Biegne, nie patrząc na to ,co zostawiam za sobą, w końcu przeszłość nie istnieje. Przeźroczysta suknia, pod wpływem napierającego powietrza, odsłania wszystko, ale nie przeszkadza mi to. Próbuje złapać oddech, ale drzewa nie chcą się podzielić tlenem. Bose stopy, krwawią, pocierając o róże. Nie mam im tego za złe, kolce to ich jedyna obrona. Wilgoć, powoduje że z moich włosów kapią krople krwi. Nic dziwnego, poce się cierpieniem. Mimo woli spoglądam za siebie, widzę cień. Czarne oczy podążają ślepo za mną. Czy to mój anioł stróż, czy osobisty diabeł. Przewracam się o pień drzewa, broń posuwa się do tego stopnia, że nie chce się bronić, zabrakło jej amunicji. Spoglądam do góry, miliony małych nie poskładanych puzli, coś co było wiewiórką, jest tylko bezsensowną plamą.
Ja jestem tylko cieniem, czekającym, aż zrobisz pierwszy ruch, żebym mógł go powtórzyć ...