Choć jeszcze nie było końca roku szkolnego, ja juz myślami byłam gdzie indziej. Od tygodnia opracowywałam listę ciuchów, które zabiorę w tym roku nad Bałtyk. Przyznaję, że serce zaczynało mi bić szybciej na samo wspomnienie pewnego surfera, którego poznałam w zeszłym roku w sklepie przy plaży. Odliczałam dni do wyjazdu, gdy zupełnie bez ostrzeżenia rodzice postanowili uszczęśliwić mojego brata i mnie wyjazdem nad jezioro Garda... Od lat spędzaliśmy wakacje w tym samym miejscu, a tu taka ,,niespodzianka"! Po prostu świetnie: ze spotkania z obiektem moich westchnień nici. Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, byłam już wkurzona i znudzona. Z braku ciekawszych zajęć, wybrałam się na plażę i pomimo niechęci musiałam przyznać, że jest nieźle! Grupka młodych Włochów, którzy do mnie podeszli, też byłam niczego sobie. Jedyny problem był taki, że nie rozumiałam ani słowa z tego, co mówili. Pokazali na migi, że chcą pograć w siatkówkę plażową i potrzebują jeszcze jednej osoby do gry. Oczywiście się zgodziłam. Kto by odmówił facetowi, który jest mieszanką najlepszych cech Zaca Efrona i Liama Hemswortha! Ja jemu też się chyba spodobałam, bo nie odrywał ode mnie wzroku. Niestety musiałam już wracać na kolację do hotelu. Następnego dnia znowu się spotkaliśmy w tym samym miejscu i graliśmy w siatkówkę. Gdy skończył się mecz, Ricardo zapytał mnie łamaną angielszczyzną, czy nie chciałabym wieczorem przyjść na imprezę na plaży. To chyba jasne, że się zgodziłam! Wieczór był idealny. Kłopoty z komunikacją szybko rozwiązaliśmy przy pomocy tłumaczy na iPadzie. Ricardo był słodki i prawił mi komplementy. W końcu przytuliłam się do niego, a on delikatnie pocałował mnie w czoło, a potem w usta. Aż do dnia wyjazdu byliśmy nierozłączni. Na szczęście jest Facebook więc utrzymujemy stały kontakt. Niesamowite jest to, że za tydzień nareszcie znowu go zobaczę. Tym razem dogadamy się bez problemu. Od powrotu pilnie uczyłam się włoskiego!