Liony
Szybko wzięłam torbę z rzeczami i wyszłam krzycząc tylko do rodziców:
- Ja lecę! Papa!
- Pa skarbeńku!
- Papa córciu! Haha!
Szłam przyglądając się uliczce. Wszędzie pełno przestępców, złodziei i zwykłych pijaków. Przyglądałam im się tak idąc. Myślałam o tamtym dniu... Tak się wtedy bałam... O mamę... Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła:
- Hej księżniczko! A co ty tu sama robisz, hmm? Niebezpiecznie tu jest, wiesz?... - obróciłam się i ujrzałam dwóch najebanych gości.
- Lepiej spadaj skarbie - powiedziałam i chciałam odejść ale jeden z nich mnie złapał.
- Ostrzegam ostatni raz - rzekłam spokojnie i spróbowałam wziąść rękę, ale ci zaczęli się śmiać, a tamten bardziej zacisnął uścisk.
- Nigdzie nie idziesz suczko! - na te słowa uśmiechnełam się ślicznie, po czym kopnełam faceta w czułe miejsce. Zrobiłam półobrót i ponownie kopnęłam dwóch innych od tyłu. Trochę się jescze nawalaliśmy, ale w końcu, czego można było się spodziewać, w trójeczkę leżeli na asfalcie lekko się ruszając.
- Już widzicie, że się ze mną nie zadziera słonka - powiedziałam słodko, po czym zmieniłam ton ona chłodny i trochę przerażający. - Będziecie wiedzieli? - Pokiwali szybko głowami.
- Super! - Przyjrzałam im się. Mam ich zabić? Rodzice by zabili. Ale chyba zrozumieli swój błąd... Przecież to się liczy. A ja nie jestem rodzicami. - Macie jeszcze nadzieję, że was nie zabije?
- Nadzieję zawsze tzeba mieć - powiedział jeden i się zaśmiał. Trzeba. Zostawię go w spokoju. Kiwnęłam na drugiego.
- Jestem pewien, że mnie nie zabijesz, kochanie. Nie byłabyś do tego zdolna.
- Nie zauważyłeś, przypadkiem już do czego jetsem zdolna?! - wzruszył ramionami.
- Nie mam nadziei, jestem pewien.
- Ile razy już byłeś pewien, a jednak się pomyliłeś? - spytałam.
- Wiele. Ale nie tracę nadziei, że...
- W końcu się nie pomylisz... - dokończyłam za niego. Odpuszczę mu.
Spojrzałam na ostatniego.
- A ty?
- Zabijesz mnie. Zabijesz nas wszystkich. Ja bym cię zabił. Nie mam co mieć tej twojej nadziei. - Zaśmiał się.
- Mówisz? - podeszłam do niego i poderżnęłam mu gardło, nożem z kieszeni. Resztę zostawiłam w spokoju i odeszłam. No co? Stwierdził, że i tak go zabije. Dostał co chciał. Dwaj pozostali szykowali się już na to samo. Zaśmiałam się tylko i odeszłam zostawiając ich. Może umrą. W końcu nieźle ich poturbowałam. Może się wykrwawią przeze mnie. Ale dałam im szanse. Może uda im się przeżyć. Zatopiłam się w ciemności uliczki. Idąc myślałam o tym co bym zrobiła gdyby ktoś to mnie tak załatwił. Miałabym nadzieję? Umiałabym mieć nadzieję? Nie. Ja bym nie przegrała. Nigdy nie przegram! Stanęłam na przeciwko wejścia do klubu i głęboko westchnęłam. Otworzyłam drzwi i odrazu poczułam atmosfere imprezy. Zobaczyłam Zoe prze barze. Rozmawiała z jakimś gościem. No jasne, już zarywa. Zobaczyła mnie i pomachała. Była ubrana w czarne szpilki i śliczną, ale nie wyzywającą sukienkę, w przeciwieństwie do większości dziewczyn w klubie.Zoe jest bardzo miłą i pomocną dziewczyną. Wrażliwa. Kocha przyrodę. Jest cudowna. Ale umie się bronić jak trzeba. Uwielbua zachidy słońca, myśleć w lesie i strzelać z pistoletu. Ma świetnego cela. To po tacie. Urodę też ma po tacie. Detshot to jej tata.
CZYTASZ
Liony - Czyli wasz koniec I Ostatnia nadzieja (ZAWIESZONE)
FanfictionBoję się, tak jak ty. Tęsknię, tak jak ty. Wkurzam się, tak jak ty. Ale mogę cię zabić i o tym zapomnieć. I mogę cię pocałować i pamiętać o tym do końca życia. Szaleństwo od normalności różni się tylko jedną rzeczą. Szaleństwo istnieje. A normalno...