Otwierając oczy ujrzałam jasne ściany mojego pokoju, które rozjaśniły promienie gorącego słońca. Oznaczało to, że nastał kolejny dzień. Nie wiedziałam jednak, czy to był ranek, czy popołudnie, ponieważ straciłam poczucie czasu przez sen. Postanowiłam więc zorientować się nieco. Wstałam odczuwając niesamowity ból głowy, zwłaszcza łuku brwiowego. Nie mogłam znaleźć telefonu, dlatego od razu zeszłam po schodach z nadzieją, że zastanę tam ciocię, która pomoże mi się odnaleźć w strefie czasowej. W tym domu nie ma żadnego zegara. Może to głupie, ale po prostu wpadam w panikę gdy widzę jak wskazówka wyznaczająca sekundy biega po tarczy rysując idealne kręgi. To kojarzy mi się nie tylko z uciekającym czasem, tym który jest już za mną tworząc moją historię, albo z tym, który ją dopiero wyznaczy, czyli z przyszłością. Ta wskazówka jest przede wszystkim oznaką mojej słabości. Jak z minuty na minuty się marnuję. Jak nie potrafię wykorzystać mojego życia. Jak mam wszystkiego dość. Dla innych ta wskazówka jet licznikiem czasu, dla drugich wyznacza ona prostą linię ich życia. A dla mnie jest głupim powodem do paniki. Ale niestety jednak paniki... Nie mam na to wpływu.
Co do zegarów elektrycznych... Taki znajdował się w moim życiu tylko w telefonie, którego jak już wspomniałam wcześniej nie miałam przy sobie.
Gdy znalazłam się już w kuchni przypomniały mi się zdarzenia z poprzedniej nocy. Odruchowo dotknęłam mojego prawego łuku brwiowego. Na nim poczułam zaschniętą krew. Nie pamiętałam natomiast skąd się to wzięło. Próbowałam sobie coś przypomnieć, jednak moje wysiłki poszły na marne, ponieważ pamiętałam tylko tyle, że coś piłam i dalsze zdarzenia z nocy, gdy się przebudziłam już bardziej trzeźwa. Postanowiłam zostawić tę sprawę niewyjaśnioną i ruszyłam w kierunku przejścia z kuchni do jadalni, ponieważ w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam nikogo nie znalazłam. Wystraszyłam się lekko, gdy tam też nikogo nie było. Postanowiłam więc odwiedzić salon, gdzie ciocia najczęściej przebywała. Ogarnął mnie niesamowity strach, gdy również tam była pustka. Zakręciło mi się w głowie, a ja pobiegłam szybko sprawdzić, czy wszystkie drzwi, które stanowiły wejście do domu są zamknięte.
Podchodząc do ostatnich ogarnął mnie ogromny lęk. Moje ciało zaczęło drżeć z zimna, które wywołał strach. Nie miałam odwagi, by sięgnąć za klamkę. Gdy jednak to uczyniłam poczułam ulgę, ponieważ i te okazały się być zakneblowane. Odwróciłam się i zrobiłam dwa kroki, by znów się odwrócić. Po prostu poczułam taką potrzebę. Chyba słusznie, ponieważ gdy spojrzałam na zamek, nie było w nim klucza. Moje ciało znów przeszedł dreszcz wynikający z ogromnego strachu. Osunęłam się na ziemię, by schować moją twarz w dłoniach, tym samym pozwalając oczom wypełnić się łzami. Już chciałam je wypuścić na wolność, pozwolić im swobodnie spłynąć po policzkach, gdy nagle usłyszałam jakieś kroki. To nie były ludzkie kroki. Było to coś... zwierzęcego? Lubiłam zwierzęta, dlatego postanowiłam to sprawdzić nie bojąc się tak bardzo. Zaczęłam wzywać zwierzę. Chwilę później moim oczom ukazał się piękny pies rasy husky, o którym zawsze marzyłam. Przytuliłam się do niego natychmiast zatapiając moje palce w jego miękkiej sierści. Zaczęłam krzyczeć: "ciociu, kocham cię!". Odpowiedziała mi jednak cisza. Nie przejęłam się tym, ponieważ pomyślałam, że ciocia gdzieś wyszła. Nie robiła tego często, ale teraz byłam pewna, że nie było jej w domu z niewiadomego mi powodu. Tego prezentu nie mógł mi podarować nikt inny, ponieważ tylko ona wiedziała o tym jednym marzeniu. Nie czekając dłużej przejrzałam jeszcze raz parter domu, a gdy upewniłam się, że jest pusty, wróciłam do pokoju, by tam nacieszyć się moim nowym pupilem.
Przekraczając próg usłyszałam dźwięk mojej komórki. Oznaczał on, że przyszła mi wiadomość. Nadal jednak nie wiedziałam gdzie znajduje się moje urządzenie multimedialne. Pomyślałam jednak, że to nic ważnego, bo przecież nikt nigdy do mnie nie pisał, ani nie dzwonił. Usiadłam na miękkim dywanie to samo zrobił mój pies. Patrzyłam w jego niebieskie oczy. Wtedy on zbliżył trochę swoją mordkę do mojej twarzy i polizał mnie. Poczułam lekką wilgoć na mojej brwi, na której nadal znajdowała się krew. Uśmiechnęłam się i powiedziałam: "Już wiem, że będziesz moim najwierniejszym przyjacielem". Znów się do niego przytuliłam. Pierwszy raz od tak dawna byłam szczęśliwa. Wiedziałam, że to może być jedynie krótka chwila. Chciałam natomiast dobrze wykorzystać to złudzenie. To poczucie szczęścia. Boże, poziom mojej endorfiny zdecydowanie wyniósł ponad przeciętność. Dlaczego nie może być tak zawsze?
Siedząc nadal w tej samej pozycji, czyli wtulona w jego czarne pachnące futro. Sama nie wiem kiedy zaczęłam do niego mówić. Mój monolog wyglądał mnie więcej tak: "Ale ja cię kocham mój piesku. To jest "miłość" od pierwszego wejrzenia. To coś niesamowitego. Wiesz dlaczego? Bo nie wierzę w "miłość". A mimo to zjawiłeś się. Chyba zmieniam moją definicję "miłości". Wcześniej brzmiała ona tak: ""Miłość" to tylko zauroczenie, do którego się później (ewentualnie) przyzwyczajamy.". Teraz będzie ona wyglądać tak: "Miłość jest wtedy, gdy coś cię uszczęśliwia.". A ty mnie teraz uszczęśliwiasz jak nikt inny. Kurczę. Muszę cię jakoś nazwać. Przecież moje szczęście nie może być bez imienia. Hm... Z racji tego, że uwielbiam język suahili to pójdę w te klimaty. Jesteś spełnieniem mojego marzenia. Dlaczego więc nie nazwać cię Kutimiza Ndoto? Wiem, to mało kreatywne, bo tłumaczeniem tego jest "spełnienie marzeń". Ale mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać. Będę cię nazywać Kutimiza, dobrze? Moje spełnienie. Dziękuję, że się pojawiłeś w takim momencie. Wiem, że będziesz mi towarzyszył w trudnych chwilach.". Zakończyłam to moim szczerym wyznaniem, czyli słowami "kocham cię".
Nagle niespodziewanie mój telefon się rozdzwonił. Podskoczyłam ze strachu. W sumie to dobrze, bo przynajmniej będę mogła się w końcu odnaleźć w tej strefie czasowej. Wstałam i próbowałam podążać za dźwiękiem, który wypełniał moje uszy. Chwilę to zajęło, jednak gdy urządzenie znalazło się w mojej dłoni, a ja spojrzałam na wyświetlacz, moim oczom ukazał się numer prywatny. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale wygrała moja wadliwa cecha. Ciekawość. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i niepewnie przyłożyłam telefon do ucha.
-H... Halo?
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na wyświetlacz. Fuck. Nie zdążyłam. Co teraz? A jeśli to było coś ważnego? Nie. To nie były pytania retoryczne. Minęło jakieś 10 sekund i sama sobie odpowiedziałam. "Głupia idiotko. Pomyśl. Kto mógłby do ciebie dzwonić w jakiejś niby ważnej sprawie? Nikt. Nie masz nikogo. Jedyna osoba która do ciebie dzwoni to ciocia Żaneta. Dlaczego? Bo tylko ona ma twój numer. Ona nie zrobiłaby sobie takich żartów i gdyby potrzebowała to zadzwoniłaby normalnie.". Zamyślona wróciłam do mojego pupilka, który gdy tylko usiadłam, wybiegł za drzwi. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Nawet pies, który miał być moim jedynym przyjacielem sobie poszedł... No i jak ja mam funkcjonować jak normalny szczęśliwy człowiek? Zaraz... nagle sobie przypomniałam, że wchodząc do pokoju usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Otarłam oczy i rzuciłam się na telefon z nadzieją, że ta wiadomość będzie odpowiedzią na wszystkie moje pytania w tej sprawie. Z trzęsącymi rękoma próbowałam odblokować moje urządzenie. Gdy spojrzałam w wiadomości poczułam ogromne rozczarowanie. Jedno z najgorszych uczuć, naprawdę. Rozczarowanie w tej sprawie dla niektórych może wydawać się śmieszne. Dla mnie jednak było ono trudne do zniesienia. Wiadomość otrzymałam od nikogo innego niż od sieci, w której mam numer. No tak, prócz cioci Żanety tylko oni mnie kochają.
Usiadłam na moim ulubionym fotelu i walczyłam ze łzami. Bardzo nie chciałam w tym momencie płakać. Siedziałam tak około 4 minuty aż w końcu doszłam do wniosku, że nie mogę być tym zawiedziona. Oczekiwałam jakiejś odpowiedzi. Nie odebrałam SMS-a, to mogło być coś ważnego, więc po prostu do mnie zadzwonili. Wstałam zadowolona z mojego toku myślenia z nadzieją, że to faktycznie jest prawda i pomaszerowałam do kuchni, gdzie zobaczyłam Kutimizę wpatrującego się w lodówkę. Dałam mu coś do zjedzenia i sama zabrałam się do spożywania mojego pierwszego w tym dniu posiłku. Ale ja jestem niezdarą, więc oczywiście musiało mi się coś stać. Bo zaczęłam rozmyślać o moich snach, które miały miejsce tej nocy i zadławiłam się czymś. W pierwszym momencie chciałam się ratować, potem stwierdziłam że to nie ma sensu. Ostatecznie pomyślałam o tacie i straciłam przytomność. Nie wiem co było dalej. Jednak otworzyłam oczy. Udało się mnie jakoś uratować. Jednak nie poznawałam tego miejsca.
CZYTASZ
I'm adrift
Teen FictionSekunda za sukundą goniąca każdą minutę, która jest tuż za pełną godziną. Odpowiedzi na moje wszystkie pytania świata dowiem się dokładnie za dwa lata, ponieważ moja historia zagubionej dziewczynki rozpoczyna się wraz z siódmą już rocznicą śmierci...