Rozdział 9. Dobry dzień

2.8K 142 17
                                    

          Od razu po powrocie poszłam spać. Tata zrobił to samo. Mama wyglądała na zmęczoną, pewnie z powodu długiej imprezy, ale nie chciała wrócić do łóżka. Martwiła się o mnie. Znowu. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że byłam powodem jej nerwów, choć nie miałam wpływu na to, czy ktoś mnie atakował czy nie. Po upewnieniu się, że nic mi nie jest, spytałam się o imprezę. Odpowiedziała, że skończyła się o pierwszej nad ranem. Tata, pijany, trochę posprzątał i poszedł spać, a resztę skończyła mama i zrobiła to samo. Około piątej zbudził ją telefon, od Natashy, że jestem na helicarrierze. Mama zbudziła ojca. Ten spojrzał na telefon, na którym miał sporo nieodebranych połączeń od Fury'ego i Natashy... Szybko się ogarnął i pojechał po mnie.
          Przez cały ten czas, kiedy mama mówiła mi to, tata próbował przekonać ją do pójścia spać. W końcu niechętnie zrobiła to. Oczywiście, zostało to poprzedzone milionami pytań w stylu „nic ci nie jest? Jesteś tego pewna?”.
          Obudziłam się około dwunastej. Zeszłam na dół, do kuchni. Rodzice już nie spali. Tata dalej miał kaca, co było po nim widać. Mama wyglądała całkiem dobrze. Przynajmniej tyle.
          Przypomniały mi się słowa Wilsona. Jak to szło...? Ach, tak... „Jak inni mogą z tobą wytrzymywać? Jesteś dziecinna, samolubna, zachowujesz się jak dziw...”. W domyśle, chciał nazwać mnie dziwką. A najgorsze było to, że miał rację... Byłam egoistyczna. Za przykład można chociażby podać to, że nie potrafiłam cieszyć się z ciąży mamy. Dla rodziców było to coś wspaniałego, coś, na co czekali, co ich uszczęśliwiało, a ja? A ja stwierdziłam, że nie chcę tego. Nie chcę, aby byli szczęśliwi, bo wtedy nie będą mieli tyle czasu, co teraz, dla mnie... Egoistyczne, i to bardzo.
          A to, że zachowywałam się jak dziwka? Też coś w tym było. W końcu gdyby nie pedagog, kochałabym się z Wilsonem w toalecie, chociaż nie podobał mi się ani nic. Ten cholerny agent miał rację.
          Usiadłam na wprost taty. Rękoma podpierał głowę, mając przy tym zamknięte oczy. Mama stała oparta o meble. Włosy miała rozpuszczone. Ubrana była w krótkie spodenki i szary podkoszulek na ramiączkach. Jej brzuch był bardzo lekko zaokrąglony, ale jak na czwarty miesiąc, był bardzo mały. Spojrzałam znowu na tatę.
          — To musiała być dobra impreza — powiedziałam.
          — Dobra impreza z dużą ilością alkoholu — sprecyzował tato, nie otwierając oczu.
          — Zbyt dużą ilością — dopowiedziała mama. — Jak było w spa, zanim zaatakowali cię?
          — Dobrze — odpowiedziałam.
          Mama usiadła obok mnie.
          — Ostatnio często cię atakują, chociaż do tej pory nigdy nawet nie próbowali cię tknąć. Wiesz dlaczego, Tony?
          O cholera. To nie brzmiało dobrze. Oboje ustaliliśmy, że mama się nie dowie o diamencie, ale sprawiała wrażenie, jakby już wiedziała. Patrzyłam na tatę, czując źle, bo wyszło na to, że mieliśmy zdenerwować mamę mówiąc prawdę, co mogło zagrozić dziecku. Mężczyzna otworzył oczy.
          — Może chcą się spytać o fryzjera Chloe?
          — To nie jest zabawne, Tony! — upomniała go mama.
          — Nie wiem o co im chodzi. Może w ten sposób chcą zyskać przewagę nad Avengersami.
          — Trzeba temu zapobiec! 
          — Nie da się. Mamy Chloe na oku, nic jej nie będzie.
          Mama nie wyglądała na przekonaną, ale nie kontynuowała tematu. Przynajmniej tyle. Ostatnie czego potrzebowała, to wiedza o diamencie daltańskim.
          Zrobiłam sobie śniadanie, oferując to też rodzicom, lecz odmówili. Jadłam je spokojnie, kiedy mama powiedziała, że idzie zrobić pranie. Odczekałam chwilę, żeby mieć pewność, że nie usłyszy moich słów.
          — Trzeba zniszczyć diament.
          — Musimy teraz o tym rozmawiać? — Tato nawet nie otworzył oczu.
          — A kiedy indziej?
          — Jak mnie przestanie głowa boleć.
          Cicho westchnęłam, zjadłam śniadanie i poszłam na górę. Postanowiłam pomóc mamie z praniem, ale skończyła już wrzucać rzeczy do pralki. Poszłam więc do swojego pokoju i wzięłam się za odrabianie lekcji. Chcąc, nie chcąc, musiałam rano pójść do szkoły. Miałam tylko nadzieję, że poniedziałek nie będzie aż tak bardzo męczący. Ani trening w T.A.R.C.Z.Y. Był czerwiec, ostatni tydzień roku szkolnego, ale i tak nauczyciele mogli dać nam sporo nauki. Czemu by jeszcze nie podręczyć nas?

          Rano niechętnie poszłam do szkoły. Zaczynałam matematyką, z czego się w miarę cieszyłam. Lekcja była całkiem luźna. Oczywiście, uczyliśmy się, ale jednocześnie sporo śmialiśmy. Było fajnie. Na fizyce było już mniej luzu, co nie przeszkadzało mi. Lubiłam ten przedmiot. Na przerwie nauczyciel zatrzymał mnie. Pan Regan był moim wychowawcą, jednak nie mieliśmy zbytnio wielu spraw do omówienia, o ile nic nie przeskrobałam. Właściwie to mało kiedy interesował się mną. Olał mnie nawet wtedy, kiedy byłam bliska wywalenia. Nie przeszkadzało mi to w sumie, a kiedy powiedział surowym tonem „panno Stark, proszę zostać na przerwie”, uznałam, że lepiej było, kiedy rzeczywiście nie obchodziłam go. Dopóki nie dowiedziałam się, o co konkretnie chodzi...
          Podeszłam do niego. Kilka osób zostało spytać się o coś, a więc stałam przy biurku i spokojnie czekałam, aż tamci wyjdą. W końcu stało się to.
          — Może przejdziemy się, Chloe? Klasa zaraz zapełni się, a więc nie będziemy mogli w ciszy porozmawiać.
          Kiwnęłam głową na zgodę, chociaż zabrzmiało to dziwnie. Regan wstał z krzesła i wyszliśmy na korytarz, spacerując po nim. Miałam nadzieję, że nie pojawię się na biologii, bo trochę nasza rozmowa zajmie.
          — Myślałaś, co chcesz robić w przyszłości? — zapytał nauczyciel. Pokręciłam głową. Miałam piętnaście lat, nie myślałam o takich rzeczach, choć chyba powinnam. Przeskoczyłam jedną klasę, a więc zamiast być w pierwszej klasie liceum*, byłam w drugiej. Dwa lata, i studia. Czas wybrać kierunek.
          — Jeszcze nie.
          — Zastanów się nad fizyką. Masz bardzo dużą wiedzę. Widać, że interesujesz się nią. To byłby odpowiedni kierunek dla ciebie.
          Studiowanie fizyki? To nie brzmiało tak źle. Właściwie bardzo dobrze. I nie byłoby to dla mnie czymś męczącym, lecz ciekawym.
          — Przemyślę to. Ale póki co, mam jeszcze czas, bo dwa lata. To nawet chyba za dużo czasu.
          Doszliśmy pod sekretariat. Nie uznałabym tego za dziwne, gdybym nie dostrzegła, że przez drzwi do szkoły wchodzi mój ojciec... Spojrzałam na Regana. Nic złego tym razem nie zrobiłam, a więc czego chcą ode mnie?! Może chodzi o te ciągłe ataki na szkołę, aby mnie dopaść...? Albo znaleźli diament?
          — O tym właśnie chcielibyśmy porozmawiać z tobą i twoimi rodzicami.
          Ledwo powiedział „rodzicami”, a zadzwonił dzwonek. Zanim skończył, tata stanął obok nas.
          — Panie Stark! Miło pana poznać — powiedział nauczyciel, wyciągając rękę do mojego ojca. Nie zdziwiło mnie to. Mój rodziciel był tutaj pierwszy raz. — Jestem Daniel Regan, wychowawca pańskiej córki.
          Tata również podał mu rękę.
          — Nie wiem co Chloe zrobiła, ale wierzę w jej niewinność.
          Regan zaśmiał się, a ja zaczęłam zastanawiać, czy robi to aby przypodobać się mojemu ojcu, czy rzeczywiście rozśmieszyło go to.
          — Tym razem to nic złego, panie Stark. Zapraszam do gabinetu dyrektora — wskazał ręką na sekretariat.
          Tato poszedł pierwszy, ja za nim, a nauczyciel na końcu. Weszliśmy do gabinetu dyrektora, który najwidoczniej już na nas czekał. Tak jak Regan, przywitał się z moim rodzicielem, a potem wszyscy usiedliśmy na krzesłach.
          — Nie wiem, czy pan widział oceny Chloe — powiedział dyrektor, sięgając po jakąś kartkę. Podał ją ojcu, który szybko przeleciał wzrokiem. Domyśliłam się, że to moje oceny.
          — Są dobre. — Tata oddał kartkę mężczyźnie.
          — Rozmawialiśmy z nauczycielami Chloe — wtrącił się Regan. — Większość z nich uważa, że ma dużą wiedzę, większą niż w programie jest to uwzględnione.
          — Uważają, że powinna pójść do wyższej klasy niż ma, czyli czwartej — dopowiedział dyrektor.
          — Przepraszam, ale chyba się przesłyszałam — powiedziałam w totalnym szoku. — Chcecie, abym przeskoczyła klasę?
          — Twoje zachowanie, panno Stark, pozostawia wiele do życzenia, jednak masz wysoką wiedzę. Większość nauczycieli przyznaje, że zasługujesz na to. Potrzebujemy tylko pana zgody, panie Stark — odpowiedział dyrektor.
          W czasie kiedy tata podpisywał zgody, ja dalej nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Miałam przeskoczyć klasę. Znowu. Ale super! Nie spodziewałam się, że tego dnia spotka mnie tyle fajnego – ominięcie połowy biologii, informacja o jeszcze szybszym skończeniu szkoły... Podejrzewałam, że będą chcieli mnie usadzić w drugiej klasie przez moje zachowanie, jednak oni dali mnie do czwartej zamiast trzeciej... Wow.
          Kiedy wyszliśmy z gabinetu, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Tata wyglądał tak, jakby to nie zrobiło na nim wielkiego wrażenia. Pożegnaliśmy się krótko i w towarzystwie Regana poszłam na biologię, gdzie mężczyzna usprawiedliwił moje mocne spóźnienie.

          W T.A.R.C.Z.Y. nie miałam już tyle szczęścia. O równej siedemnastej stawiłam się na trening. Fury na wstępie pokazał mi mojego trenera... Wilsona. Cicho westchnęłam, ale nie odezwałam się. Po minie chłopaka było widać, że sam nie miał na to nawet najmniejszej ochoty.
          Na początek kazał mi biegać. Byłam zmęczona po dwóch minutach, jednak dzielnie biegłam dalej. Po czterech minutach błagałam Wilsona o inne ćwiczenie. Po sześciu szybko szłam, a po ośmiu leżałam na ziemi, słuchając krzyków mojego trenera, że mam wstać i biec dalej. Kiedy w końcu zrozumiał, że naprawdę nie byłam w stanie, pokazał mi kilka ciosów. Ćwiczyliśmy je do końca treningu. Potem wzięłam prysznic i zmyłam się stamtąd.
          W domu czekała na mnie niespodzianka – tort i zadowoleni rodzice. Mama pogratulowała mi przejścia do czwartej klasy i poszła kroić tort, ale zanim wróciła, spałam. No cóż, byłam po ciężkim treningu. Zmęczenie dawało się we znaki. Kiedy przebudziłam się, spałam oparta o ramię taty, przykryta kocem. Mama siedziała na fotelu. Podniosłam się, pytając jednocześnie o godzinę.
          — Koło dwudziestej trzeciej — odpowiedział tata.
          Zastanowiłam się. Niby nie powinno się późno jeść, ale  ten tort wyglądał tak apetycznie... Pieprzyć to. Raz się żyje.
          Nałożyłam sobie tortu, zjadłam go, śmiejąc się przy tym z rodzicami, i poszłam do swojego pokoju, aby dalej spać.
*system szkolny w Ameryce różni się od polskiego. Z tego co mi wiadomo, to tam idą do liceum w wieku 15 lat i mają 4 klasy

Panna StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz