Szlag. Nie tak to miało wyglądać. Chyba ją wystraszyłem.
Z prędkością światła przemieniłem się ponownie w ludzką wersję i pobiegłem za dziewczyną, która nie mogła uciec daleko. Ten dom był istnym labiryntem, poza tym szatynka jest obolała.
— Emily, wracaj tu! — wrzasnąłem, widząc jak zbiega schodami na dół. Już po chwili usłyszałem jej pisk i hałas. Widocznie musiała spaść, w sumie to nic dziwnego. I tak dobrze się trzyma, jak na osobę, która doświadczyła tyle rzeczy jednocześnie.
Podszedłem do niej i kucnąłem. Moją uwagę od razu przykuła lekko opuchnięta kostka dziewczyny. Bez słowa wziąłem szatynkę na ręce i skierowałem się w stronę tej samej sypialni.
— Nie dotykaj mnie. — burknęła, patrząc na mnie spode łba. Wywróciłem oczami i uniosłem lekko jedną brew ku górze.
— Wolisz zapierdalać samodzielnie po nieznanym miejscu ze skręconą kostką? — spytałem, oczywiście nie oczekując odpowiedzi, która była oczywista.
Wszedłem do sypialni i położyłem ją delikatnie na łóżku, wzdychając cicho. Spojrzałem niepewnie na dziewczynę, która unikała kontaktu wzrokowego.
— Wiem, że to dla ciebie trudne. I zdaję sobie sprawę, że ciężko jest ci w to uwierzyć. Sam bym pewnie nie uwierzył, to wszystko brzmi... jak szaleństwo! Ale chociaż spróbuj mi uwierzyć... Proszę cię, zaufaj mi — westchnąłem, sięgając do szuflady po maść i bandaż. Zacząłem opatrywać nogę dziewczyny. — Powiesz coś, czy będziesz dalej zabijać mnie wzrokiem?
Szatynka popatrzyła na mnie, tym razem łagodniej.
— Czyli umiesz ratować ludzi od śmierci, ale twoja moc nie jest wystarczająco silna, aby naprawić skręconą kostkę? — prychnęła cicho, po chwili się uśmiechając lekko. — Masz rację, Convel. To brzmi jak szaleństwo czy sen. Dalej mam wrażenie, że jestem na haju i zaraz to wszystko przeminie...
Westchnąłem cicho, chowając twarz w dłoniach. Czego się spodziewałem? Że nagle uwierzy i zaczniemy żyć szczęśliwie, zakładając rodzinę i kupując kota?
— ... ale postaram się ci zaufać. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale coś do ciebie czuję. Nie jestem kochliwa, nie o to chodzi! Po prostu mam wrażenie, że mówisz prawdę i łączy nas coś więcej... Coś, czego nie umiem wyjaśnić. — dodała po chwili, niepewnym głosem.
Spojrzałem na nią zdumiony i z nieukrywaną radością w oczach. Nie wszystko stracone!
— Dziękuję ci, Emily. Jak trochę odpoczniesz, porozmawiasz z dziewczyną mojego kuzyna, która przechodziła to samo. Pomoże ci się z tym wszystkim zapoznać i tak dalej... W każdym razie, jesteś głodna? Podobno całkiem dobrze gotuję. — uśmiechnąłem się, ukazując idealnie białe i równe zęby.
— Zobaczymy. Jeśli mi nie zasmakuje, oddasz fartucha. — powiedziała władczym głosem, co w jej wykonaniu było dość urocze.
— Tak jest, szef! — odpowiedziałem, poruszając dwuznacznie brwiami. — Na co masz ochotę?
— Obojętnie, zaskocz mnie.
— A tylko spróbuj później narzekać, że nie to chciałaś . — odparłem, unosząc dłonie w geście obronnym.
— Dobra, dobra, kochasiu. Idź już, głodna jestem. — dodała księżniczkowatym tonem. Normalnie zirytowałoby mnie to, ale w tym przypadku było to... słodkie.
Spełniając jej prośbę, a właściwie rozkaz, wyszedłem z pokoju i skierowałem się do kuchni. Postanowiłem zrobić coś, co każdy lubi i jednocześnie jest szybkie w przygotowaniu. Zacząłem rozglądać się po szafkach, półkach i lodówce. Chyba zrobię klasyczne spaghetti bolognese. Nie spotkałem nikogo, kto by tego nie lubił.
Po około dwudziestu minutach, niosąc dwie porcje makaronu, wróciłem do dziewczyny.
— Aleś zaszalał. — mruknęła, widząc najbardziej pospolite danie.
— Miałaś nie marudzić — odparłem, podając jej jedną porcję. — Nie wybrzydzaj. Następnym razem przyrządzę ci homara. Albo zrobię kanapki.
— Nie wybrzydzam i nie marudzę!— pisnęła urażona, zaczynając jeść danie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, także zaczynając jeść. Zdążyłem polubić dziewczynę. Na szczęście nie należała do tych wywyższających się pseudo księżniczek, których szczerze nie cierpiałem, a które niestety często się wokół mnie panoszyły.
Podniosłem wzrok na dziewczynę, która już zdążyła się ubrudzić. Zaśmiałem się cicho i wytarłem sos z jej policzka i kącika jej ust. Nie mogąc się powstrzymać przesunąłem kciukiem po ustach dziewczyny, które zapragnąłem pocałować.
Szatynka uchyliła lekko swoje pełne, malinowe usta, a jej policzki zarumieniły się. Ucieszyło mnie, jak na mnie reaguje, choć jeszcze starałem się tego tak nie ukazywać.
Odchrząknęła nerwowo, przez co zabrałem dłoń.
— To... opowiesz coś o sobie? Bo ten, jesteś wilkołakiem, tak? — zagadała ostrożnie, chcąc zabić ciszę.
— Zgadza się. Jestem wilkołakiem, jak słusznie zauważyłaś. W dodatku jestem Alfą, wkrótce mam przejąć stado, którym będziemy razem dowodzić.
— Jakie posiadasz magiczne umiejętności? Oprócz ratowania niewiast wypadających z okien.
— Niezwykła szybkość, siła, zwinność, wyostrzone wszystkie zmysły. Kontroluję swoje stado, mogę też czytać w myślach. Kiedy zechcę, zmieniam się w wilka. Szybko się regeneruję i mogę wyleczyć rany innych. Dlatego udało ci się przeżyć. Żaden lekarz nie dałby rady cię uratować z tamtego stanu.
— Która jest godzina? Jestem dosyć zmęczona, muszę to wszystko poukładać sobie w głowie... — powiedziała po chwili, a ja spojrzałem na zegarek.
— Jest już prawie dwudziesta. Możesz się położyć, a nawet powinnaś się już położyć. — oznajmiłem troskliwie, na co dziewczyna skinęła głową.
— Tak, tak... Tak zrobię — położyła pusty talerz na półkę i sięgnęła po butelkę wody, która także tam stała. Wypiła łapczywie aż połowę znajdującego się tam płynu. — Jestem dość zmęczona...
— Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu zawołaj mnie. Będę tuż obok. — odparłem, wstając i zabierając talerze. Dam jej trochę prywatności, na wspólną sypialnię przyjdzie jeszcze czas. — Dobranoc, Czerwony Kapturku — uśmiechnąłem się, składając czuły pocałunek na czole dziewczyny, po czym odwróciłem się z zamiarem wyjścia z pokoju.
— Dobranoc, Zły Wilku. Chociaż nie, zły to ty nie jesteś. — szepnęła i ułożyła się wygodnie. Dosłownie po chwili odpłynęła w objęcia Morfeusza. Musiała być wykończona.
Uśmiechnąłem się smutno sam do siebie, słysząc jej słowa. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo się myliła...
Po korekcie
CZYTASZ
𝐁𝐞 𝐦𝐲 𝐑𝐞𝐝 𝐑𝐢𝐝𝐢𝐧𝐠 𝐇𝐨𝐨𝐝
Werewolf❝ Człowiek musiał popsuć trochę swoją naturę, bo nie rodzi się wilkiem - a jest wilkiem. ❞ MOGĄ WYSTĘPOWAĆ WULGARYZMY I/LUB SCENY 18+ Dawny tytuł: You are mine, sweetie W trakcie korekty - jeśli już raz to czytałeś, przeczytaj jeszcze raz, jest o...