy, ponieważ widząc smutek na jego twarzy, kuło mnie serce. Harry długi czas nie chciał przyjąć nowej mp3, ale wreszcie go jakoś przekonałem. Od tamtego czasu zbliżaliśmy się do siebie z dnia na dzień coraz bardziej. Chodziliśmy razem do szkoły i z powrotem. Nie raz czekałem na chłopaka, ponieważ miał lekcje gitary po lekcjach. On także na mnie czekał kiedy kończyłem później niż on. Mój domek na drzewie stał się naszym domkiem. To tam ustalaliśmy nasz plan na życie. Harry i ja czytaliśmy dużo książek. Uczyliśmy się czytać z map, używać kompasu i oszczędzać pieniądze, dzięki czemu kiedy mając po 19 i 16 lat mieliśmy sporą masę banknotów na nasze podróże. Chcieliśmy wyjechać do Teksasu, Nowego Yorku, na Kubę i w wiele innych miejsc. Jednak naszym celem było znaleźć miejsce gdzie będziemy bezpieczni i szczęśliwi. Z dala od ludzi. Naszym marzeniem było nie życie w przepychu i wielkiej willi, lecz małym domku, z którego byłby widok na ocean. Harry obiecywał to wszystko. Przysięgał, że nigdy mnie nie opuści, ponieważ "Bez Ciebie nie ma mnie." Powtarzał mi to codziennie a mi przez głowę przechodzą te słowa dzień w dzień. Gdy opiekuję się swoją chorą matką, spoglądam jej w oczy i widzę jej zielone oczy, widzę jego. Widzę Harrego. Kiedy idę do pracy i przechodzę koło jego domu, czasem słyszę jego śmiech. A gdy odbieram moje siostry z przedszkola moje oczy zachodzą łzami, ponieważ w tym właśnie wieku poznałem osobę, która była mi najbliższa i wyjechała bez żadnego powodu. Nie zostawił listu, wiadomości, nic. Jedyne co po nim miałem to zdjęcia i jego słowa odbijające się w mojej głowie, jak piłeczka pingpongowa. Z każdym dniem coraz trudniej jest mi żyć, ze świadomością, że raczej już nigdy go nie zobaczę. Wracając do teraźniejszości. Moja matka jest chora na białaczkę. Lekarze nie dają jej więcej niż pół roku. Mam dwie młodsze siostry, którymi zajmuje się praktycznie ja sam, na zmianę z sąsiadką, kiedy jestem w pracy. Mam na imię Louis Tomlinson i patrząc na swoje odbicie nie widzę siebie. Harry zabrał połowę mojej osobowości, połowę mnie. Wbił mi nóż w plecy a ja wciąż go kocham. I przysięgam, zostawiłbym wszystko aby go odnaleźć. 

                                                                                          ***

W poniedziałki rano jak zwykle przychodzi poczta. Góry niezapłaconych rachunków i nowe rachunki przychodzą, przysparzając nam jeszcze więcej problemów niż mamy.  Wyszedłem w moim starym, obdartym szlafroku na dwór aby opróżnić skrzynkę z listów. Idąc z powrotem do domu i przeglądając białe papiery zobaczyłem jeden wyróżniający się. To była pocztówka. Miała piękny, kolorowy obrazek piaszczystej plaży. Nad nieskazitelnie czystą wodą przelatywała mewa. Odwróciłem pocztówkę i wielkimi, czarnymi literami napis: 

"Czy ten widok jest wystarczający? Chodź, ucieknijmy razem." 

_______________________________

Witam! 

Przychodzę z nowym ff o Larrym. Jest ono nieco inne, chciałam postawić na oryginalność i stworzyć coś nowego. Mam nadzieję, że w miarę mi się udało i jesteście zaciekawieni fabułą. Jeżeli tak dajcie gwiazdkę i napiszcie jakiś komentarz, będzie mi bardzoo miło! 

P.S. To prolog, więc dlatego jest krótszy. Obiecuję, że rozdziały będą dłuższe :) 

Where are you, darling?/ L.S.Where stories live. Discover now