Wrzawa podniesiona na lotnisku była nie do opisania. Zewsząd zbiegali się ludzie, którzy krzyczeli, pisk słychać było za każdym zakrętem, walizki pozostawione w połowie korytarza czy holu były wszędzie; jak gdyby zapanowała jakaś epidemia, jakiś koniec świata miał właśnie miejsce i ja wcale się nie zorientowałam.
Może to i lepiej dla mnie, ten koniec świata.
Stałam zdezorientowana pośrodku głównego holu Barajas, trzymając kurczowo rączkę smukłej walizki przytaskanej ze sobą z Barcelony. Poranek był słoneczny, lekka mgiełka potu zdążyła pojawić się na moim dekolcie, a gdy zestresowałam się, że to naprawdę mógł być koniec świata, stała się bardziej uciążliwa.
Tyle, że ludzie zdawali się skupiać w jednym miejscu, nieopodal głównego wyjścia z lotniska, więc pomyślałam, że to jakaś bardzo rozpoznawalna gwiazda zawitała w Madrycie na wakacje, po czym przypomniałam sobie, że Gareth miał po mnie przyjechać. I westchnęłam.
Wyszłam na zewnątrz jednymi z bocznych drzwi obrotowych i postanowiłam poszukać na parkingu samochodu, którym mógł przyjechać Bale. Nie było to trudne, obracając się od zawsze w środowisku piłkarskim wiedziałam, że młody Walijczyk posiadał nader luksusowe auto, wyróżniające się od razu na tle pozostałych.
— Bingo! — Moja pociecha była chwilowa. Podchodząc do auta byłam wręcz pewna, że należy do Garetha, bo nie znałam nikogo bardziej dumnego ze swoich klubowych barw, jak ten wysoki Walijczyk.
Nie chcąc uszkodzić auta, postanowiłam, że usiądę na walizce i wyjęłam telefon, wyłączając tryb samolotowy. Po kilku sekundach przyszło do mnie kilka wiadomości od Garetha i kilka od Gerarda, jednak w duchu kłótni, którą odbyłam z nim wczoraj i pamiętając jego zajmującą pół dnia ciszę, solidarnie nie odpisałam swojemu chłopakowi.
Czekam przy twoim aucie.
Po szybkim wysłaniu wiadomości, włączyłam transmisje danych i dla zabicia czasu przeglądnęłam instagrama. Bale nie odpisał mi od razu, minęło kilka minut zanim wiadomość pojawiła się na moim telefonie.
Faniii
Jeszcze chwila
Już idziemy!Przewróciłam oczami, nadal przeglądając Instagram. Był kwadrans po dziewiątej, gdy zorientowałam się, że nadal go nie ma i przestraszyłam jednocześnie, że może pomyliłam samochody.
Gareth...
To nie czas żeby się spóźniać.
Proszę...— Jestem już, jestem! — Usłyszałam za sobą niski głos piłkarza, więc wstałam z walizki i obróciłam się na pięcie. — Trzeba było przyjechać incognito...
Koło Garetha stanął dobrze mi znany obrońca Realu i jednocześnie dumny kapitan drużyny mojego ojca, Sergio Ramos. Zdziwiłam się, że przyjechał po mnie razem z przyjacielem, ale z drugiej strony jeżeli znał prawdę, to rozumiałam, dlaczego tutaj jest. Był kapitanem, brał odpowiedzialność nie tylko za piłkarzy, ale również za swoich trenerów.
— Cześć Gracie! — Bale otworzył dla mnie ramiona, krótko ale ciepło mnie przytulając. — Bardzo mi przykro. Trzymasz się?
Kiwnęłam raz po raz głową, skupiając swoje myśli na czymś innym, by nie wyglądać jak ostatnia ofiara i nie pozwolić sobie płakać, bo nie umiałabym przestać, a to wyglądało by żałośnie.
— Staram się — powiedziałam wedle prawdy, łapiąc za rączkę walizki.
— Daj, wezmę to — odezwał się, wyrywając mi z ręki mój bagaż. — Wziąłem ze sobą Sergio. Poznajcie się.
— Sergio Ramos. — Wyciągnął w moją stronę swoją dłoń, z lekkim uśmiechem błąkającym się na jego owłosionej twarzy.
— Grace Mourinho. — Przedstawiłam się, choć zapewne nie musiałam. Cała ta krótka rozmowa była czysto formalna, bo obydwoje dobrze wiedzieliśmy kim jesteśmy. — Jedźmy już. — Poprosiłam spokojnie Garetha, który otworzył dla mnie drzwiczki swojego auta.
CZYTASZ
RAJ 1 sergio ramos, real madryt
Fanfiction❝Mówi się, że miłość nigdy się nie kończy, po prostu czasem chowa się pod powłokami cierpienia lub ułudy większego szczęścia. Jeżeli wyjątki potwierdzają regułę, to ja jestem tym potwierdzeniem, którego im brakowało.❞ Podczas gdy Grace Mourinho je...