Mały chłopiec o brązowych oczach przypatrzał się bacznie spadającym gwiazdom, których dzisiejszej nocy było naprawdę dużo. Ponoć właśnie w sierpniu jest ich najwięcej. Wszystko byłoby w należytym porządku, gdyby nie fakt, że jedna z nich była coraz bliżej, bliżej i bliżej. Coraz bardziej wyraźna, przypominająca konkretny obiekt. Chłopiec wstał, otwierając szerzej oczy jak i usta z widocznego zdziwienia. Bardzo prawdopodobne, że nie tylko on był świadkiem tego zdarzenia. Był tego bardzo świadomy, dlatego rzucił się biegiem w stronę wciąż spadającego z prędkością światła punktu.
Gdy biegł przez las wszystko stanowiło ogromną przeszkodę. Liście, gałęzie uderzające odkryte nogi, dłonie i twarz dzieciaka. Nagle rozległ się huk głośniejszy, niż uderzenie pioruna. Poharatany, zdyszany dobiegł na miejsce. I co najdziwniejsze - gdyby nie kilka połamanych drzew, dość duże wgłębienie w ziemi i mały ubytek trawy można by stwierdzić, że nic się nie stało. Nie było nic. Obiekt, który jeszcze kilka minut temu przelatywał tuż przed chłopcem jakby wyparował. Mimo to jedenastolatek stał jak osłupiały.
Szloch. Jedyne co było słychać. Cichy, rozpaczliwy szloch błagający o podanie pomocnej dłoni. Kroki, szelest trawy.
- Cześć, jestem Oikawa Tooru - brązowowłosy chłopczyk przykucnął w półmroku tuż pod jednym z drzew - Wszystko w porządku? Dlaczego płaczesz? - spojrzał na ciemną, jakby zwiniętą w kłębuszek sylwetkę, którą wcześniej dostrzegł. Właśnie ta istotka prawdopodobnie była źródłem płaczu - Boję się... - usłyszał w odpowiedzi. Głos owej postaci był... cóż, na pewno roztrzęsiony. Dość niski jak na głos dziecka. Tak, właśnie.
Tooru cicho zacmokał, podnosząc się. Zrobił mały krok w kierunku postaci - Ze mną nie musisz bać się niczego - i właśnie wtedy wyciągnął przed siebie prawą rękę - pomogę ci wstać, tylko już nie płacz - uśmiechnął się, zgodnie z obietnicą podając mu rękę. Po chwili poczuł dotyk cieplutkiej dłoni.
Chłopiec podniósł się chwiejnie, postawił kilka kroków w stronę Oikawy.
- O-och... - brązowowłosy odwrócił wzrok, widząc ciało niższego. Było ono całkowicie nagie. I choć może w półmroku niewiele było widać, chłopiec i tak nieco się zawstydził - nie masz żadnych ubrań? - spytał lekko zakłopotany.
- A co to? - widocznie niższy chłopiec przekręcił głowę w bok, stojąc jakby nigdy nic przed lekko zarumienionym Oikawą.
- Jak to? Bo... Ty jesteś kosmitą, prawda? - mruknął, rozsuwając swoją granatową bluzę. Zdjął ją i podał nowemu koledze - ubierz się... Po prostu zasuwasz. O tym - wskazał na suwak, szybko odwracając się do niego tyłem.
Niższy, czarnowłosy chłopiec jedynie bacznie przyjrzał się ubraniu, po chwili odwzorowując wcześniejsze ruchy Oikawy założył bluzę - to bardzo ciepłe... - uniknął wszelkich pytań, delikatnie dotykając ramienia jedenastoletniego Oikawy Tooru. Ten szybko się odwrócił. Gdy tylko spojrzał w oczy głośno wciągnął powietrze, po chwili zakrywając usta drobniutkimi rączkami. Oczy "przybysza", jak się okazało, emanowały zielonym światłem.
- Coś nie tak? - jęknął wystraszony "kosmita", ubrany w za dużą bluzę. Spojrzał przez ramię, czy aby nikogo za nimi niema.
- Nieee... Tylko... Tylko twoje oczy. One świecą! - krzyknął podekscytowany Oikawa - a poza tym powinniśmy iść. Nie zostaniesz tu przecież! - uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej, ponownie ujmując dłoń chłopca. Pociągnął go za sobą, ignorując wszelkie jęki, uwagi czy fuknięcia.
Po niedługiej chwili szli już oświetloną drogą prosto do domu Tooru.
- Mamie powiemy, że jesteś moim kolegą z klasy i że nocujesz u mnie przez jakiś czas - Stwierdził poważnie brązowooki, kopiąc po drodze jeden z kamyków. Niższy skinął jedynie głową, chyba nie do końca wiedząc o co chodzi Tooru.
- Ale... Ale ja chcę wracać - mruknął cicho, spuszczając głowę - muszę wracać do... domu? Tak to nazywacie? - zerknął na niego, następnie odwrócił głowę w drugą stronę czując na sobie wzrok Oikawy.
- Jak to? Dlaczego... Przecież jesteś kosmitą! Od zawsze marzyłem, żeby poznać kogoś takiego jak ty! - zatrzymał się przy jednej z ławek. Oświecało ich światło miejskich latarni. Gdzieś za rogiem powinien być niewielki, dwupiętrowy domek z czerwonej cegły. Mama Tooru zapewne czeka na niego z kolacją. Tym czasem chłopiec wpatrywał się z wyrzutem na ciemnowłosego, który w świetle wyglądał jeszcze ładniej. Krótkie włoski odstające we wszystkie strony, chude nóżki, ręce, podwinięte rękawy zbyt dużej granatowej bluzy - proszę... zostań ze mną! - zatupał nogą, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie wiesz nawet jak się nazywam... nic o mnie nie wiesz a żądasz czegoś takiego - jego odpowiedź była wręcz przepełniona dojrzałością. Godna dorosłego mężczyzny, przez co Oikawa zmarszczył brwi jeszcze bardziej rozjuszony.
- Więc powiedz mi jak się nazywasz! Powiedz mi coś o sobie, daj mi się poznać! Nawet nie wiesz jak bardzo chcę mieć przyjaciela! - wrzasnął, zaraz po tym zakrywając twarz dłońmi. Był zły. Zły z bezradności. Wtedy w jego oczach zakręciły się pierwsze od jakiegoś czasu łzy. Posłał niższemu spojrzenie pełne żalu.
- Oikawa Tooru, ty przeciekasz. - wskazał palcem na kilka łez spływających po policzku nastolatka. Ten jedynie otworzył szerzej oczy, niekoniecznie rozumiejąc co ma na myśli jego przedmówca.
- Co? - głośno wciągnął noskiem powietrze.
Wtedy zielonooki podszedł do niego i palcem dotknął jego nadal zaczerwienionego ze złości policzka - przeciekasz. Oikawa Tooru, zaraz cały wyciekniesz? - skrzywił się niezadowolony z tej wizji. Na twarzy Tooru pojawił się mimowolny uśmiech, po chwili zastąpiony radosnym śmiechem.
Droga minęła im na rozmowie. Oikawa zasypywał go pytaniami, on odpowiadał na tyle szczegółowo, na ile mógł.
Weszli do domu. Właściwie cicho się do niego wkradli, zatrzymując się na jakiś czas w przedsionku. Oikawa pochylił się i dłońmi zaczął pocierać nogi niższego, by choć trochę doprowadzić do porządku jego brudną, obtartą po upadku skórę. Po chwili podszedł do futryny drzwi, zdejmując buty - Mamusiu, dziś nocuje u mnie... - właśnie w tamtej chwili Tooru zorientował się, że nie zna imienia swojego gościa. Odwrócił się szybko - jak masz na imię - szepnął w głębi korytarza, przybliżając się maksymalnie do chłopca, na co ten jedynie nieznacznie się skrzywił.
- 1728R - odpowiedział szeptem, starając się odsunąć od wyższego.
- Niee... - syknął sam do siebie, patrząc jakby w pustą przestrzeń. Zawsze tak robił gdy myślał o czymś bardzo ważnym.
- Słucham? - Z kuchni wychyliła się matka Oikawy. Niska, drobna kobieta o zielonych oczach, łagodnym spojrzeniu. Długie, ciemnobrązowe włosy, które sięgały mniej więcej do połowy pleców miała spięte w niski kucyk a prosta grzywka była nieco rozczochrana. Ubrana była w luźną białą koszulkę i czarne spodnie. Przez szyję przewieszony był pastelowo niebieski fartuszek - możesz powtórzyć? - Tooru zmierzył wzrokiem chłopczyka. Bluza sięgała mu mniej więcej do połowy ud. Można było pomyśleć, że pod spodem ma spodenki, więc nie było tak źle.
- Nocuje u mnie kilka dni Iwaizumi! Chodziliśmy razem do drugiej klasy a potem się przeprowadził. Ale przyjechał do babci na wakacje! - Brązowowłosy jedenastolatek wyszedł z korytarza, ciągnąc za sobą 1728R. - Proszę mamusiu, nie gniewaj się, że nie powiedziałem nic wcześniej, tak dziś znikąd się spotkaliśmy no ii... - westchnął teatralnie, spuszczając głowę.
Mama Tooru była naprawdę przemiłą kobietą. Gdy jej biedny synek był w szkole gnębiony ona przeżywała to jeszcze dotkliwiej niż on. Nie mogła znieść myśli, że jej mały chłopczyk może być w jakikolwiek sposób dręczony. Zawsze był jej oczkiem w głowie. Dlatego wiadomość, że spędzi choć parę dni z rówieśnikiem szczerze ją ucieszyła - przecież się nie gniewam - uśmiechnęła się ciepło, podchodząc do chłopców. Pochyliła się i pocałowała syna w czoło, wcześniej głaskając jego potargane lecz nadal miękkie włoski. Później uwagę skupiła na Hajime. Podała mu dłoń, wciąż promiennie się uśmiechając - miło cię poznać.
Widząc bezradność i niewiedzę Iwaizumiego Oikawa zagryzł nerwowo dolną wargę - Uściśnij dłoń - szepnął zestresowany, nadal zasłaniając chłopca. Ten zgodnie z jego poleceniem ujął dłoń kobiety, lekko wychylając się zza ciała Tooru - Panią równiesz - odpowiedział, odwzajemniając przy tym uśmiech. Można powiedzieć, że właśnie tamten wymuszony, sztuczny a zarazem pierwszy jego uśmiech sprawił, że Oikawa tak bardzo się w nim zatracił.
YOU ARE READING
Be my Alien
أدب الهواةGdy biegł przez las liście, drobne gałązki, kolczaste krzewy stanowiły ogromną przeszkodę. Nagle rozległ się huk głośniejszy niż uderzenie pioruna. Poharatany, zdyszany dobiegł na miejsce. I co najdziwniejsze - gdyby nie kilka połamanych drzew, dość...