1 - Pięćdziesiąt Twarzy Martijna

512 34 10
                                    

*MARTIJN'S POV*

Krzątałem się po kuchni bez celu.
Z szafki wyjąłem metalowe pudełko z kawą.
Nie licząc już nawet ile wsypałem łyżeczek do kubka, zalałem czarną breję wrzącą wodą i wlałem trochę mleka. Wpadłem na pomysł, żeby udać się na taras. Po drodze zgarnąłem z blatu kuchennego paczkę moich ulubionych karmelków.

Widok z mojego penthouse jest nieziemski.
Spojrzałem na zegarek - dochodziła godzina 3:35.
Ulokowałem się na leżaku i zacząłem rozmyślać.
Martin, czas odpocząć - mruknąłem sam do siebie.

Rozejrzalem się dookoła, a mój wzrok zatrzymał się na małym, białym stoliczku. Zmrużyłem oczy widząc, że coś na nim leży.

Joint.

Zostawiam je wszędzie, ale wcale na to nie narzekam. Chwyciłem go w dłonie, a następnie wyciągnąłem z kieszeni spodenek zapalniczkę i odpaliłem go, zaciągając się przy tym mocno, ułatwiając płucom dostania tego kurewskiego raka.

Zaczęło sie od tego, że Tijs podsunął mi jointa na 19-stych urodzinach Jordana i nalegał, że należy mi się odprężenie po całym dniu.. W dodatku to była impreza, więc dlaczego nie?
Potem był drugi, trzeci. Spodobało mi się, dlatego zacząłem sam kupować to cholerstwo.
Chciałbym przestać...
Po głębokim zamyśleniu stwierdziłem, że nie chcę skończyć ze statusem narkomana, dlatego bez zastanowienia wyrzuciłem ten syf za barierkę balkonu.
Najwyższy czas z tym skończyć.

Wstałem z białego leżaka, opierając się o przezroczyste barierki.
Spojrzałem w dół i cicho westchnąłem.
Ostatnio coraz częściej nachodzą mnie myśli, co byłoby gdybym zawiesił karierę.
Przypomina mi się, gdy jako dzieciak mogłem bez problemu iść do sklepu po paczkę karmelków lub jeździć beztrosko po ulicach Amsterdamu razem z Julianem.
Wspominam dzieciństwo.

Już tak dalej nie potrafię.
Fani są cząstką mojego serca, lecz muszę zrobić sobie po prostu przerwę. Znając mnie, nawet podczas zawieszenia kariery będę nadal tworzyć. Nie potrafię nie spędzić przynajmniej paru godzin w studiu.

Złapałem telefon w ręcę, kliknąłem ikonkę czatowego dymka.
Wysłałem krótki SMS do Watsa i Nanny -

"Zawieszam karierę.
M.G"

**
Po ciągłych rozmyślaniach wróciłem do apartamentu.
Trzeba przyznać, że Amsterdam nie należy do najcieplejszych miast, patrząc z przymróżeniem oka na fakt, że jest styczeń.
Wylegując się na kanapie, usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi.

Spojrzałem na zegarek, kto do cholery dzwoni do drzwi o czwartej w nocy? - wysyczałem przez zęby, niechętnie się podnosząc.

Mogłem się spodziewać.
W progu ujrzałem dwie sylwetki.
De Jong i Woldring.
Stałem tam przez krótką chwilę, mrużąc oczy.
Po chwili poczułem na swojej klatce piersiowej czyjeś łapy.
Upadłem na podłogę ze wściekłością.
-Garrix, kurwa co Ty robisz? - wykrzyczał w moją stronę manager - Co z tymi wszystkimi kontraktami?! - jego oczy wręcz płonęły.
-Watse, uspokój się - łagodnym głosem do rozmowy dołączyła nijaka Nanny, zamykając drzwi wejściowe.
Naprawdę podziwiam tą kobietę za swoje usposobienie.

W sytuacjach, gdzie ja bym rozwalił pół Amsterdamu, ona jest łagodna jak baranek.

-Nie zdajesz sobie sprawy gówniarzu, że będziemy musieli wszyscy zapłacić dużą karę za zerwanie umowy z firmami partnerskimi? - warknął, próbując przebić mnie swoim rozzłoszczonym wzrokiem na wylot.

Zmrużyłem oczy, przez chwilę analizując jego słowa.
Podniosłem się i rzekłem -
-Wyjdź. - mierzyłem srogie spojrzenie w jego kierunku.

Zniosę raczej wszystkie dogryzki, lecz jestem kompletnie wyczulony na punkcie zażywania argumentu młodego wieku. To nie powód do ubliżania człowiekowi, skoro to tylko pojedynczy ciąg cyferek.

-Garritsen, ogarnij sie! - przerwałem mu.
-Kurwa mać, de Jong! Nie prowokuj mnie i wyjdź. - rozwścieczony wskazałem palcem na drzwi.
-To nie czas na tego typu awantury. Cisza nocna raczej obowiązuję, nie? Wyjaśnimy to za jakiś czas. Odpocznij Martijn i błagam, nie zrób nic głupiego. -

Facet wyszedł, trzaskając mocno drzwiami. Na odchodne dolałem oliwy do ognia -
-Jak mi rozwalisz te drzwi, to ja sprawię, że Twoje jedynki wylecą z zawiasów. - nie starałem się mówić cicho, ponieważ i tak zakładam, że przez tego idiotę sąsiedzi się obudzili. Nanny przewróciła oczami -
Najlepiej spróbuj zasnąć. Dobranoc, młody. - wyszczerzyła swoje śnieżnobiałe zęby i wyszła.

Zamknąłem drzwi przekręcając klucz w zamku dwa razy. Stukot obcasow José dał się słyszeć jeszcze przez parę chwil, nim całkowicie ucichł.
Wróciłem do salonu i położyłem laptopa na kolanach, gdzie już zostałem zasypany milionem wiadomości od Tijsa, któremu prawdopodobnie Watse się wygadał.
W drugiej karcie miałem otworzone forum o muzyce elektronicznej, gdzie moje konto było dość popularne. Początkujący producenci pytali mnie tam o rady lub wysyłali projekty bym ocenił i powiedział, co ewentualnie należałoby poprawić.
Kiedy już wszyscy dowiedzą się, że postanowiłem zawiesić karierę.. Nawet nie chce wiedzieć, jak mnóstwo wiadomości bym tam otrzymał.

Czy na pewno chcesz usunąć konto?

Wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem opcję "tak".
Konto zostało usunięte, a mnie przekierowało na stronę główną.
Nie było już tutaj Martina Garrixa.

Do cholery, ja już nie chcę być Martinem Garrixem.
Niech ludzie o tym wszystkim zapomną!
Ja chcę od teraz być Martijnem Garritsenem. Tym samym, zanim zaczął na poważnie przygodę z muzyką.
Chcę być przeciętnym Holendrem i w końcu normalnie z kimś porozmawiać. Do tej pory z kim nowym nie pisałem - były to tysiące wiadomości "Kocham Cię", "jesteś moim idolem" itp.

Nie chciałem już tego.

Postanowiłem założyć nowe konto.
Nie będę ani Martinem, ani Martijnem.
Chcę być w końcu kimś innym.
Żeby nikt mnie nie znał, nie wiedział kim jestem ani jak wyglądam.
Chcę być anonimowy i przypomnieć sobie, jak to jest być normalnym, nieznanym światu.
"Imię i nazwisko" - przeczytałem szeptem napis obok pola, które musiałem wypełnić, by założyć sobie konto.
"Jack van Reusen" - wpisałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Chciałbym być właśnie takim Jackiem, o którym nikt nie ma pojęcia.

Data urodzenia: 04.04.1996

Lokalizacja: Amsterdam

Gatunki: Bigroom House, Electro House, Trap, Dutch House, Progressive House.

Garrix, Ty to potrafisz być dobrym fejkiem. - zaśmiałem się, szepcząc.

Wypiłem ostatnie pozostałości po jakiejś taniej, szkockiej whisky z lodem.
Nie jestem smakoszem alkoholu, dlatego nie mam potrzeby chodzenia do monopolowego po konkretne specjały - mimo, że barek zawsze jest uzupełniony, przez panią Marię.
Sympatyczna staruszka przychodzi tutaj raz w tygodniu, ponieważ jest moją "pomocą domową".
Tak właśnie sama się określa.

Kliknąłem w listę osób aktywnych o podobnych zainteresowaniach, następnie na kolorowe kółko i wylosowałem pierwszą lepszą osobę.

Carmen de Kruijf

Bez zastanowienia napisałem.

-Witaj, Carmen!

-Cześć Jack! :)

Let's Chat [m.g] PL FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz