11. księżyc (e)

718 135 19
                                    

" Drogi Doktorze Frostner,

Na wstępie mojego listu pragnę ogromnie Panu podziękować za opiekę i poświęcony czas. Śmiało mogę powiedzieć, że to właśnie Pan był najlepszą i najserdeczniejszą osobą jaką dane było mi spotkać na tym świecie. Przepraszam, że nie przyszłam we wtorek. I przepraszam również, że nie przyszłam w następny wtorek. I następny. I ten rok później. I ten sześć lat później. W ten drugi wtorek mojej nieobecności byłam w szpitalu.
W ten drugi wtorek mojej nieobecności byłam szczęśliwa. Spotkałam go i dowiedziałam się, że ma jakąś poważną wadę serca. Spojrzał mi w oczy i powiedział, że może nie przeżyć operacji.
Nie przeżył. Mój Luke nie przeżył.
Ogormnie trudno było mi go pochować, ale pożegnałam już tylu ważnych dla mnie ludzi, że jak zwykle wyszłam z tego cało.
Słyszałam jak przyjaciółka szepcze coś w stylu: "ona nic nie czuje" a ktoś mówi po prostu: " szczęściara".
Otóż nie.
W każdym razie moja dusza wyszła z tego raczej bez uszczerbku, ponieważ ręce i nogi były okaleczone przez długi czas, a blizny pozostały do dziś. Kolejne dni zaś były monotonne i tylko w nocy dane było mi go zobaczyć. A którejś z nich repertuar senny nagle się zmienił. Zamiast Luke'a w restauracji, bądź tego, siedzącego w salonie z kawą, nagle pojawił się mój ukochany dziadek. Złapał mnie za dłoń na tyle mocno, bym przez sekundę pomyślała, że jest ze mną naprawdę, i że patrzę w jego oczy. Wtedy też jego wyraz twarzy złagodniał. Pamiętam, że powiedział: „Obiecaj mi, że odpuścisz i zaczniesz żyć".
Kolejne dwa tygodnie zastanawiałam się co mogły oznaczać jego słowa, aż w końcu zrozumiałam. Chciał bym odpuściła sobie Luke'a. Jako, że wiedziałam, iż dziadek zawsze wiedział co dla mnie lepsze poszłam na cmentarz. Płakałam, ale poprzez łzy obiecałam mu, że to koniec. Tylko, że raz jeszcze do niego zajrzę, by nie czuł się samotny. Potem wróciłam do domu.
Minęły kolejne dwa tygodnie gdy po raz pierwszy okłamałam kogoś w okrutny sposób, mówiąc mu, że mi na nim zależy, kiedy tak nie było. Dając nadzieje, gdy jej nie było.
A był do dwudziesty może wtorek mojej nieobecności.
I kolejne rany, o których musiałabym mówić.
Chciałam by wiedział Pan co działo się u mnie. Pragnęłam również powiedzieć Panu, że jest Pan najlepszym przyjacielem.
Jak Pan wie, nikomu nie ufałam ale Pan był wyjątkiem. Tylko Pan wiedział o moich zdolnościach do autodestrukcji. Tylko Pan je zauważał zanim się przyznałam.
Zawsze chciałam mieć również kogoś, z kim mogłabym tak po prostu pomilczeć.
Prawdopodobnie zawiódł Pan i może czuje porażkę, ale mogę obiecać, że nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle dobrego. I nie zrobi. Naprawdę doceniam Pana pomoc, mimo upływu lat, które nawiasem mówiąc były okropne i pełne cierpienia. Przez kolejne wtorki mojej nieobecności nie potrafiłam spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. A potem miałam w dłoni telefon. Chciałam zadzwonić, być w kolejny wtorek na tej strasznej kanapie, którą miałam nadzieję, że Pan wyrzucił.
Ale kiedyś mówił Pan, że ma do niej sentyment, a takich rzeczy się nie wyrzuca. Tak samo jest z ludźmi. Nie wyrzuca się ich z pamięci, by być szczęśliwym i zamienić ich na kogoś innego. Z reguły.
Ale zabrakło mi odwagi by o tym opowiedzieć, by coś zrobić.
Więc zaczęłam po prostu żyć.
Zostawiłam Ashtona nie chcąc dłużej go ranić i ruszyłam w poszukiwaniu nowych doznań, widoków, przyjaźni i historii, które mogłabym opowiadać w nieskończoność.
Nie zrozumie Pan mojego rozczarowania.
Nagle wszystko okazało się być tak zwyczajne, że po raz pierwszy doprowadziło mnie do łez. To zwyczajność tego życia spowodowała, że w kolejny wtorek mojej nieobecności.
Wtedy też zrozumiałam, że wszystko już zawsze będzie zwyczajne bez niego.
Bo widzi Pan, fizycy mają rację. Wszechświat jest skomplikowany, jednak funkcjonuje tak długo, dopóki istnieje słońce. Mój rozpadł się dziesiątego wtorku mojej nieobecności.
Moje słońce przestało istnieć.
To znaczy oficjalnie. Nieoficjalnie wciąż był obok. To doprowadziło do tego, że z równania musiałam odjąć kolejną planetę. Ashton nie mógł tego wytrzymać a ja nie chciałam dłużej go ranić i okłamywać. Powiedziałam więc, że wyjeżdżam.
To było osiemdziesiątego trzeciego wtorku mojej nieobecności.
Powie Pan: „Co było dalej?"
Otóż dalej nie jest wcale ciekawiej. Wyjechałam a gdy wróciłam wszystko wróciło wraz ze mną. Przywitałam moje dawne przyjaciółki i znów to zrobiłam.

Dość o mnie.
Co słychać u Pana? Doskonale wie Pan jak bardzo lubiłam słuchać Pana opinii. Jeśli chciałby Pan odpowiedzieć na to i inne pytania, bądź pomówić to znajdzie mnie Pan pod niżej wskazanym adresem.

C. "

Niepewnie przechodzę rząd dalej, aż w końcu docieram na miejsce. Przez dłuższą chwilę milczę gdy widzę pozłacane literki układające się w napis: "CARAH MARTIN"
- U mnie wszystko w porządku, Carah. Mam się naprawdę dobrze - mówię cicho i kładę wiązankę słoneczników na nagrobku. - Ale jak tylko mi się pogorszy i umrę to jako dobry przyjaciel skopię ci tyłek. I nie uratuje cię fakt, że jesteś kobietą. Ani, że jestem starszy. Mam to gdzieś, bo to ty powinnaś przynieść kwiaty na mój grób - dodaje równie cicho. Wtedy przypominam sobie dodatkową kartkę, samoprzylepną i wzdycham cicho.

" P.S Jeżeli spojrzeć na lewo to wenus nie znajduje się wcale tak daleko od słońca. Jest prawie zaraz obok a to czyni tę planetę wyjątkową. Przynajmniej ja tak uważam.
Z resztą mój wszechświat prawdopodobnie szlag trafił, bo znów się spotkaliśmy. Ale tym razem nie pozwoliłam mu odejść daleko. "

Wtedy też zgodnie z tym co pisała spojrzałem w lewo i zaśmiałem się widząc nagrobek, którego czarne litery układały się w jedno imię: Luke Hemmings.
Śmiałem się przez kilka najbliższych minut a staruszki przechodzące obok spoglądały na mnie jak na głupca.
- Pięknie. Cały wszechświat w jednym miejscu - mruknąłem splatając swoje dłonie ze sobą na wysokości brzucha. Pociągnąłem nosem i wzruszyłem ramionami. Nigdy jej tego nie wybaczę, ale mam wrażenie, że teraz jest szczęśliwa.
Mając Dereka i swojego dziadka.
A co dopiero mając swój cholerny wszechświat.

I oto epilog! Zdecydowałam się zakończyć poniekąd moją historię w tym momencie. Jasne, życie pisze scenariusze a ja żyje dalej ale to było bezcelowe.
Niebawem opublikuje coś podobnego, z czynnym udziałem bohatera, którym będzie Shawn. Dziękuję za obecność tutaj z całego serca <3
Pisanie wyleczyło moje serce i myśli.

planety ÷ hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz