Rozdział 14. Przyszłość

2.4K 121 12
                                    

          W połowie sierpnia* zaczął się rok szkolny. Z ogromną niechęcią wróciłam do nauki. Nie bałam się o fizykę, chemię, matematykę i geografię - z racji wszystkich przeczytanych przez wakacje książek byłam pewna, że umiem więcej, niż powinnam. Majsterkowanie z tatą też sporo pomogło. Ciągle komentował, w razie potrzeby tłumaczył. O wiele bardziej obawiałam się angielskiego, historii i biologii. Nad tymi przedmiotami musiałam się przysiąść. Dodatkowo miałam mieć po dwie godziny dziennie treningu z Wilsonem, a także godzinę boksu z ojcem w weekendy. To ostatnie niezbyt mi się spodobało, ale uparł się.
          Już w pierwszym tygodniu kazali mi wybierać, co chcę zdawać na maturze. Zasada w naszej szkole była prosta – w kwietniu trzeciej klasy wybierało się przedmioty, które chciało się zdawać, i chodziło się na zajęcia, żeby w połowie września zdać. Wyniki były po miesiącu. Do końca października składało się papiery na studia w pierwszym terminie. Kolejny był chyba do wiosny, ale nie byłam pewna.
          Na rozmowę wezwał mnie wychowawca drugiego dnia szkoły.
          — Mam nadzieję, że uczyłaś się przez wakacje do matury — powiedział.
          — Można tak powiedzieć.
          Musiał zauważyć, że moja mina nie była zbyt pewna siebie.
          — Chloe, ominęłaś rok. Maturę musisz napisać tak czy owak. Na dodatek musisz wybrać przedmioty, które chcesz zdawać.
          — Wiem... W wakacje przeczytałam całkiem sporą ilość książek o fizyce i chemii. Dużo czasu spędziłam z tatą na majsterkowaniu, wytłumaczył mi co nieco...
          — Gdzie wybierasz się na studia?
          — Nie wiem jeszcze.
          — Nie masz dużo czasu do zastanowienia się. Podobnie jak na rozmyślanie, co chcesz zdawać. Dzisiaj musisz mi dać odpowiedź.
          — Chemię, fizykę i matematykę — odpowiedziałam. — Chcę zdać te trzy przedmioty.
          — Jesteś pewna? Nie lepiej zdać mniej, a lepiej?
          — Poradzę sobie.
          — Jak uważasz, Chloe. Myślałaś ogólnie nad swoją przyszłością? Gdzie się widzisz za pięć lat, gdzie zamierzasz pracować, i czy w ogóle będziesz?
          — Jeszcze nie, proszę pana.
          — Twoja mat... Twój ojciec, znaczy się, prowadzi chyba Stark Industries. Nie myślałaś nad pracą u niego?
          — Nie myślałam jeszcze, gdzie zamierzam pójść na studia, a co dopiero gdzie będę pracować.
          Wychowawca nie wyglądał na zadowolonego.
          — W porządku. Idź na lekcje, Chloe. I przemyśl poważnie temat studiowania. Dalej jestem za tym, żebyś poszła na fizykę.
          — Jasne. Do widzenia — powiedziałam i poszłam na historię.

          Na przerwie odnalazłam Sashę. Wciąż nie wierzyłam, że to ona wygadała się Hydrze, o ile ktokolwiek to zrobił, bo potem wyglądali na dość zdziwionych, gdy zrozumieli, że nic nie wiem, no i mieli przyszykowany plan na wypadek, gdybym nie wiedziała nic.
          — Powtarzanie klasy jest do bani — mruknęła dziewczyna.
          — Przeskakiwanie do czwartej też nie jest super. Męczą mnie o uniwersytet. Skąd mam wiedzieć, gdzie chcę pójść? Mam piętnaście lat, nie wiem, co chcę robić w przyszłości... Regan chce, abym studiowała fizykę.
          — Lubisz ją, a więc w czym problem?
          — Nie chcę studiować czegoś, bo ktoś mi mówi, żebym tak zrobiła. Lubię fizykę, ale jest milion innych kierunków...
          — Idź na medycynę. To z pewnością bardziej cię zadowoli — powiedziała ironicznie Sasha, wiedząc, że nie znoszę biologii.
          — Dobra, masz rację. I tak będę musiała usiąść w Stark Tower i przemyśleć to.
          — Jeszcze nigdy nie usłyszałam, jak nazywasz wieżę domem. Zawsze jest to tylko Stark Tower.
          Spuściłam wzrok.
          — Bo nie czuję się tam jak w domu. Czuję tak, jakbym za chwilę miała wrócić do domu... Do mamy, do mojego domu, który został zburzony, po raz drugi. Byłabym skłonna w to uwierzyć, gdybym nie odwiedzała co dwa dni grobu mamy.
          — Chloe... Twojej mamy już nie ma, ale...
          — Ale za nią tęsknię — przerwałam koleżance. — Nie mów, że mam ojca, i to powinno mi wystarczyć. To co innego. Mogę porozmawiać z tatą o nauce, o pizzie, o szkole, ale nie zrobi mi on na bal ładnej fryzury, jak mama. Nie poradzi mi w sprawie chłopaków, jak mama. To nie jest to samo.
          Sasha przytuliła mnie.
          — Jestem jeszcze ja. Możesz zawsze na mnie liczyć.
         Nie miałam ochoty ciągnąć tej rozmowy, a więc tylko podziękowałam. W rzeczywistości czułam, że to też nie to samo. Mama, a przyjaciółka... Ogromna przepaść.

          Lekcje były niesamowicie łatwe, a przynajmniej geografia, chemia, matematyka i fizyka. Miałam mały problem ze zrozumieniem historii i biologii, ale w końcu zakumałam o co chodzi. Z angielskim nawet nie było aż tak źle.
          Po powrocie do domu od razu wzięłam się do nauki. Całkiem szybko mi poszło, a kolejne lekcje były krótkie, a więc wkułam do przodu historię i biologię. Kiedy skończyłam, zebrałam się na trening, który miałam o osiemnastej. Po dwóch godzinach ćwiczeń i prysznicu wróciłam do wieży, gdzie zjadłam resztki pizzy i usiadłam z laptopem w pustym salonie. Zamierzałam wyszukać uniwersytetów, ale nawet nie wiedziałam od czego zacząć. Nie miałam żadnych konkretnych na myśli.
          Znalazłam listę uniwersytetów najbliżej Stark Tower. Ich oferty były słabe. Pomimo tego dzielnie przeglądałam. Dopóki tata nie przysiadł się i nie zaglądnął mi przez ramię.
          — Szukasz uniwerku?
          — Tak.
          — O jakim kierunku myślisz?
          — Tu zaczynają się schody — odpowiedziałam. — Nie mam pojęcia jakim. Regan zaproponował mi fizykę.
          — To byłby dobry pomysł. Masz ogromną wiedzę.
          — Nie wiem, co chcę robić w przyszłości.
          — Wielkiego wyboru nie masz. Stark Industries jedynie.
          — Uwielbiam te twoje poczucie humoru — mruknęłam.
          — Ja też. Chciałbym abyś tam pracowała i w końcu przejęła firmę, Chloe. Nie zmuszę cię do tego, ale...
          — Ale powinnam i tego byś chciał — dokończyłam za niego. — Chyba jednak pójdę na fizykę.
          — Wejdź na MIT.
          — To jeden z lepszych uniwersytetów — powiedziałam, posłusznie wpisując go w Google.
          — Idealny dla ciebie.
          Sprawdziłam ofertę i opinie. Całkiem niezłe. Powiedziałam to na głos, a tata się uśmiechnął.
          — Chodziłeś tam? — zapytałam, choć znałam odpowiedź.
          — Tak.
          Spojrzałam na zdjęcie budynku. Właściwie, to dlaczego nie? Skoro tata twierdził, że był w porządku... Jeśli egzaminy dobrze mi pójdą, miałam szanse na dostanie się. Poza tym, to był najlepszy uniwersytet, jeśli chodzi o fizykę.
          Miałam powiedzieć, że pójdę tam, ale poczułam okropny ból głowy, tak dobrze mi znany. Szybko zdjęłam z kolan laptopa, czując, jak te miejsce dodatkowo mnie pali. Czy zawsze moja moc musi dawać o sobie znać wtedy, kiedy nie trzeba?! Najpierw podczas tortur, teraz w salonie, gdzie ludzie mogli zacząć dopytywać się, o co chodzi...
          Zacisnęłam pięści, próbując nie krzyczeć. Usłyszałam jak przez mgłę pytanie taty, co się dzieje. Wyjąkałam „znowu to” i wydałam stłumiony krzyk. Ból był okropny, a powiększył się, gdy zaczęłam widzieć wizje.
          Kartki z jakimiś pytaniami, chyba testowymi. Dom. Wilson, całujący... O cholera. Mnie. Zimowy Żołnierz. Siwy mężczyzna. MIT. Grób mamy. Loki. Trening boksu z ojcem. Pizza. Sasha. Nick Fury. Nie wiem, co było dalej, bo wizje zaczęły przyspieszać. Ból się zwiększał, ja krzyczałam. Kiedy oglądałam tak Wilsona, usłyszałam głos Rogersa, pytającego, co się dzieje. Avengers musieli akurat wejść! Tata odpowiedział, że migrena.
          W końcu to się skończyło, a ja wciąż byłam przytomna. Nie przypominałam sobie, aby kiedykolwiek się tak stało, ani żebym miała tak długie wizje.
          Opadłam na sofę. Czułam się zmęczona i wszystko mnie bolało. Na dodatek to, co ujrzałam, ani trochę mi się nie spodobało. Z wyjątkiem pizzy.
          — Twoje migreny trwają dziesięć minut, Chloe? — Usłyszałam głos Natashy. O nie. Romanoff to szpieg, wie, kiedy ktoś kłamie.
          — To są dziwne migreny — odpowiedziałam najspokojniej, jak mogłam.
          Nie uwierzyła mi, ale nie dopytywała. Ani nikt inny. No to lipa. Ale przynajmniej nie było więcej pytań. Gdyby dopytywali... Wydałoby się. Chociaż może tak byłoby lepiej... Ostatnio jak Loki był w Midgardzie, połowa Nowego Jorku została zniszczona. Jeśli znowu miał wrócić, Avengersi powinni być gotowi.
          Oparłam się o tatę.
          — Podjęłaś decyzję odnośnie uniwersytetu? — zapytał, jakby nigdy nic.
          — Jeśli egzaminy dobrze mi pójdą, to MIT.
          — A jeśli nie?
          — Jeśli nie, to pozostanie mi mieć nadzieję, że szef Stark Industries przyjmie kogoś bez studiów do pracy.
          — Może mieć z tym problem.
          — Bycie bezrobotną to w sumie nie jest zły pomysł. Mogłabym się lenić cały dzień, albo kupować nowe ciuchy.
          — I oglądać Barbie z nordyckim bogiem po nocach — dodał.
          Zaśmiałam się.
          — Czy to nie byłoby piękne?

          Następnego dnia zaczynałam fizyką. Temat był niesamowicie banalny. Żeby się nie zanudzić na śmierć, dopowiadałam za Regana, który wciąż mnie uczył. W końcu mężczyzna stwierdził, że ma mnie dość, i kazał mi się zająć zadaniami z podręcznika. Nie były trudne; skończyłam je robić piętnaście minut przed końcem lekcji. Wychowawca widząc to, kazał zająć mi się następnym tematem. Również nie był trudny, ale zadań było sporo, i zdążyłam zrobić tylko kilka pierwszych. Kiedy zadzwonił dzwonek, Regan kazał mi zostać.
          — Pokaż te zadania. Sprawdzę ci je. — Podałam mu kartkę. — Wiesz już, co ze studiami? Podjęłaś decyzję?
          — MIT. Fizyka.
          — Po pokazie, jaki dałaś na lekcji, jestem pewien, że to dobry wybór.
          Podziękowałam i poszłam na kolejne lekcje.

*System amerykański różni się od polskiego

* * *
Bardzo was proszę o opinie, bo znowu coś mi w tym nie gra, i nie umiem tego poprawić. Jakieś uwagii, co tutaj nie tak? :)

Panna StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz