Stoję ,czekając na to, co nieunikniowne. Pocieram nerwowo ręce. To już czas. Nie ma co dłużej tego przekładać, wiem o tym, ale jednak...
Marzę teraz tylko o jednym - znaleźć się gdzie indziej, tysiące kilometrów stąd, najlepiej w zupełnie innej rzeczywistości... Cokolwiek - byle ulotnić się z tego miejsca w trybie ekspresowym!
Biorę głęboki wdech. Że też oni mają do mnie cierpliwość i ten stoicki spokój na twarzach! Ja tu cała spięta jestem, przez moją głowę przelatuje tysiące myśli - wybrać tę drogę, czy tą drugą? A czy b? Czerń czy biel?Niestety nie umiem sobie odpowiedzieć - to pytanie jest za trudne, coś w stylu: " Kogo bardziej kochasz - mamę, czy tatę?"
"Nika, weź się w garść! Musisz się w końcu kurde zdecydować!" - pomyślałam, przygryzając wargę. Biorę jeszcze jeden wdech, jednak nagle zaczyna mi się kręcić w głowie. Muszę się uspokoić, jednak zamiast to, zaczynam jeszcze bardziej nerwowo oddychać. Nie mogę, nie dam teraz rady!
- Wybaczcie na chwilę - rzucam po w końcu, jąkając się, chyba po raz pierwszy w życiu, po czym szybko ulatniam się i dochodzę do łazienki. Na szczęście nikogo w niej nie ma. Wchodzę do pierwszej lepszej kabiny, po czym siadam oparta plecami o ścianę, dalej biorąc głębokie wdechy oraz zasłaniając dłońmi swoją bladą twarz.
"Czemu ja się w to wszystko wpakowałam?! Dlaczego to się nagle tak skomplikowało? Przecież zaczęło się tak spokojnie.... " - takie pytania teraz zadawałam sobie w myślach.
Pewnie teraz myślicie, że jestem zwykłą, użalającą się nad sobą nastolatką. No cóż - pewnie poniekąd macie rację. Mam teraz osiemnaście lat, jestem skłonna do rozpamiętywania, wspomianego już wcześniej użalania się nad swoim losem, upamiętliwania... Tak - cała ja - Nika Kotnawska, dziewczyna, która pewnego razu sobie coś zażyczyła i przyszło jej za dużo... Niezbyt miło to się czyta, co? Teraz pewnie mnie bieżecie za jakiegoś snoba, wybredną, użalającą się nad sobą, plastikową nastolatkę... No cóż - może w takim razie, na swoje usprawiedliwienie opowiem wam moją historię - od początku.. Znaczy, nie od narodzin oczywiście! Któż by to czytał? Chociaż w sumie.... Nawet nie wiem, czy ktoś przeczyta moją tą historię, - tak czy siak zaczynajmy!
Wszystko zaczęło się od jednego, głupiego telefonu. Nie, nie od chłopaka! Do końca gimnazjum byłam samym, starym kapciem bez faceta. Takie życie, no cóż. Jak oczywiście się już domyślacie, marzyłam o pięknej miłości z super przystojnym gościem, na którego warto było tyle czekać, a nie brać pierwszego lepszego jak moi "związkowi" znajomi... Ech, życie czasem jest niesprawieliwe...
Wracając do telefonu - siedziałam najspokojniej w świecie na basenie z moją kumpelą z, już byłej klasy - Elką - no co, przecież były wtedy wakacje, kiedy z mojego ledwo wybłaganego od rodziców LG L5 dobiegł dźwięk refrenu "Mmmbop" od Hansona. Jak zawsze, oczywiście wszystkie oczy ludzi w pobliżu skierowały się na mnie - muszę w końcu zmienić ten dzwonek!
Widzę, że znów odbiegam od tematu... No nic - mam nadzieję, że to jakoś zniesiecie. Wracając chyba po raz piąty do telefonu - dzwoniła do mnie matka. Zebiegana kobita w średnim wieku - tyle musicie o niej wiedzieć, bo w tej opowieści nie będzie jej zbyt dużo.
Więc, mimo jej jakże to napiętego terminarzu, zadzwoniła z pytaniem. Nie, to nie było pytanie co chcę na obiad lub czy posprzątałam już swój zabałaganiony pokój. Na obiad zawsze jem w tym samym miejscu - na mieście, albo zamawiam pizzę, ewentualnie chińszczyznę do domu. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz nasza kuchnia była używana do gotowania czegoś bardziej zabierającego czasu niż zupa kuksu.
Uff, muszę ogarnąć się z tym "słowotokiem - nie - na - temat". Zazwyczaj moi rodzice niezbyt się mną interesują - chyba musiałabym zajść w ciążę, żeby odwrócić ich uwagę od pracy... Więc pewnie wyobrażacie sobie moje zdziwienie, kiedy matka zapytała mnie, czy się dostałam. Wyniki przyjęć do lieceów! Jak mogłam o tym zapomnieć? Nie odpowiadając nic szybko się rozłączyłam, zebrałam się do kupy, pożegnałam się z Elką, po czym rozpoczęłam swój bieg do domu. Wszystko tego dnia chyba nie chciało, abym zobaczyła te wyniki - najpierw uciekł mi autobus, więc całą drogę musiałam pokonać pieszo, potem omal co nie wpadłam pod samochód, następnie wywaliłam się na "skrócie". Ech, moje biedne, nieosłonięte ręce!
W końcu jakimś cudem doszłam do domu. I co się okazało? Nie wzięłam kluczy, a dom zamknięty, pusty, głuchy... Oraz z dostępem do neta i moim komputerem! Całe szczęście, że ktoś (czyt. ja) zostawił otwarte okno na górze. Szkoda tylko, że na pierwszym piętrze, ale miałam nie marudzić. Po krzesłach i stole ogrodowym wdrapałam się ledwo na balkon, a z niego przez okno. W końcu dotarłam!
Niestety, mój komp też mnie widać nie lubi, bo nie chciał odpalić. Najpierw panika : "- Cholera komp mi się zespsuł, akurat teraz!" Całe szczęście, że jestem po prostu elektronicznym debilem, bo dopiero po dwóch atakach paniki zauważyłam, że kabel od komputera nie był podłączony do gniazdka.
Z ulgą włączyłam go i i opadłam na krzesło. Weszłam najpierw na stronę internetową Liceum Ogólnokształcącego nr 2 w Opolu, jednej z najlepszych szkół w tej okolicy. No cóż - nie czarujmy się - tam przyjmują geniuszów, a nie tych, co ledwo babkę z matmy ubłagali o czwórkę na koniec. Nie dostałam się, geniusze z mojej klasy tak - bye bye.
Drugą szkołą, do której składałam papiery, to liceum w mojej miescowości. Poziom taki se, ale przynajmniej nie musiałabym harować od rana do wieczora. No cóż - dostałam się, musiałabym chyba być nie wiem jak wielkim debilem, żeby mnie nie przyjęli.
Mnie zaś interesowało bardziej liceum prywatne z internatem, na który wszyscy mówią "Talent". Tam nie chodzi o oceny czy punkty za egzamin... Znaczy też się liczą, ale to raczej schodzi na drugi plan. W tej szkole głównie chodzi o jakiś talent - aktorski, śpiew, taneczny, plastyczny, sportowy itp. No cóż, nie czarujmy się - rodzice mnie zmusili: "Bo taka dobra szkołe itepe". Musiałam przejść głupi casting, bo dla beztalenci tam miejsca nie ma - tacy już są tolerancyjni...
Więc w końcu weszłam tam. Nie minęły dwie minuty, a z moich ust dobiegł wielki krzyk euforii. Zaczęłam skakać na łóżku, wrzeszczeć przez okno, płakać i wszystko inne co się robi z radości. Dostałam się! Do prywatnego Talentu, wzięli takiego oszołoma jak ja! Cud nad Odrą, mówiąc krótko! Mój inicjał widniał na jej stronie, Weronika Kotnawska została przyjęta do Talentu!!!
Dopiero po jakimś kwadransie się uspokoiłam i spojrzałam kto jeszcze się dostał. Większość tych ludzi nie znałam - do Talentu przyłażą ludzie nawet spoza województwa. Jednak jedno nazwisko mi się rzuciło w oczy. Znałam je, nawet osobiście! Ta osoba jest z Opola.
Nazywa się Ernest Petrowski.
____________________________________________________________________________
Więc tak - witam wszystkich czytających ten bazgrół, z chęcią lub nie ;) Nowe rozdziały będą się pojawiać różnie, bo jeszcze przez przynajmniej miesiąc będę miała dość niewyraźny dostęp do neta, ale dla czytelników zrobię wszystko :) Mam nadzieję, że ta napisana historia przypadnie wam do gustu, przepraszam od razu za błędy, ale pisane na szybko - jak już moja sytuacja internetowa się uspokoi, obiecuję sprawdzać wszystko
Dzięki
Leocuddya
![](https://img.wattpad.com/cover/11680084-288-k121408.jpg)
CZYTASZ
Kochasz mnie czy jego?
RomanceWyobraź sobie, że w końcu spotykasz tego "księcia z bajki"... Fajnie byłoby nie? Ja niestety spotkałam ich dwóch i TO jest mój główny problem... No więc tak... No więc tak nie powinno się zaczynać opowiadania, a co dopiero powieści, ale no cóż - ja...