Rozdział 5

12 3 2
                                    

Zeszliśmy na dół do hali przylotów. Było bardzo dużo ludzi oczekujących na osoby, które miały odebrać. Co jakiś czas pojawiały się nowe grupki podróżnych z walizkami. Jamie jak nie przychodził tak nadal nie przyszedł. No cóż przecież mogą być duże kolejki z immigration. Minęło pół godziny. Nic. Czterdzieści minut. Nic. Usiedliśmy na krzesłach - a raczej Tyler usiadł na krześle a ja na jego kolanach. Wyjął telefon i zaczął grać w jakąś grę. Nudzi mi się.

- Jejku wciągnęło tam go coś czy jak? - Wiem, że zaczynam marudzić, ale co innego mam w tej chwili robić? Naprawdę mi się nudzi. Tyler tylko uśmiechnął się do mnie i wrócił do swojej jakże bardzo interesującej gry.

Patrzyłam się bezmyślnie przed siebie. Ludzie chodzili w te i z powrotem. Moją uwagę przykuł jakiś lotniskowy sklepik. Z pozoru raczej nie było w nim nic ciekawego, ale kto wie? Zresztą i tak nie miałam nic do stracenia, a wręcz przeciwnie bo miałam ochotę na soczek. Tak więc wszystko było za tym aby ruszyć się tam.

- Idę po soczek. Chcesz coś?- wskazałam głową na sklepik i wstałam z kolan Tylera.

- Nie. - pokręcił głową, a ja ruszyłam w kierunku minimarketu.

Przy wejściu stały stoiska z różnymi typami książek. Od horrorów po komedie. Wzięłam do ręki pierwszą lepszą, której tytuł mi się w miarę podobał i zaczęłam czytać opis. Przeczytałam opisy chyba z siedmiu książek i z pośród nich wybrałam jedną, którą zamierzam kupić. Wzięłam soczek i powędrowałam do kasy, gdzie niestety zrobiła się mała kolejka. Z nudów zaczęłam oglądać kolczyki, które można było znaleźć przy sklepowej kasie. Wzory były najróżniejsze. Serduszka, różnego rodzaju kwiatki, a nawet i samolociki. Kiedy wreszcie nadeszła moja kolej podałam kasjerce zakupy, biorąc jeszcze przy okazji batonika i zapłaciłam za wszystko.

Tylera dalej siedział na krześle ze wzrokiem wbitym w telefon. Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach.

- Jak ty możesz zobaczyć czy przypadkiem Jamie się już nie pojawił skoro wlepiony jesteś w ekran telefonu?

- Kotek spokojnie. Kontroluje sytuację. Nie przyszedł tu jeszcze.

- Eh, nie ważne. - Odkręciłam korek i napiłam się soku, który po chwili został mi zabrany. - Ej! Co jest? To moje! - Tyler zabrał mi sok i z uśmiechem upił go. - Przecież pytałam czy chcesz.

Napój odzyskałam, ale w o wiele mniejszej ilości. Eh... Otworzyłam batona i zaczęłam karmić nim Tylera. Wiem, że moja słodkość skończyłaby tak samo jak soczek dlatego wolałam sama go oddać niż, żeby został mi zabrany. Po skończonej konsumpcji zabrałam się za ponowne przeczytanie opisu książki, którą kupiłam. Nie opłacało się teraz zaczynać ją czytać z wielu powodów. Nie miałam zakładki, nie miałam za dużo czasu, a jak bym się wciągnęła to zostałabym na tym lotnisku przed kolejne pare godzin siedząc i czytając. Ja już tak mam. Jak zacznę czytać i coś mnie wciągnie to przestanę dopiero wtedy kiedy skończy się książka.

Przez kolejne 15 minut bawiłam się palcami i patrzyłam na ludzi. Niektórzy tak jak my czekali tu już dłuższy czas, inni natomiast jak przyszli to po chwili wychodzili. Stali tu panowie z kwiatami, panie bez kwiatów jak również i rodziny, na przykład matka z trójką dzieci. Zza szklanej ściany wyszła kolejna grupka ludzi z walizkami, a ja standardowo patrzyłam czy wśród nich jest Jamie. Nie, nie, nie, nadal nie, to też nie on. Jest! Poderwałam się na równe nogi i ruszyłam w jego stronę oczywiście ciągnąc za sobą Tylera, który w pierwszej sekundzie nie wiedział co się dzieje. Zaraz jednak zrównał ze mną kroku.

Jamie rozglądał się po hali prawdopodobnie szukając nas. Oprócz ogromnej walizki miał plecak, a na szyi widoczne były nauszne słuchawki. Podniosłam rękę do góry i pomachałam nią tak, aby mógł nas zobaczyć - i tak się właśnie stało. Odmachał i ruszył w naszą stronę.

The way you make me happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz