4 - Codzienny Świat

175 18 2
                                    

<dla klimatu obowiązkowo klikać w załącznik! :v>

*MARTIJN'S POV*

Czas dłużył mi się niesamowicie. Słońce już dawno opuściło widoczny horyzont, pozostawiając po sobie jedynie kolorowe smugi na niebie.

Nie jestem w stanie przewidzieć czy byłem na tyle styrany wielogodzinną pracą w studiu — ale miała optycznie chociaż na parę godzin zakryć lukę, która powodowała w moim umyśle nudę. Niestety zagościła ona po dłuższej nieobecności Carmen.
Co parę sekund pojawiały mi się ciemne mroczki przed oczami.
Nie mam pojęcia z czego to wynika, może jestem po prostu zmęczony.

Stojąc przy balustradzie tarasu, obserwowałem ciągły harmider jaki panował na przecinających się ulicach. Zabawnie jest patrzeć na ludzi z jedenastego piętra apartamentowca.
Wyglądają jak takie drobne robaczki pędzące na małych rowerach.

Jak to bywa w naturze ludzi, zawsze gdzieś się śpieszą. Wbiegają do kawiarni po kubek gorącej kawy i ciastko, popychając innych klientów byle tylko nie spóźnić się do pracy.
Po południu zaczyna się wyścig prawdziwych rajdowców, ważne by tylko nie utknąć na długo w korku, szybko dotrzeć do domu i ułożyć się wygodnie na kanapie lub poświęcić uwagę swoim pociechom.

Ja natomiast żyję z dnia na dzień, akceptuję zasady jakie stawia mi los.

Ja, Martijn Garritsen patrzę na świat z przymrużeniem oka popijając mrożoną lemoniadę, ceniąc każdą sekundę swojego życia.

Powędrowałem do studia, następnie chwyciłem za gitarę.
Na tarasie ulokowałem się wygodnie na kocu, opierając się plecami o balustradę.
Pochłonęły mnie pierwsze dźwięki wydobywające się z instrumentu.

*CARMEN'S POV*
Potykałam się o własne nogi na prostej drodze.
Jestem wykończona pracą.
Torby z zakupami wrzynały mi się w palce, nie znoszę tego uczucia.
Pakunki były cholernie ciężkie, dlatego zdecydowałam się na krótki odpoczynek. Skierowałam się w kierunku najbliższej ławki.
Kątem oka spostrzegłam małego chłopca. Jego odzienie nie prezentowało się najlepiej — podarta koszulka, pobrudzone spodnie, zniszczone buty. Zwichrzone włosy dopełniały strój określeniem nędzy i rozpaczy.

Z wyglądu mogłam wywnioskować, że ma conajmniej sześć lat.
Siedział skulony przy wejściu do osiedlowego sklepu.
Po głębszym namyśleniu chwyciłam za zakupy i podeszłam do biedaka.

-Cześć, jestem Carmen, a Ty? - postawiłam zakupy na chodniku i uklęknęłam przy chłopczyku.
-Dzień dobry, jestem Julian. - chłopiec spuścił głowę jakby się czegoś wstydził, przestraszył. Trudno mi określić.
-Hej, maluchu. Co Ty tu właściwie robisz? Gdzie są Twoi rodzice.. - przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, dlatego złapałam dziecko za podbródek, tak by ponownie widzieć jego delikatną twarz. - Nic Ci nie zrobię, nie bój się mnie.. - rzekłam z troską wymalowaną na twarzy.
-Od paru godzin jestem tu, by zarobić pieniążki. Mamusia jest chora, a tatuś ciągle piję alkohol. Boję się go.
Moja siostrzyczka jest za mała by mi pomóc, dlatego sam muszę pomóc rodzinie. Niestety nie udało mi się zdobyć ani grosza. - mówił przez łzy.

Kurwa mać - przeklnęłam cicho pod nosem.
Wstałam i odwróciłam się plecami do chłopca.

To nie możliwe żeby kłamał.
Przecież to dziecko jest całkowicie bezradne.. - pomyślałam

Wzięłam głęboki oddech i zdecydowanym ruchem sięgnęłam z kieszeni portfel. Wyjęłam banknot, następnie podeszłam do chłopca i podałam mu rękę żeby wstał.

Nie chciałam, żeby był od najmłodszych lat wychowywany w takich warunkach. Jest za mały by pracować. Nie jest niczemu winien.
Mogę tylko tyle zrobić, by na jego twarzy mógł pojawić się uśmiech.

Zgięłam kolana, dlatego jestem teraz wzrostu Juliana.

-Posłuchaj mnie, Julek. - odgarnęłam czule grzywkę malcowi z czoła. - tutaj jest 100 euro. Wejdź do tego sklepu i kup najważniejsze rzeczy, których w tym momencie najbardziej potrzebujecie oraz jakąś paczuszkę słodyczy dla Ciebie i siostry, a resztę pieniążków zostaw na tak trudną sytuacje jaką miałeś parę minut temu. - otworzyłam torebkę i wyjęłam z niej małą apteczkę. - tutaj masz parę ważnych leków oraz inne drobne rzeczy, napewno przydadzą się Twojej mamie. - wcisnęłam drobiazgi w rączkę chłopca.
-Pamiętaj, nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś najgorszy.
Jeśli poświęcimy dla innych ludzi cząstkę siebie, możemy osiągnąć coś naprawdę pięknego, niezależnie od sytuacji. - w oczach malucha dostrzegłam łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach, więc wycierałam je kciukiem. - Pamiętaj o tym, dobrze? - głos mi się łamał, dlatego by dać upust emocjom z moich oczu wypłynęła samotna łza. - Dziękuję Carmen, nawet nie zdaję sobie Pani sprawy ile te pieniądze dla Nas znaczą.. - wykrztusił zapłakany, następnie mocno się we mnie wtulił.
Po paru minutach dodałam - Domyślam się, że może być Ci ciężko zadzwonić, ale tutaj masz mój numer. - z kieszeni spodni wyjęłam drobną, zgniecioną już karteczkę z rządkiem cyferek.

Czyli pożyteczny okazał się pomysł, by zapisywać na kartkach swój numer telefonu na wszelki wypadek.
-Gdyby jednak Ci się udało, byłoby mi niezmiernie miło jeśli miałbyś ochotę opowiedzieć od czasu do czasu co u Ciebie słychać, jak wygląda w danej chwili sytuacja życiowa.
-Mamusia ma telefon, jeśli ją poproszę, może uda mi się z Panią skontaktować. - na twarzyczce dziecka zagościł promienny uśmiech.
-Będzie dobrze, życz mamie zdrówka.
-Dziękuję, miło było panią poznać! - wtulił się ponownie i wbiegł radośnie do sklepu.
-Nie Pani, tylko Carmen! - zachichotałam, chwyciłam za reklamówki i ruszyłam w stronę blokowiska.

Pozbyłam się oszczędności, jednak było warto. - szepnęłam.

~~
song: yiruma — river flows in you

Jest chyba oki, c'nie? C:
Next, next, next - rozmowy M&C
publikuję teraz, bo nie mogę wytrzymać do rana.. 😟
Taki smaczek przed szkołą! ^^
pozdrowionka!
Mahpeyker ✨

Let's Chat [m.g] PL FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz