Tak jak się umawialiśmy z Nathanielem miałam go odwiedzić w sobotę. Wstałam wcześnie rano. Spakowałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy i zjadłam śniadanie. Już miałam wychodzić na kolejkę, gdy w przejściu zatrzymała mnie Emma.
-Uważaj na siebie- posłała mi lekki uśmiech.
-Przecież wiem- zmarszczyłam brwi- z Natem na pewno nic mi się nie stanie.
-Martwię się, bo ostatnio coraz rzadziej widuję Cię w domu.
-Tak wyszło. Idę, cześć- poczułam się jakby była moją matką.
Poszłam na peron i usiadłam na ławce czekając na pociąg. Emma miała trochę racji, mówiąc, że coraz rzadziej mnie widuje. W końcu miałam powody. Najpierw projekt z Noah, później zawody na których ledwo co zakwalifikowałam się do ćwierćfinałów. Ostatnio moja forma znacznie się pogorszyła. Oprócz moich obowiązków byłam też z własnej woli u Jacoba. Przecież mogłam stanowczo powiedzieć, że nie chciałam tam iść, ale było odwrotnie. Spodobały mi się wspólne spotkania z nimi. W końcu znalazłam sobie przyjaciół. Ogh, nie wierzę, że o tym pomyślałam.
Wstałam z ławki i podeszłam bliżej pociągu, który akurat przyjechał. Wsiadłam po czym ruszyliśmy. Planowałam wrócić jutro wieczorem.
***
Wreszcie dojechałam na miejsce- pomyślałam, bo podróż na prawdę mi się dłużyła. Przed moim wyjazdem pisałam do Nathaniela, żeby odebrał mnie na dworcu. Mało znałam Waszyngton, dlatego wolałam się nie zgubić już w pierwszych chwilach mojego pobytu tutaj. Niestety, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Wyszłam na zewnątrz i zadzwoniłam do niego.
-Cześć Nat, gdzie jesteś?
-Cześć, przyjechałaś już, prawda?
-Tak, czekam na zewnątrz.
-Dziwne, ja też...O! Ali!
-Halo? Nat?- wołałam, ale już się rozłączył.
Ktoś nagle złapał mnie za ramię, a ja momentalnie się odwróciłam. Przede mną stał szczupły o średnim wzroście jasny blondyn. Jego jasnobrązowe oczy świeciły się jak iskierki, blond kosmyki były nieco rozczochrane i opadały na czoło, a piękny biały uśmiech dodawał temu wszystkiemu jeszcze większego uroku. Ubrany był w długi czarny płaszcz, koszulę tego samego koloru i białe rurki. To z pewnością był Nathaniel.
-Znalazłem Cię- pogłębił swój piękny uśmiech.
-Wyprzystojniałeś.
-A Ty jesteś piękna jak zawsze- zgarnął mnie do uścisku.
-Jak mnie poznałeś? Minęły lata...
-Zawszę miałaś burzę brązowych włosów i te oczy...
-C..coś z nimi nie tak?- zająkałam się widząc, że się we mnie wpatruje.
-Nie, ale szczerze mówiąc mają bardzo niespotykany zielony odcień.
-Nat, dziękuję, ale nie przyjechałam tu żebyś wychwalał, mój wygląd.
-Tak, wiem. Jak zawsze jesteś bez serca- zrobił minę smutnego szczeniaczka.
-A więc... gdzie idziemy?
-Do mnie- uśmiechnął się szarmancko.
Był ode mnie starszy o cztery lata, dlatego mieszka już sam. Dziwne, że nie ma do tej pory żadnej dziewczyny. Studiuje, a oprócz tego jest jednym z młodszych i lepszych fortepianistów. Muzyka od zawsze była dla niego najważniejsza. Ja za to od małego interesowałam się wszystkim po trochu. Również muzyką, ale też aktorstwem i sportem. W końcu wyszło na to, że robię te wszystkie rzeczy na raz. Umiem dobrze grać na skrzypcach, więc wiedziałam, ze prędzej czy później Nathaniel zapyta się jak mi idzie. W drodze do domu chyba coś o tym wspominał. Gdy dochodziliśmy na miejsce ujrzałam przed sobą wieżowiec, w którym Nat musiał wynajmować mieszkanie. Po chwili znaleźliśmy się już u niego. Mieszkał dość wysoko. Wchodząc pierwsze co przykuło moją uwagę to nowoczesne pomieszczenie z wielką szklaną ścianą z widokiem na miasto. Był to salon. W sypialni również miał podobne widoki. Pokazał mi wszystkie pomieszczenia, a na koniec zaprowadził do pokoju gościnnego, w którym miałam spać. Rozpakowałam rzeczy, a gdy już byłam gotowa chłopak zaprosił mnie do salonu na kawę.
-Czemu nie zmienisz szkoły?- zapytał po paru minutach niezręcznej ciszy.
-Daj mi już spokój. Jeśli uważasz, że nie powinnam do niej chodzić sam najpierw ją zobacz.
-Kiedy masz zamiar wracać?- zmienił temat.
-Jutro.
-Jutro?! Myślałem, że zostaniesz dłużej- prawie opluł się kawą.
-Musze pogadać z bratem. Może się zgodzi- westchnęłam.
Nat uśmiechnął się i znowu zaczął się we mnie wpatrywać.
-Chciałabyś iść dzisiaj ze mną na próbę?
-Tak, chętnie. Dawno nie słyszałam jak grasz.
-Ehh..
-To może ja zadzwonię do brata?
-To dzwoń. Ja przygotuję kolację. Musisz być głodna.
Przytaknęłam i połączyłam się z Alanem. Brat nie miał nic przeciwko, żebym została na dłużej. Podziękowałam i przekazałam wiadomość Nathanielowi, który bardzo się ucieszył. Po kolacji poszliśmy na próbę do filharmonii. Kiedy wszyscy się zebrali usiadłam obok chłopaka przypatrując mu się uważnie. Grał jak profesjonalista, którym oczywiście był. Dopiero teraz zauważyłam jego smukłe, długie dłonie. W przerwach spoglądał na mnie ukradkiem uśmiechając się.
Po skończonej próbie przedstawił mnie swojemu koledze skrzypkowi.
-To jest moja przyjaciółka Alison. Mieszka w Kalifornii. Gra na altówkach , więc mam nadzieję, że wymienicie się swoimi doświadczeniami.
-Miło mi, jestem Nathaniel- podał rękę. A więc miał tak samo na imię. Był nieco niższym od blondyna brunetem o niebieskich oczach.
-W piątek mamy koncert. Mam nadzieję, że będziesz, Ali- powiedział brązowooki.
-Powinnam- uśmiechnęłam się lekko.
Jeszcze chwilę pogadaliśmy z Nathanielem, po czym wróciliśmy do domu.
-A może chciałabyś trochę wina?- zaproponował chłopak.
-No nie wiem.
-Półsłodkie.
-Może trochę- spojrzałam na butelkę.
Nathaniel wlał nam alkohol do kieliszków po czym przysiadł się do mnie na kanapie i włączył jakiś film. Po pewnym czasie lekko upity zasnął mi na kolanach. Okryłam go szczelnie kocem, który miałam pod ręką i zaczęłam odruchowo głaskać go po włosach. Lepszego przyjaciela od niego nie mogłam sobie wyobrazić.
______________________
Mam nadzieję, że się podoba. Głosujcie i komentujcie!/ Wiktoria :D
YOU ARE READING
From Hate To Love
RomanceAlison Liddle to szesnastoletnia, samolubna i arogancka dziewczyna pochodząca z zamożnej rodziny. Pewnego dnia chcąc chodzić do zwykłego liceum przeprowadza się do samego serca Kalifornii i zamieszkuje ze starszym bratem wraz z jego dziewczyną. W sz...