8 - List

2.6K 182 31
                                    

Kiedy wychodziłaś, chwiejnym krokiem podbiegł do ciebie kapitan i położył co dłoń na ramieniu.

- Tylko nie krzycz za bardzo. - po tych słowach wiedziałaś, że stało się coś poważnego. Jack odsunął się od ciebie i stanął przy relingu, spuszczając głowę. Zrobiłaś parę kroków do przodu i dokładnie się rozejrzałaś. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Przeszłaś się jeszcze po pokładzie oglądając każdy zakątek pokładu, ale nic cię nie zaskoczyło. Jedyne co znalazłaś to złożona kartka z napisem "Viktoria" na przedniej stronie. Była wciśnięta między kawałki drewna, żeby nie została zdmuchnięta przez wiatr. Ominęłaś ją jednak, bo uznałaś, że nie będziesz się denerwować z powodu jakiejś głupiej karteczki. Wróciłaś z powrotem do Jacka i stanęłaś przed nim zdziwiona.

- Co niby miało mnie zmartwić?

Jack przewrócił oczami i spojrzał na ciebie z pode łba.

- Nie zdziwiło cię może nagłe zniknięcie Latającego Holendra?

Zamarłaś. Rozejrzałaś się dookoła statku. Rzeczywiście, Holendra nigdzie nie było. Ze wszystkich sił starałaś się go wypatrzeć, ale na marne. Musieli odpłynąć w nocy, ale dlaczego? Wydawało ci się, że Elizabeth bardzo cieszy się, że nareszcie ma pod ręką przyjaciółkę, na którą może liczyć w każdej chwili. Co by się nie działo, zawsze byłaś przy niej. Miałaś w głowie tysiące myśli, przez które jeszcze bardziej odczuwałaś męczący ból.

- Nic nie rozumiem...

- Ale to chyba się nie zdarzyło pierwszy raz, prawda?- Co? Odpływali tak bez uprzedzenia wcześniej? - Chodziło mi o to, że nie pierwszy raz czegoś nie rozumiesz. - uśmiechnął się.Przewróciłaś oczami i westchnęłaś. Zwróciłaś się do Jacka. Byłaś już na skraju wytrzymałości. - Na pewno wiesz gdzie oni są!- Ja nic nie wiem!

- Jack! Wiesz wszystko co się dzieje dookoła ciebie! Wiesz kto dostał lanie w jakimś barze na Tortudze, więc nie mów mi, że nie wiesz gdzie oni są!

- No wiesz skowroneczku, Ben zasłużył na łomot... - zrobił obojętną minę. Wiedziałaś, że za bardzo ci teraz nie pomoże. Może za dużo wypił. Albo za mało.

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.

Ominęłaś go i zabrałaś zwiniętą karteczkę z twoim imieniem. Weszłaś pod pokład i usiadłaś na skrzyni, patrząc na kartkę. Usłyszałaś z góry rozkaz Jacka.

- Kurs na Tortugę!

- Oni tam są? - krzyknął Gibbs.

- Kto? Ja idę po rum.

Starałaś się nie zwracać na nich uwagi. Zamknęłaś oczy i jeszcze przez chwilę zastanawiałaś się czy otworzyć ten list. W twojej głowie kłębiły się przeróżne myśli. A co jeśli Elizabeth ci go napisała, bo nie chciała spędzać kolejnych dni w twoim towarzystwie? A może to wcale nie jest od niej. Co jeśli coś jej zagraża?

Szybko odwinęłaś zagięte kartki i chwilę wpatrywałaś się w nią. Ku twojemu zdziwieniu, na samym środku widniały tylko dwie litery.

- "KF"? Co to ma znaczyć?

Przez parę minut twój wzrok był utkwiony w tym napisie.

- Tego na pewno nie napisała Elizabeth... Coś złego musiało się wydarzyć. Gdyby chociaż w tym liście były jakieś wskazówki... Gdzie płynąć, albo czego szukać...A tutaj co? Nic!

Usłyszałaś czyjeś kroki. Podniosłaś wzrok i zobaczyłaś Jacka.

- Co tak siedzisz z gałami wlepionymi w te bazgroły?

- Ojciec kiedyś mi opowiadał, że na Tortudze mieszkały osoby (bo ciężko ich nazwać piratami, bo byli zbyt okrutni), które nocą napadały na statki i zostawiały... No właśnie. Co zostawiały? Poczekaj, na pewno zaraz sobie przypomnę, Jack.

- Powtórz.

- Chociaż raz nie każ mi do siebie mówić "kapitanie"!

Jack zrobił krok w twoją stronę i przykucnął, żeby być z tobą twarzą w twarz.

- Akurat nie chodziło mi o to, tylko o to, co opowiadał ci ojciec.

Zmrużyłaś oczy.

- Nie wierz w te brednie. Nie słyszałem nic bardziej absurdalnego.- kontynuował.

- No jasne... Będę pamiętać. - rozejrzałaś się nerwowo dookoła. - Gdzie jest Joseph?

- Will zabrał go wieczorem na Holendra.

Cudownie...

Westchnęłaś głośno. Dlaczego zawsze dowiadujesz się o wszystkim na końcu?

- Jak to? Czemu nikt mi o tym nie powiedział? - zapytałaś z pretensją w głosie.

- Przecież spałaś!

- Przestań! Nie uwierzę, że nie byłoby ci szkoda mnie obudzić!

- Nie zajmujmy się tym teraz. Masz do mnie coś jeszcze?- dodał już nieco spokojniej.

- Nie...

Jack zostawił cię samą. Chwilę jeszcze posiedziałaś na miejscu i z trudem wsłuchiwałaś się w odgłos twojego burczącego brzucha.

- Jak dobrze, że za niedługo popłyniemy na Tortugę. - szepnęłaś do siebie po czym wyszłaś na pokład. Zauważyłaś jak kilka osób przygotowuje szalupę dla Jacka, a on sam stał z boku z pustą butelką w dłoni i bacznie się wszystkiemu przyglądał. Wyglądał poważniej niż zwykle. Przez chwilę ci się wydawało, że ma jakiś problem, ale szybko opuściła cię ta myśl, widząc jak podchodzi do Gibbsa i błagalnym wzrokiem na niego patrzy.

- Gibbs! Masz 5 minut na załatwienie mi rumu! Inaczej wyrzucę cię za burtę, jak wrócimy na Perłę!

- Tak jest kapitanie - nie byłaś do końca pewna, czy zachowanie Jacka go śmieszyło czy wystraszyło. Już od dawna nie wyglądał na aż tak trzeźwego, albo nie aż tak pijanego.

Jak znów zacznie nawijać o rumie to sama wyskoczę za burtę...

- Pakuj się do szalupy skowronku. - rzucił do ciebie. I wszedł jedną nogą do łódki. Był już lekko zdenerwowany, więc postanowiłaś go bardziej nie prowokować. Wykonałaś polecenie i usiadłaś w szalupie. Kapitan rzucił ci wiosła na kolana i stanął na przodzie. Położył ręce na biodra i przyglądał się portowi przez lunetę. Przewróciłaś oczami i nez słowa zaczęłaś wiosłować. Gibbs przejął od ciebie jedno wiosło i po kilkunastu minutach byliście już u celu.

Szybkim krokiem opuściliście łódkę. Gibbs pobiegł ile sił do najbliższego baru, Jack bujnym krokiem ruszył za nim, a ty podałaś mężczyźnie w porcie szelinga i rozglądnęłaś się za jakąś knajpą. Twój brzuch odgrywał teraz koncert stulecia. Chciałaś jak najszybciej wziąć do ust wielką porcję jedzenia. Jednak z racji tego, że było jeszcze dość wcześnie, do jedynej otwartej knajpy ciągnęła się wielka kolejka. Zrezygnowana stanęłaś na jej końcu i z niecierpliwością patrzyłaś jak ludzie powoli z niej wychodzą. Oparłaś się o mur kamienicy i rozglądałaś się dookoła, nie widząc sensu robienia czegoś innego. Nagle twoją uwagę przykuł drewniany słup z wyciętym napisem. Starałaś się dostrzec co test na nim napisane. Kiedy wreszcie udało ci się go rozszyfrować - zamarłaś. W tym momencie wiedziałaś, że jedzenie może poczekać. Wyszłaś z kolejki i jeszcze chwilę przyglądałaś się słupowi z nadzieją, że może jednak się pomyliłaś i to nie to o czym myślisz. Jednak oczy cię nie zmyliły. Na słupie był wycięty napis KF.

Przygoda pachnie rumemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz