"Śmierć to zołza. Odbiera nam najbliższych i opuszcza gdy najbardziej jej potrzebujemy, a gdy znowu stajemy się szczęśliwi wraca. Wtedy wraca po nas by odebrać nam wszystko"
Stojący na krawędzi klifu, ciemnowłosy chłopak zaczął się śmiać. Tak jak się spodziewał, ta dziewczyna była niezła. Z uporem trzymała się życia. Nawet gdy zrzucił ją z urwiska, potrafiła chwycić się zakrwawioną ręką skał i powoli schodzić w dół. Kilka razy o mało nie spadła, ale w końcu stanęła na piasku, ładnych siedemdziesiąt metrów niżej. Weszła do wody i mimo bólu, który musiał sprawiać jej kontakt z morską wodą zaczęła płynąć. Chłopak chętnie by sprawdził czy da radę się uratować, ale tego dnia miał na głowie jeszcze około setki osób przeznaczonych do zabicia. Niechętnie rozłożył jedwabiście czarne skrzydła i skoczył za dziewczyną. Zanurkował niczym jastrząb i zaczął wciągać ją pod wodę. Pływaczka na chwilę znieruchomiała, a potem kopnęła go z całej siły w głowę. Zaskoczony puścił jej nogę. To pierwsza tak zdeterminowana osoba jaką spotkał w tym stuleciu. Teraz ludziom już tak bardzo nie zależało na własnym życiu i nie umieli o nie należycie powalczyć. Kiedyś było inaczej...
Melancholijny nastrój oceanu musiał mu się udzielić, bo przypomniał sobie swoją własną śmierć.
W jego kamienicy wybuchł pożar. Płuca miał wypełnione dymem, a jego ubranie w kilku miejscach płonęło. Tylko dzięki sile woli dobrnął na dach i zgasił płomienie. Chciał żyć. Jego życie było marne i nie miał dokąd pójść, ale nie uśmiechało mu się umierać. Miał sporo planów i marzeń, których zapewne nigdy nie będzie mógł spełnić. Gdy ogień ogarnął dach, chłopak skoczył na budynek obok. Udało mu się wylądować, ale coś mocno pchnęło go w bok. Zsuwając się zobaczył piękną dziewczynę o czarnych skrzydłach. Nieznajoma uśmiechała się do niego szyderczo. Wtedy jeszcze mocniej postanowił się nie poddawać. Zaczepił się dłońmi o dach. Nieznajoma powoli odczepiała mu palce. Walczył z całych sił, ale nie dał rady. Łzy zalśniły w jego błękitnych oczach gdy spadał.
Tą dziewczynę miał spotkać ten sam los. Już prawie dopływała do plaży gdzie ktoś mógłby jej pomóc gdy zacisnął palce na jej szyji. Szamotała się do ostatniej chwili, by później spokojnie wtulić się w odmęty. Jej puste oczy wpatrywały się w powierzchnię, a ręka unosiła się jakby jej właścicielka nawet po śmierci się nie poddała.
Nagle z jej pleców wyrosły skrzydła. Ogromne, czarne jak smoła skrzydła. Kobieta zamrugała i powróciła do czegoś co miało być namiastką życia.
Czarne skrzydła zatrzepotały i nowa anielica przebiła się przez tarczę wody by nieść śmierć.
Taki los spotykał tych, którzy walczyli o samych siebie.
Oni nie znikali.
Oni powstawali w nowej formie.
I trwali aż po kres czasów.
Królowali nad czasem.
A nad nimi stała inna mroczna siła, której ludzie od zawsze się obawiali.
Była to Śmierć,
a oni byli jej zwiastunami.
![](https://img.wattpad.com/cover/90055564-288-k270108.jpg)
CZYTASZ
Na dobranoc~
Historia CortaKrótkie opowiadania pisane wieczorami o niekoniecznie wesołej tematyce Nie wiem jakim cudem, ale 19.01.2017- #227 w Opowiadanie