Rozdział VI

5.4K 302 14
                                    

— Chyba... Chyba tak. — szepnęła niepewnie, co było dosyć urocze.

— Urocza jesteś — zaśmiałem się cicho, całując ją w czubek głowy. Byłem od niej sporo wyższy. Mój mały aniołek.

— Właśnie, co z kwestią szkoły? — zapytała, zmieniając temat.

— Chciałabyś ukończyć liceum?

— No oczywiście! Chyba sobie nie wyobrażasz, że będę cały czas siedziała w domu, przy okazji sprzątając go. — mruknęła, udając urażoną.

— Nawet gdybyś chciała, nie pozwoliłbym ci. Słyszałem, jaki masz "porządek" w pokoju. —prychnąłem rozbawiony.

Zanim przywiozłem ją do siebie, poinformowałem rodziców dziewczyny o całym zajściu. Przy okazji trochę opowiedzieli mi o Emily, podkreślając jaki ma syf w pokoju.

— Wal się, to artystyczny nieład. Nikt nie rozumie mojej twórczości! Docenicie to dopiero po mojej śmierci, ignoranci jedni. — odpowiedziała szybko, cała zaczerwieniona. Uśmiechnąłem się lekko na myśl, że znowu ją zawstydziłem. Słodko się denerwuje.

— Po prostu masz w pokoju burdel. — podsumowałem, śmiejąc się cicho z dziewczyny.

— Lepiej mieć burdel w pokoju niż pokój w burdelu. Ale pan Convel Pieprzona Perfekcja Böserwolf tego nie zrozumie. — prychnęła, starając się zachować powagę, co jej nie wyszło, gdyż już po chwili także zaśmiała się ze swojego bałaganiarstwa.

— Uważasz, że jestem perfekcyjny? — mruknąłem, poruszając sugestywnie brwiami.

— I popieprzony. Kto normalny wchodzi komuś do łazienki i zaczyna się przy nim myć?!

— Racja, wybacz. Powinienem wejść ci od razu do wanny.

— Wybaczam i liczę, że następnym razem naprawisz swój błąd. — odpowiedziała, puszczając do mnie oczko, co mnie trochę zbiło z tropu. Czasem była urocza i rumieniła się na moje teksty, a później sama prowokowała. Nie rozumiem tego, ale podoba mi się.

Nie mówiąc nic więcej, wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej. No w końcu nie pozwolę się jej przemęczać ze skręconą kostką.

Dziewczyna pisnęła cicho, ale objęła mnie i pozwoliła się nieść. Zaniosłem ją do kuchni i posadziłem na blacie, a sam zacząłem zastanawiać się, co zrobić na śniadanie.

— Jajecznica może być? Czy wolisz coś bardziej wymyślnego? — zagadałem, jednocześnie otwierając lodówkę.

— Może być. Choć szczerze myślałam, że zaproponujesz naleśniki czy coś takiego.

— Nie lubię śniadań na słodko, ale jeśli wolisz naleśniki, to mogę ci zrobić. — wywróciłem oczami.

— No przecież powiedziałam, że może być. Aha, nie jestem aż taką ofermą, umiem sobie zrobić śniadanie. Moje roztargnienie nie ma nic do tego!

— Nie twierdzę, że jesteś ofermą. Po prostu chciałem być miły i zrobić ci śniadanko. — uśmiechnąłem się uroczo, wyciągając patelnię.

— Pantofel... — mruknęła pod nosem ze złośliwym uśmieszkiem.

— Co za zołza... — zaśmiałem się cicho, zaczynając robić śniadanie.

— Wracając do tematu szkoły... Mam już wybrany uniwersytet, dlatego bardzo mi zależy na ukończeniu edukacji.

— Zgoda, przecież cię nie powstrzymam. Jednakże skończysz naukę w prywatnej szkole. Wolę mieć cię bliżej siebie, aby nie powtórzył się więcej incydent z upadkiem z trzeciego piętra.

Dziewczyna uniosła lekko jedną brew do góry.

— Pójdziesz do High Wolves. — odparłem spokojnie. High Wolves było szkołą prywatną. Uczyły się w niej tylko wilkołaki, zwyczajny człowiek nie miałby szans, aby się do niej dostać.

— Do High Wolves?! Cholibka, to przecież prawie jak Hogwart! — krzyknęła, widocznie bardzo podekscytowana. — Tak poza tym, jak wy funkcjonujecie w "normalnym" świecie? W sensie czy ludzie wiedzą o waszym istnieniu i tak dalej...?

— Nasz przywódca, czyli mój ojciec, współpracuje z waszym rządem. Magiczne stworzenie normalnie żyją razem z wami, tylko wszystko jest zachowywane w tajemnicy, dla dobra ludzi. Wilkołaki nie są jedynymi stworzeniami. Możesz spotkać syreny, demony, czarodziei...

— Wampiry? — zapytała szatynka, wyraźnie zaciekawiona.

— Tak. Ale nie interesuj się tym tak! — warknąłem trochę ostrzej, niż zamierzałem, na co dziewczyna wzdrygnęła się.

— Jak to "nie interesuj się tym tak"?! Wprowadzasz mnie w ten wasz cały magiczny świat, pieprzysz o jakiś chorych pokrewieństwach dusz czy innej chorobie, a teraz mówisz, że to nie mój interes?! — uniosła się, co mi się nie spodobało. Nikt nie będzie podnosić na mnie głosu, nawet ona.

— Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Wampiry to niebezpieczne i okrutne stworzenia, które niszczą nasze społeczeństwo od wieków. Więcej ci do szczęścia nie jest potrzebne. I nie pytaj o to więcej. — zacisnąłem szczękę, nakładając na talerze jajecznicę.

— Ale dlaczego? Dlaczego tak bardzo się nienawidzicie?

— Przestań drążyć ten temat. To dla twojego bezpieczeństwa. — powiedziałem stanowczo. Nie może wiedzieć o polityce, którą mamy zamiar prowadzić przeciwko wampirom. Jako moja mate jest szczególnie narażona na ataki, które się nasiliły w ostatnim czasie. Z ofiarami śmiertelnymi...

— Jak chcesz mnie chronić, jeśli nawet nie wiem przed czym? Uznam ich za wrogów dopiero wtedy, kiedy będę wiedzieć co zrobili.

— Czy ty ich bronisz?

— Nie. Po prostu staram się wszystko kalkulować na chłodno. Jesteś zaślepiony nienawiścią, co nie jest dobre...

— Emily, proszę, dosyć.

Dziewczyna zeszła z blatu.

— Convel, oni na pewno myślą o was tak, jak wy o nich. Nie próbowaliście się jakoś dogadać? Dojść do porozumienia czy chociaż źródła problemu?

— Powiedziałem dosyć! — wrzasnąłem na nią, a moje oczy stały się czarne. Szatynka skuliła się, a po chwili skierowała się do wyjścia z kuchni.

— Wracaj tu — powiedziałem stanowczym tonem, nieznoszącym sprzeciwu, a jednak dziewczyna mnie zignorowała i wyszła z kuchni.

Zdenerwowałem się bardziej. Przecież prosiłem, aby nie drążyła tematu, a mimo tego to zrobiła. To jej wina, że mnie poniosło! Szybkim krokiem poszedłem za nią. Chyba byłem zbyt łagodny i muszę nauczyć ją posłuszeństwa...

Po korekcie

𝐁𝐞 𝐦𝐲 𝐑𝐞𝐝 𝐑𝐢𝐝𝐢𝐧𝐠 𝐇𝐨𝐨𝐝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz