Rozdział 3

99 5 0
                                    

Flora pędziła na złamanie karku na przystanek autobusowy.

Była już spóźniona. Obiecała Leoni, że zjawi się z samego rana, gdy tylko rozpoczynały się godziny odwiedzin. Całe szczęście, że Oliver bez zbędnych pytań udzielił jej tydzień wolnego, życząc jej babci zdrowia. Zastanawiała się, skąd u jej babki taka zmiana. Do tej pory, na wszelkie propozycje wyjazdu odpowiadała, że dobrze jej tu gdzie jest. Gdy jechała przez miasto, niebo w niezwykłym tempie przysłoniły ciemne chmury. Flora zmarszczyła brwi w zdziwieniu. Niespotykane zjawisko. Nagle nieboskłon przeszyła ogromna błyskawica, której towarzyszył potężny grzmot. Gdy tylko wysiadła na przystanku tuż pod budynkiem, w którym obecnie mieszkała jej babcia, lunęło. W strugach deszczu biegła ku drzwiom, przeczuwając, że stało się coś złego. Wokół panowała cisza, zagłuszana jedynie dźwiękami kropel spadających na ziemię.

Wchodząc do środka nie zauważyła żadnej żywej duszy. Przy miejscu w którym powinna dyżurować recepcjonistka, było puste miejsce. Z duszą na ramieniu, Flora wolno przemierzała dalej korytarz. Gdy dotarła do drzwi na ogólną salę, gdzie przebywali pensjonariusze, zawahała się nim nacisnęła klamkę. Nagle podskoczyła, przerażona odwróciła się gwałtownie, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Nim zdążyła krzyknąć na widok wysokiego, szczupłego mężczyzny, zasłonił on jej usta ręką. Jej serce tłukło się teraz w piersi, jakby miało za chwilę wybuchnąć. Nigdy dotąd tak się nie bała, jak w tej chwili. Nie wiedziała, co się z nią stanie, jednak jej myśli zajmowała wyłącznie babcia. Czy nic jej się nie stało? Czy ktoś wtargnął do Calisnis? Kim jest mężczyzna, który w tak bezceremonialny sposób na nią napadł? Co będzie dalej? Te pytania przewijały się przez jej umysł nieustannie, niczym zacięta płyta.

Człowiek w ciemnym płaszczu i kapeluszu z dużym rondem, przez które nie widziała całej twarzy, nagle podniósł głowę i intensywnie się jej przyglądał. Miał niespotykany kolor oczu. Niezupełnie zielony, ani też nie niebieski. Nie mogła w tej chwili odnaleźć w głowie właściwego słowa na określenie ich barwy.

— Nie krzycz. Nie mogą nas usłyszeć — wyszeptał. Ledwo usłyszała jego słowa, jednak gdy dostrzegła, iż czeka na jej reakcję, przytaknęła tylko głową. Zdjął powoli z jej ust ciepłą dłoń, nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia. — Stój i się nie ruszaj.

— Kim pan jest? — zapytała, jednak szybko przypomniała sobie gdzie i po co przyjechała. — Moja babcia tam jest. Muszę się do niej dostać.

— Nie ma jej już w tym budynku — odparł spokojnym, wyważonym głosem. Zupełnie jakby nie robiło na nim wrażenia ta sytuacja.

— Skąd pan wie?

— Czuję to. Brak energii, ale też nie wyczuwam swądu śmierci. Żyje, ale jej tu nie ma.

Po tych dziwnych słowach, przeniósł wzrok na niewielką szybkę w drzwiach na salę. Flora zupełnie nie wiedziała co zrobić. Całą uwagę skupiła na tym niezwykłym człowieku. W jej umyśle znów pojawiła się postać mężczyzny na ganku starego domu, gdzie spędziła dzieciństwo. Nagle ją olśniło. Znała go! To był on. Ten sam człowiek, który pojawił się kilkanaście lat temu i stojący teraz tuż obok niej, był również wczorajszego wieczoru pod barem, przyglądając się jej. O co tu, do cholerki chodziło?! Śledził ją? Jeśli tak, to czego chciał? Mogła przypuszczać, przynajmniej na razie, że nie pragnie jej krzywdy. W końcu stał z nią teraz, obserwując uważnie, co działo się na Sali, nie zdradzając ich obecności. Ale czy mogła zaufać mu, tego nie wiedziała.

— Możesz. — Usłyszała niski głos, który wyrwał ją z zamyślenia. Znów spojrzała na swojego towarzysza, ze zdziwieniem zauważając, że się lekko uśmiecha.

— Słucham?

— Mówię, że możesz mi zaufać. Znałem zarówno twoją matkę, jak i babkę — odparł spokojnie, następnie dodał — Leoni do mnie wczoraj zadzwoniła. — Przy ostatnim słowie, dałaby głowę, że był rozbawiony. Co było niby śmiesznego w telefonowaniu do kogoś? Teraz, w jego oczach ujrzała figlarne iskierki, jakby rozśmieszyła go swoimi myślami. To niemożliwe, prawda? A może był jednym z magików, znanych z telewizji, mamiących otoczenie swoimi sztuczkami? Nie. Po prostu się z niej nabijał, choć jeszcze nie wiedziała dlaczego.

Polowanie na czarownice - Tom 1 - Po drugiej stronie lustra [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz