Rozdział 5

77 9 2
                                    

Ogień buchnął żarem, by po chwili zmienić kolor na lodowo-niebieski.

Ezehiel w skupieniu wpatrywał się języki wychylające się z paleniska. Wokół niego zaczęły się formułować kształty coraz bardziej przypominające ludzi. Zamknął oczy, gdy poczuł delikatne szarpnięcie. Zamknął drogę do domu, następnie wygasił zaklęcie. Odwrócił się przodem do zgromadzonych w pomieszczeniu postaci odzianych w czarne płaszcze z kapturami na głowach. W niewielkim salonie nagle zrobiło się tłoczno. Odetchnął głęboko wchłaniając ostatki magii. Podszedł do wielkiego fotela. Wskazał znajomym miejsca, by usiedli. Kątem oka dojrzał Guorina stojącego przy schodach prowadzących na piętro.

— Musiało się stać coś ważnego, skoro nas wszystkich tu wezwałeś ryzykując nasze zdekonspirowanie — odezwał się mężczyzna potężnej postury o ciemnych długich włosach.

— Czy ty czasami nie zrobiłeś się ostatnio zbyt melodramatyczny Neal? — zapytał Ayden ze swojego kąta w półcieniu przy kredensie, w którym stanął gdy tylko zszedł na dół.

— Ty akurat nie powinieneś w ogóle się tutaj znajdować. Co u brata? — Złośliwość w głosie przybysza wyciekała wręcz z wypowiedzianych przez niego słów.

— Nadal na szczycie — odparł z odpowiednią mu nonszalancją Ayden.

Pora było przerwać tę wojnę podjazdową między tą dwójką. Ezehiel podniósł dłoń, nakazując Nealowi milczenie, po czym znacząco spojrzał na kipiącego agresją chłopaka. Miał niezwykły potencjał, podobnie z resztą jak młoda Morganówna. Będzie niezwykle ciekawie przyglądać się im, jak kształtują się ich moce. Teraz jednak nie był to odpowiedni czas na takie przemyślenia. Potrzebował zaufanych ludzi, a nie toczących własne boje niedorostków. Najwyraźniej jeden z nich zapomniał, o co tak naprawdę walczą. Najwyższy czas im o tym przypomnieć.

— Ayden, sprawdź co u naszego gościa — powiedział spokojnym, wyważonym głosem. Przebił się przez zaporę w umyśle młodego mężczyzny, choć wymagało to od niego więcej wysiłku niż przypuszczał — I dopilnuj, aby nikt z obecnych jej nie spotkał. Przynajmniej na razie.

Blondyn przytaknął i bez słowa ruszył ku schodom. Ezehiel domyślał się, że nie odpowiadała mu rola niańki, jednak swojego brata potrzebował tutaj, a Ayden był ostatnio zbyt porywczy i ciężko było nad nim zapanować, gdy już wypuszczał na zewnątrz swoje demony żrące jego duszę.

Gdy tylko chłopak zniknął w ciemnościach korytarza, ponownie zajął swoje miejsce i uważnie się przyglądał zebranym. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że w chwili gdy się odezwie, mogą mu odmówić, a wówczas będzie zmuszony do czynów niegodnych Maga. Wyczuwał w powietrzu zniecierpliwienie i obawę. Właśnie tego oczekiwał – podwalin strachu. Nic lepiej nie trzyma w ryzach, jak nieco bojaźni przed przerażającą karą za nieposłuszeństwo bądź zdradę.

— Długo będziesz nas trzymał w niepewności? Wierz lub nie, ale każdy z nas ma dużo ciekawsze zajęcia, niż siedzenie tutaj — odezwała się w końcu Adelajda, jedna ze starszych czarownic, które nie przyłączyły się do Konwentu czterysta lat temu, gdy wybuchła pierwsza w dziejach Świata Cieni tak krwawa wojna.

— Zastanawiające jest to, jak bardzo jesteście niecierpliwi. To może ja, powinien zapytać, co się takiego wydarzyło, że najchętniej ucieklibyście stąd jak najszybciej? — zapytał Ezehiel spokojnym głosem, w którym pobrzmiewał jednak niesamowity chłód, niczym arktyczny powiew wiatru. Większość zgromadzonych wzdrygnęło się, a część straciła butę, z którą przybyli.

— Nic, poza tym, że każdy dostał ostrzeżenie od Rady co do przeciwstawieniu się władzy — burknął starszy mężczyzna o potężnej posturze. — Nie możemy długo być poza ich zasięgiem, by nie zdradzić, że coś kombinujemy.

Polowanie na czarownice - Tom 1 - Po drugiej stronie lustra [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz