Marazm

195 13 0
                                    

Na podłodze leżało kilkanaście kartek zabazgranych bezsensownymi słowami. Niektóre z nich były ozdobione rysunkami, bo rysowanie mnie odstresowywało. Tak, gdybym nie był w Mejibray, na pewno zostałbym rysownikiem. Projektowałbym jakieś grafiki na kubki czy tam koszulki albo zostałbym asystentem jakiegoś mangaki. Sam nie mógłbym w pojedynkę pracować przy mandze, bo moja umiejętność pisania fabuł leży i kwiczy, niczym mała, śpiąca, różowa świnka, czego dowodem był kolejny, zmarnowany na moje wypociny, papier.

I na cholerę powiedziałem Tsuzuku te wszystkie bzdury, skoro i tak wiedziałem, że tego nie zrobię? Typowy ja, najpierw mówię, potem myślę. Jego mina, kiedy to usłyszał, mówiła wszystko.

To był zwykły dzień, jak wiele innych, nudnych dni mojego żywota, który zaczynał się od wstania z łóżka usłanego maskotkami. Niektóre kupiłem sam, inne podostawałem od fanów, a jeszcze inne to prezenty od Mii i Meto. Spałem na przykład z żyrafami, które można zobaczyć w making off "Echo" czy moimi najbardziej porąbanym maskotkowym pomysłem czyli miśkami z "Secret no.03". Ich nosy wyglądają jak dilda...

Potem szybki prysznic, doprowadzenie twarzy do jakiejkolwiek użyteczności (co w moim języku oznaczało podkład sceniczny, niech sobie myślą, że mam taką cerę jak na Instagramie), założenie jakiś cicuhów losowo wyjętych z szafy (awangarda broni się sama), wyjście z domu, nie zabijając się przy próbie opuszczenia budynku (jestem wielką łamagą) no i podróż na próbę.

Dziś, wyjątkowo, na ulicy nie było korków, irytowały mnie tylko światła, co chwilę rozkazujące mi się zatrzymać. Zero szans na poczucie wiatru we włosach. Hah, moje pragnienie i tak poszło się walić, bo musiałem założyć ten idiotyczny kask z doczepionym przez Meto misiem, żebym nie czuł się samotny w podróży. Jest beznadziejny, ale nie ściągnę go, żeby perkusiscie nie było smutno.

Mini Ruana podskakiwał w trakcie jazdy a rozbawieni przechodnie przechodnie machali do mnie na pasach. Posyłałem im szerokie uśmiechy, dopóki nie dotarłem na odludzie, czyli tam, gdzie od zawsze mieliśmy próby.

Budynek na pierwszy rzut oka nie zachęcał do wejścia do środka i na ogół nikt nigdy nie pokazywał się w jego okolicy. Moją teorią było to, że Tsuzuku wybrał to miejsce, żeby nikomu nie przeszkadzało jego darcie ryja na cały regulator. Gdy zaczynaliśmy, bywało, że wychodziliśmy z prób głusi.

Zatrzymałem się przy drzwiach, zostawiając motor na ulicy i wyciągnąłem jedną z ostanich fajek, chowającą się w paczce wystającej mi z kieszeni spodni. Były ze mną od początku tygodnia, pogniecione, złamane, z niedoborami tego wspaniałego tytoniu... wcisnąłem ją sobie pomiędzy zęby i podpaliłem swoją ulubioną desingeirską zapalniczką od Vivienne Westwood. Jak ja kocham tę kobietę! Zawsze jak mam na sobie jej ciuchy czuję się jak król świata i moja pewność siebie wzrasta o 100%. Czekam aż zadzwoni do mnie z propozycją modelkowania w jakieś nowej kampanii reklamowej, ale telefon jakoś się nie odzywa.

Rozejrzałem się, chociaż wiedziałem, że ujrzę to, co zawsze, czyli pustkowie okraszone naszą muzyką dobiegającą z budynku. Ni stąd ni zowąt rozbrzmiał wrzask Tsuzuku (a nie mówiłem?)i wturująca temu gitara Mii, który teraz grał coś nowego albo covery, bo nie byłem w stanie rozpoznać melodii.

Z głuchym westchnięciem, wypuściłem w górę ostatni obłok dymu, zanim podeszłem do śmietnika, żeby wyrzucić niedopałek. Jestem ekologiczny i staram się nie śmiecić kiedy tylko mogę. Leniwym ruchem zgasiłem niedopałek o ściankę śmietnika i wtedy poczułem JEGO wzrok.

Mały gnom z wyłupiastym okiem i zielonym afro na głowie wyłonił się zza kubła niczym śmieciowy potwór i skoczył na mnie, powalając na ziemię całym ciężarem swojego umięśnionego od uderzania w bębęnki ciała.

For musicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz