Francja, rok 1940.
Rose Angellier to młoda i piękna kobieta, która wraz ze swoją teściową oczekuje powrotu męża z wojny. Do miasteczka położonego niedaleko Paryża - Bussy, przybywa pułk niemieckich żołnierzy, którzy zamieszkują w domach rdzennych mi...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Tego dnia Bruno z samego rana wyszedł z domu. Wzięłam kluczyk od pianina z kieszeni płaszcza Lory i udałam się do pokoju Niemca. Usiadłam na stołku, uniosłam klapę od klawiszy i przejechałam po nich opuszkami palców. Tak dawno nie grałam i szczerze za tym tęskniłam. Dźwięki instrumentu wypełniały cały pokój, sprawiając, że wszystkie negatywne myśli kłębiące się w głowie zniknęły. Myśli o Gastonie, o wojnie i o braku wolności. Niemcy zniewolili nasz kraj, nasze ukochane miasto. Powinnam ich nienawidzić, każdy na moim miejscu czułby głęboko w sercu żal, złość i nienawiść, ale nie ja. Kiedyś nastąpi moment, że zapragnę śmierci wszystkich Niemców, lecz jeszcze nie teraz. Nie wszyscy są źli. Jestem pewna, że Bruno ma dobre serce, które zostało zdeptane kiedy wstąpił do wojska i wyruszył na wojnę. Tu nie liczą się uczucia; liczy się siła, odwaga i umiejętności. Nie może wybrać dobra, nawet jeśli bardzo tego pragnie. Musi dokonywać trudnych wyborów ze względu na swoje pochodzenie i funkcję jaką pełni w wojsku. Czasem musi zapomnieć, że istnieje coś takiego jak sumienie. Pokój, który wypełniała przed chwilą melodia z pianina, teraz wypełniała cisza. Opuściłam klapę na klawisze instrumentu i zamknęłam je na kluczyk, który schowałam do tylnej kieszeni spódnicy. Skierowałam się do wyjścia, a następnie wyszłam z domu. Pogoda była piękna, dlatego czym prędzej wsiadłam na rower i ruszyłam na przejażdżkę do lasku. Mimo okupacji Niemców w miasteczku, ludzie nie odbierali sobie przyjemności. Spędzali całe dnie nad jeziorem, opalali się i robili pikniki na łąkach. Mijałam znajome twarze po drodze, które życzliwie się do mnie uśmiechały. Była to miła odmiana od codziennej, szarej rzeczywistości. Czas w drodze mija szybciej, dlatego nie zorientowałam się kiedy dojechałam na miejsce. Zeszłam z roweru i podążałam leśnymi ścieżkami. Cieszyłam się świeżym, leśnym powietrzem oraz ciszą, która natychmiast została zagłuszona. Zmarszczyłam brwi jakoby miało mi to pomóc wyostrzyć zmysł słuchu, po czym postanowiłam iść za dźwiękiem. Po mojej prawej stronie znajdowała się chatka, obok której niedaleko dostrzegłam dwoje ludzi. Schowałam się za drzewo, wychylając głowę. Ich jęki mogły potwierdzić jedynie, że uprawiali ze sobą seks. Ku mojemu zdziwieniu była to jedna z moich znajomych, piękna dziewczyna oraz niemiecki żołnierz. Chciałam się wycofać, lecz na moje nieszczęście nadepnęłam na gałąź. Ich twarze zwróciły się w moją stronę, co spowodowało, że czym prędzej ulotniłam się z tego miejsca. Słyszałam za sobą kroki dziewczyny, która zdążyła mnie dogonić.
- Wszystkim pani rozgada, prawda? Pani żyje się dobrze, a ja? Jedynie ciężko pracuję, a to co trzyma mnie przy życiu to miłość. Nie obchodzi mnie, że jest Niemcem. Są ludźmi tak jak my i to nie oni wyrzucili moją rodzinę z domu, tylko wy. - powiedziała dziewczyna, której głos zawierał garstkę żalu i złości.
- Moja teściowa, nie ja! - uniosłam się, odwracając twarz w jej stronę. Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że kolejna osoba w Bussy nienawidzi mnie za to, co robi moja teściowa.
- Niech lepiej pani przejrzy na oczy, bo nasi nie są lepsi. Radzę spytać tego pani oficera, co przeczytał w listach, niech go pani spyta o męża. Powinna pani wiedzieć, bo wszyscy wiedzą. - krzyknęła na odchodne, kiedy się od niej oddalałam. W tej chwili nie zdawałam sobie sprawy o czym mówiła, dlatego całą drogę do domu moja twarz wyrażała zdezorientowanie i strach o Gastona. Bez ogródek wpadłam do domu, a następnie do biura Bruna. Zaczęłam łapczywie przeglądać sterty jego papierów, czytając ich treść. Dziesiątki z nich przewijały się w moich dłoniach zawierając różnorodne donosy. Ilość prawdopodobnych obrzydliwych doniesień i kłamstw tu opisanych nie powstrzymała mnie przed znalezieniem dokumentu o Gastonie. Na biurku Bruna utworzyło się małe pobojowisko, lecz teraz się tym nie przejmowałam. Miałam wrażenie, że przejrzałam już wszystkie karteczki, do momentu aż w dłonie wpadł mi tak długo wyczekiwany skrawek papieru. Czytałam go z drżącymi rękoma i sercem na wierzchu. Bardzo się denerwowałam. Opadłam bezsilnie na fotel, czując jak rozmazuje mi się obraz. Mimo to nie płakałam.