Ach, muzyko...
Dlaczego nie objawisz mi się w postaci mężczyzny?Rozmyślałam tak każdego ranka, popołudnia i wieczora kiedy mogłam pobyć sama, a bywałam sama całe dnie i noce. Nie miałam nikogo, kto by mnie rozumiał, z kim znalazłabym wspólny język. Czasami, wychodząc na targ, spotykałam tam Madeleine, od której teściowa pobierała czynsz. Żyła ona w biedzie, lecz posiadała cudowną rodzinę. Mimo że dziewczyna ciężko pracowała, to mogłam dostrzec szczęście na jej twarzy za każdym razem kiedy ją widywałam. Ja również chciałam zaznać odrobiny szczęścia, miłości oraz wolności. Mogłabym nawet pracować w polu, ale przynajmniej miałabym przy sobie ludzi, którzy by mnie kochali. Jedyną osobą do której żywiłam jakiekolwiek uczucia, był mój mąż, który od roku nie daje żadnego znaku życia. Być może nie żyje, a być może dostał się do niewoli niemieckiej. Gdybym choć usłyszała głupią, przelotną plotkę, że jednak żyje, moje życie nabrałoby sensu.
Myśli odpłynęły gdzieś daleko, a mój umysł wypełniła muzyka. Potrafiłam grać na fortepianie, pianinie oraz flecie. Studiowałam muzykę, która w chwilach samotności daje mi szczęście i ratuje od nieprzyjemnych myśli na temat wojny.
Moje palce zwinnie naciskały klawisze fortepianu, powodując, że wydobywała się z niego przepiękna melodia, tak delikatna i przyjemna dla ucha jak śpiew słowika o poranku. Kiedy tak zupełnie oddałam się granej melodii, do pokoju weszła moja teściowa i trzasnęła drzwiami, by odwrócić moją uwagę. Przestałam grać i odwróciłam się do Lory, by na nią spojrzeć.- A ty jeszcze nie przebrana? Musisz iść na targ zanim do miasteczka przyjadą Niemcy. No, pośpiesz się!
Ponagliła mnie kobieta podchodząc do fortepianu i zamykając klapę na klawisze. Wstałam ze stołka i udałam się do pokoju, a w międzyczasie słyszałam jak zamyka fortepian na klucz, który na pewno spocznie głęboko w jej kieszeni. Zamknęłam drzwi od pokoju i podeszłam do lustra w toaletce. Rozczesałam niesforne, blond fale i zostawiłam je rozpuszczone. Z szafy wybrałam białą koszulę, którą wpuściłam w obcisłą, kremową spódnicę przed kolano. Założyłam również naszyjnik, który niegdyś dostałam od Gastona - mojego męża. Zeszłam do salonu, gdzie czekała na mnie teściowa. Przygotowała dla mnie dwa, wiklinowe kosze oraz pieniądze na zakupy. Stojąc w korytarzu, włożyłam kapelusz na głowę, buty na nogi i wyszłam z domu. Był on największy i najładniejszy w całym miasteczku, zaraz po mieszkaniu gubernatora. Wokół domu rosło dużo zieleni oraz kwiatów, przez co wydawał się jeszcze większy. Ogród był moim ulubionym miejscem na rozmyślenia o mężu. Tylko ja spędzałam tu czas, co sprawiło, że jedynie tutaj czułam się wolnym człowiekiem.
Wyruszyłam na targ, gdzie kręciły się tłumy. Sprzedawcy nieznośnie się przekrzykiwali, a dzieci biegały pomiędzy ludźmi od straganu do straganu. Wyczynem było nie wysypać zakupów z koszyka przez te brzdące. Mimo, że panował tu gwar i bałagan, widać było, że miasto żyje. Ludzie uśmiechali się do siebie serdecznie, nikt nikomu nie zawadzał. Po obejściu każdego straganu kupiłam to, co Lora zapisała mi na kartce, więc skierowałam się w stronę domu. W drodze powrotnej, podziwiając bezchmurne, błękitne niebo, w miasteczku zaczęły zjeżdżać się niemieckie samochody. Każdy z mieszkańców był ciekawy, dlatego życie na targu chwilowo się zatrzymało. Ludzie wyglądali zza siebie, by popatrzeć na niemieckich żołnierzy. Ja natomiast postanowiłam się nie zatrzymywać i iść dalej. Przechodząc koło fontanny, zauważyłam grupę Niemców, którzy ochładzali się wodą po długiej podróży. Wzrok każdego z nich spoczął na mnie, co sprawiło, że przyśpieszyłam kroku.
CZYTASZ
Melodia jego serca...
RomanceFrancja, rok 1940. Rose Angellier to młoda i piękna kobieta, która wraz ze swoją teściową oczekuje powrotu męża z wojny. Do miasteczka położonego niedaleko Paryża - Bussy, przybywa pułk niemieckich żołnierzy, którzy zamieszkują w domach rdzennych mi...