7 [rozmowy]

913 71 6
                                    

Zaśmiałam się, nadal trzymając nogi na jego kolanach. Chwilę wcześniej pod głowę wcisnęłam kolejną poduszkę, tak, że półleżałam, z twarzą skierowaną w stronę telewizora.

— Przecież wiesz, że między nami nic nie jest wyjaśnione. — Pokręciłam głową. — Dlatego się o niego martwię... I dlatego uważam, że bardzo dobrym pomysłem jest spotkanie z Neymarem.

Miałam cichą nadzieję, że James nie zacznie znowu żartować z drużyny FC Barcelony. Charyzma tego chłopaka sprawiała, że śmiałam się z każdego, chociażby głupiego żartu, przez co czułam się źle, śmiejąc z Katalończyków.

— No nie wiem, Grace. — Wodził mnie za nos, a przecież dobrze wiedziałam, dlaczego ten pomysł mu się nie podobał.

— James, on opuścił El Clasico — powiedziałam, przerywając oglądanie The X Factor. — To nie jest w jego stylu. NIGDY nie odpuściłby sobie tak ważnego meczu, nawet zważając na fakt, jak was nienawidzi.

— Co prawda, to prawda. Swoim opuszczeniem meczu dał nam niezłe fory. — Zaśmiał się, ściskając lekko moją łydkę. — Chociaż pozwól, żebym pojechał tam z tobą.

— Dał wam fory, a i tak przegraliście. — Wytknęłam mu język. — To nie jest dobry pomysł. Nie wiem ile tam zostanę, James. A ty masz swoje treningi.

— Ale mam też swoją dziewczynę — stwierdził z uśmiechem. — Są jakieś priorytety, nie?

No tak. James od tygodnia nazywał mnie swoją dziewczyną. Nie wiedziałam, czy mi się to podobało. Raczej nie dawałam temu jakiejś większej wagi. Żyłam w dziwnym maraźmie, ale od kiedy zaczął się wokół mnie kręcić Rodriguez, czułam się... Raźniej.

Tyle, że naprawdę musiałam wrócić do Barcelony. Zostawiałam tam mnóstwo swoich rzeczy, a fakt, że Gerard nie dawał znaku życia od kilku dni, tylko mnie martwił. Nadal rozpraszała mnie myśl, że coś mogło się stać. Pique nie był człowiekiem, który odpuściłby sobie tak ważny meczy.

— Pojadę i wrócę, nawet nie zauważysz mojej nieobecności.

James westchnął, dając za wygraną. Powoli zaczynał rozumieć, że jestem uparta. I jeżeli chciał mieć mnie przy sobie, musiał jakoś z tym żyć.

— O której wraca Mou? — spytał, spoglądając przelotnie na zegarek. — Chyba czas się zbierać.

— Powinien zaraz być. — Kiwnęłam głową. — Nie zostajesz na kolację?

James zaczął sunąć ręką wzdłuż mojej gołej nogi, jednocześnie przesuwając się w moją stronę i chwilę później także nachylając się nad moją twarzą.

— Wiesz, że zostałbym z chęcią. — Uśmiechnął się, zastygając w bezruchu kilka centymetrów od mojej twarzy. — Ale...

— Ale po prostu boisz się mojego ojca. — Zaśmiałam się, uciekając twarzą od napierających na mnie ust. — Ile masz lat? Dwanaście?

— Możliwe, że zostanę, jeżeli tylko Ramos zgodzi się odstawić mój samochód pod twój dom. Musiałbym do niego zadzwonić, ale jakoś... Nie maaaam teeeeeraz ochoty. Zadzwoń do niego, jeśli chcesz i mu to wszystko wytłumacz.

— A żebyś wiedział, że to zaraz zrobię! — Zaśmiałam się, sięgając do jego kieszeni i wyciągając z niej jego telefon. — Odblokuj. — Poprosiłam grzecznie. — Dziękuje.

Nie potrafiłam tego określić, ale mina Rodrigueza w tamtej chwili wyrażała taki... triumf? Coś w ten deseń, wydawał się zadowolony, że dzwonię za niego do Ramosa. Przez sekundę myślałam, że się pokłócili, ale potem uświadomiłam sobie, że dzwonię w sprawie samochodu i wtedy połączenie zostało odebrane.

RAJ 1 sergio ramos, real madrytOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz