-Claire! Chloe!- krzyknąłem zza drzwi wyjściowych aby pośpieszyć guzdrzące się dziewczynki. Po chwili ujrzałem dwie małe twarzyczki przede mną gotowe do wyjścia w pięknych, niebieskich sukienkach.
-A nie będzie księżniczką za zimno? Już wrzesień.- odparłem łapiąc Chloe za policzek na co ona jedynie pisnęła radośnie i pobiegła po sweterek dla siebie i siostry. Gdy mała wróciła pokierowaliśmy się wszyscy do mojego samochodu.
-Lou, a czemu mamusia musi zostawać z Panią Wood?- spytała Chloe, zapinając pas bezpieczeństwa.
-Bo mamusia potrzebuje teraz specjalnej opieki. Przecież to wiesz malutka.- powiedziałem patrząc w jej niebieskie oczy.
-A będzie zdrowa? Powiedziałeś wczoraj, że będzie. Powiedz, że będzie.- dziewczynka tupnęła małymi nóżkami o przedni fotel. W moich oczach zebrały się pojedyncze łzy, ale szybko je powstrzymałem przypominając sobie, że muszę je chronić i się nimi zajmować.
-Chloe, powiedziałem, że..
-Powiedz, że mamusia wyzdrowieje!- krzyknęła bliska płaczu. Wysiadłem z samochodu i przeszedłem do jej siedzenia. Przez chwilę popatrzyłem na zdezorientowaną Claire, która nie ma nawet w połowie tyle temperamentu co jej siostra aby zabrać głos w tej sprawie.
-Chloe. Mama jest ciężko chora, ale lekarze zrobią dosłownie wszystko aby była zdrowa. Wszystko będzie dobrze.- przytuliłem ją w ona mocno oplotła moją szyję.
-Chodź tu.- szepnąłem w stronę Claire, która uśmiechnęła się i przyczłapała do nas, również wieszając się na mojej szyi. Chwilę potem sprawdziłem czy obie dziewczynki są dobrze zapięte i pojechaliśmy w stronę przedszkola. Odprowadziłem dziewczynki do szatni, po czym sam pojechałem do swojej szkoły, gdzie za niecałe 10 minut miałem prowadzić zajęcia.
-Panie Tomlinson!- usłyszałem za sobą otwierając już drzwi do klasy numer 24. Obróciłem się i ujrzałem Panią Widson, sekretarkę szkolną. Podarowała mi ona kilka ulotek, stare zaproszenie na ślub mojego ojca oraz jeszcze jakiś jeden list.- Opróżnialiśmy szafeczki, ponieważ spadł na nie automat do kawy.
-Jakim cudem?- spytałem z ciekawości, ujmując w ręce moje papiery.
-Młody Henderson.- szepnęła oglądając się na boki jakby wypowiadała jakieś zakazane imię.
-I wszystko jasne.- odparłem przewracając oczami i wchodząc do klasy. Henderson to jeden z tych chłopaków w szkole, z którymi nikt nie chce zadzierać. Raz niestety miałem z nim do czynienia, ponieważ nie jestem o wiele od niego starszy i miałem z nim jedną większą bójkę, po której kiblował w gimnazjum. Odkładając papiery na biurko i witając się z klasą, ujrzałem na jednym z listów brak jakiegokolwiek zaadresowania i jedynie napis "letter". Jego pismem.
***
Louis,
Jest mi bardzo przykro z powodu twojej mamy. Wiem, że jest w złym stanie i ty także jesteś tego świadomy, tylko jeszcze nie chcesz tego do siebie do końca dopuścić. I rozumiem to. Choroba twojej mamy to poważna sprawa, i nawet trudno mi o tym pisać, ponieważ bardzo ją cenię. Wiem, że sobie radzisz i tak naprawdę dla swoich sióstr, jesteś teraz prawie ojcem. Podziwiam Cię za twą wytrwałość. Od zawsze byłeś nieustraszony. Ja z kolei chowałem się po kątach w nadziei, że ty mnie ochronisz lub ktoś inny przyjdzie mi z pomocą. I pewnie w tym momencie myślisz, że jest i tak tym razem. Uwierz mi jednak, że jest nieco inaczej. Tym razem tutaj chodzi tylko i wyłącznie o dobro twoje, i twojej rodziny. Dowiesz się w swoim czasie, ale teraz musisz mi wierzyć na słowo. Wiem, że to zrobisz, ponieważ gdyby było inaczej to wyrzucałbyś moje wszystkie wiadomości do kosza. A jednak tego nie robisz. Nie czytałbyś teraz tego listu, ale spaliłbyś go nawet nie fatygując się aby go otwierać. Wierzysz mi. A ja wierzę w Ciebie. I wierzę w NAS Louis. Spotkamy się a gdy wreszcie nastąpi tak chwila, zrozumiesz to wszystko. Zrozumiesz, że nie jestem egoistą, który Cię zostawił. Zrozumiesz, że robię to dla Ciebie. Brak mi Ciebie i przepraszam za to, że musisz żyć w ciągłej niepewności i strachu. Przepraszam, że odszedłem tak bez pożegnania, ale gdybym tylko Cię zobaczył i objął, nie potrafiłbym Cię już puścić. Jeżeli Cię to interesuje Lou, to u mnie wszystko w porządku, oprócz tego, że czuję się osamotniony bez drugiej połowy mojego serca. Jestem połówką, i jakoś muszę wykonać moje zadanie będą nią. Ale wierzę, że mi się uda, ponieważ Louis, świadomość, że jesteś gdzieś tam, żyjesz i właśnie czytasz ten list, sprawia, że ta połowa mnie chce walczyć aby ponownie stać się całością. Całością już do końca moich dni.
YOU ARE READING
Where are you, darling?/ L.S.
FanficHarry i Louis przyjaźnili się praktycznie od zawsze. Nie dzieliło ich prawie nic. Obaj pragnęli podróżować, zamieszkać w odludnym miejscu, z dala od cywilizacji i natłoku stresu czy hałasu,który przytłaczał ich wraz z otwarciem oczu. Jednak pomimo...