Phantomhive

90 10 1
                                    

Obudziłam się przywiązana do krzesła, bolała mnie głowa i chciało mi się wymiotować. Byłam w obrzydliwym pomieszczeniu, na ścianie, jak i na stole postawionym zaraz obok mojego krzesła leżały przedziwne narzędzia, najprawdopodobniej do torturowania. Znajdowały się tam kilka rodzai dziwacznych nożyc, skalpel, pistolet, piła, zwykły nóż i wiele, wiele innych rzeczy, których nawet nie umiałam nazwać.
Podłoga była z kamienia, brudna od jakiejś czarnej mazi, nawet nie chciałam wiedzieć, jakiej konkretnie.
Na ścianie nad drzwiami wisiał zegar, który wskazywał 19:23.
Oglądałam tak pomieszczenie, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły, aż o 21:30 do pomieszczenia wszedł starszy mężczyzna. Miał siwe włosy ze znakami ich ubywania, spierał się na drewnianej lasce, ubrany był w biały garnitur, mimo to nie wyglądał aż tak staro, dałabym mu góra 45 lat.
- Witam panienkę - Odezwał się chrapliwym głosem.
- Czego chcesz?! - spytałam, bojąc się tej osoby. W jakiś dziwny nie do końca wiadomy mi sposób napawał mnie ogromnym strachem.

- Nic wielkiego moja droga. Tylko twojej śmierci. Chcę, byś dołączyła do swych zmarłych rodziców.
- Co... Co im zrobiliście? - Na chwilę zamarłam przerażona wizją martwych ciał mych rodzicieli. Serce zaczęło mi tak szybko bić, że usłyszałam pisk w uszach.
- Zaraz sama się o tym przekonasz, ale najpierw poznaj Boba i Marka.
Do pomieszczenia weszli dwaj wymienieni mężczyźni, ci sami co mnie porwali.
- Zajmijcie się nią, powoli.
Na zgodę zaczęli się upiornie uśmiechać i podeszli do mnie jeden z nich trzymał nóż, drugi wziął krzesło i siadł pod ścianą na taborecie.
- Zabawmy się... - Powiedział siedzący pod ścianą.
- Co wy... - Zaczęłam się wiercić i krzyczeć.
Goryl zbliżył się do mnie i dał mi w twarz, co wywołało piekielny ból na mym policzku.
- Zatkaj gębę! Jeśli będziesz krzyczeć, będziesz coraz bardziej cierpieć. Taka mała rada dla ciebie. - Ostrzegł będący obok mnie mężczyzna.
- Bob pokaż jej! - dopingował go Marek.
Bob jak na rozkaz kucnął przy mnie i przyłożył nóż do mojej ręki, od dłoni zaczął jechać w górę, robiąc przy tym krwawą ścieżkę. Mężczyźni patrzyli na mnie i śmiali się upiornie.
Pierwszy raz przejechania ostrzem nie był tak bolesny, jak drugi, który nastąpił zaraz po tym, jak Bob dojechał ostrzem do mojego łokcia.
Na powrót ogarnął mnie ból, tym razem o wiele większy i nie znośny, zaczęłam krzyczeć, wiercąc się z całych sił i znowu dostałam w twarz, tym razem od Marka.
Nie wytrzymałam, zemdlałam.
Obudziłam się następnego dnia o 12, w pokoju była znowu cała trójka, wpatrywali się we mnie, szepcząc coś do siebie.
- Z powodu twego młodego wieku postanowiłem dać ci szansę na przeżycie, musisz tylko wygrać z Markiem w uczciwej walce wręcz.
Nie potrzebowałam czasu do namyślenia się, skoro miałam szansę, by przeżyć, to musiałam się zgodzić na wszystko. Choć gdzieś w głębi przytłumionego bólem umysłu wiedziałam, że to tylko kolejna dawka bólu, a moja śmierć nastąpi już we wkrótce, lecz nie chciałam dopuścić do siebie tego. Atutem Marka są jego ogromne mięśnie, znów ja jestem drobna i zwinna, to właśnie to może przeważyć szalę w moją stronę i dać mi zwycięstwo.

Rozwiązano mnie, zrobiono miejsce na pojedynek, a wtedy ustawiliśmy się na placu boju.
Zaatakowałam pierwsza, lecz chybiłam, ponieważ mój przeciwnik zdołał zrobić unik, a następnie uderzył mnie z kopa w brzuch. Poleciałam kilka metrów w tył, po czym wylądowałam z mocnym stuknięciem na zimnym kamieniu, na którym jeszcze rozbiłam głowę.
Nie mogłam się podnieść, ale wtedy usłyszałam śmiechy całej trójki, co mnie zmotywowało i dodało siły.
Byłam wściekła, wybiegłam na przeciwnika, nie zwracając uwagi na to, że stoi do mnie tyłem, skoczyłam na jego plecy i zacisnęłam ręce wokół jego szyi, dusząc go.
Mężczyzna pierwsze obracał się dookoła, próbując mnie zrzucić, ale mocno się trzymałam, więc przechylił się do tyłu i runął wraz ze mną na kamienie. Ważył chyba z tonę, przed chwilą to ja wygrywałam, ale teraz było na odwrót, teraz to on mnie miażdżył i to do słownie. Usłyszałam strzelanie kości i poczułam okropny ból w nodze, znowu zaczęłam krzyczeć.
Marek podniósł się i kopnął mnie w bok, powtórzył czynność kilkakrotnie, aż złamał mi trzy żebra. Nie zważając na moje łzy, zaciągnął mnie do krzesełka i posadził na nim.
- Przegrałaś mała - powiedział, przyglądając się mojej zakrwawionej buzi. - Spójrz na mnie! - kazał, ale ja ani drgnęłam. Dostałam mocny strzał w policzek. - Spójrz na mnie!- krzyknął mi do ucha i boleśnie szarpnął moją twarzą obracając ją tak , abym patrzyła na mojego kata. - Wygrałem.

Kuroshitsuji & Rayon PhanyomhiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz