Rozdział 5

67 10 1
                                    

Obudziło mnie ostre światło, które mrugnęło mi cztery razy co dwie sekundy. Byłem wykończony, kiedy otworzyłem oczy, obraz był rozmazany przez kilka chwil. Jednakże potrafiłem rozpoznać sylwetkę mojej mamy trzymającej aparat cyfrowy. Jak głupi zapytałem się co robi, a ona odpowiedziała żebym się domyślił. Kiedy poprosiłem o pokazanie zdjęć, zobaczyłem małego, uroczego blondyna, obok którego leży wielkie coś. Ja naprawde wyglądałem, jakbym wyszedł z elektownii jądrowej w Czarnobylu. Po szybkim usunięciu zdjęć poszedłem do kuchni żeby coś zjeść. Wygląda na to, że wszystko wróciło do normy, tata czyta poranną prasę, mama pije kawę przegryzając ją herbatnikami, Filip śpi, a ja siadam na krześleśle i rozplanowuje sobie dzień. Chociaż w sumie to jest już zaplanowany. O godzinie 12.30 mam busa do miasta, kiedy wrócę, idę na "tajemnicze" spotkanie, a potem serial. "Super Lovers" to w sumie ciekawe anime pomijając wątek kazirodczy, transseksualny i związku homosiów.
Nie to że nie jestem tolerancyjny, w tym filmie wszystko jest spoko  oprócz napastowania swojego młodszego brata po nocach. Brr...  To okropne.

Kiedy zjadłem śniadanie poszedłem do swojego pokoju. Po włączeniu muzyki i położeniu się na łóżku ni z tąd ni z owąd, zacząłem myśleć o stosunkach męsko- męskich. W sensie, dlaczego ludzie tego nie tolerują. No ja rozumiem, żyjemy w chrześcijańskim kraju, jest to sprzeczne z tym co głosi kościół, ale zaakceptujmy czyjąś decyzje. Moim zdaniem miłość dotyka każdego, jednakzeto uczucie rodzi się wtedy kiedy jest się z kimś naprawdę blisko. Czasem najlepsza przyjaźń może przybrać niespodziewany obrót akcji i nieważne czy jest ona pomiędzy dziewczyną i dziewczyną, chłopcem a dziewczyną czy chłopakiem i chłopakiem. Ja, nigdy nie miałem prawdziwej miłości. Jednie zauroczenia, pociąg seksualny, owszem i to nie raz. Miałem dziewczyny które uważałem za swoje drugie połówki, jednak po miesiącu odchodziły pod pretekstem tego że jestem "inny". Nie rozumiałem i nie rozumiem do tej pory, o co im chodziło. Może za często spotykałem się z innymi dziewczynami? Od dziecka nie czułem się swobodnie w toważystwie chopaków w wieku zbliżonym do mojego. Było mi wtedy poprostu niezręcznie.

Dobra, koniec rozczulania się na de mną i moją nieudalną przeszłością. Jest godzina 11. 19. Muszę się sprężyć z wyszykowaniem bo zapewne będzie tak samo jak codziennie w roku szkolnym, będe biegł na przystanek autobudowy.

W Warszawie, jak dla mnie, ciekawe są tylko galerie handlowe. Przy kupywaniu ubrań, mogę się skupić tylko na jednej rzeczy, zero bodźców ze świata zewnętrznego. Tutaj ja mam wyjebane na ludzi, a ludzie wyjebane na mnie. No chyba, że idę zamówić coś do jedzenia, wtedy zaczyna się inna bajka. W sumie nic mi nie daje takiej satysfakcji jak wydawanie pieniędzy.

Po powrocie do domu, miałem dokładnie 20 minut żeby dojechać rowerem na miejsce spotkania. Napewno się spóźnie bo muszę troche odpocząć. Przemyłem twarz wodą, po czym usiadłem wygodnie w fotelu. Przecież spóźnić się można tylko raz! Jeny, ale ja jestem wredny, muszę się ogarnąć, bo z takim podejściem nie będę sobie radził w życiu. Egh... 

Kiedy dojechałem było mi gorąco jak diabli. Wcześniej nie zwróciłem uwagi na temperatutę, ale napewno było jakieś 30゚C. I to zapewne w cieniu... Kiedy zostawiłem i zabezpieczyłem rower, postanowiłem się przejść na drugą stronę zalewu. Już z daleka widziałem Marcela, tak to był on. Zagadka rozwiązana!

Jego jasne włosy, były tak jasne, że aż nienaturalne. On nie był blondynem, tylko brunetem. Jego twarz miała delikatną cerę, wyrazistą twarz drobny nos i uszy przez co sprawiał wrażenie jeszcze młodszego. Ale jego oczy były tak zielone jak wiosenna trawa, świeża i pełna energii do życia. Był niski mial jakieś 160 cm. Miał na sobie ciemne spodenki jeensowe, przewiązaną w pasie niebieską koszulę w kratkę i gładką koszule w kolorze miętowym. To mój ulubiony kolor, no i swoją drogą mam taką samą koszulkę.

Kiedy do niego podszedłem, obrzucił mnie szczerym uśmiechem i przywitał się ze mną. Odwzajemniłem to. Zaproponowałem żebyśmy usiedli na ławce, jednak on wolał usiąść na trawie tuż przy wodzie.

         MUSIMY POROZMAWIAĆ...

Kiedy ktoś wypowida te słowa, brr...  od razu przechodzą mnie ciarki. Wtedy zazwyczaj szykuje się długa i poważna rozmowa. Zapewne się nie mylę.

Kiedy usiedliśmy, zaczął nawijać o tym jaki piękny dziś dzień. Takie pierdoły może zachować dla siebie bo przecież nie jestem ślepy. Nagle przerwał, po kilku chwilach milczenia zrozmiałem  że teraz moja kolej. Zacząłem więc mówić trochę o swojej przeszłości, co lubię robić i w ogóle jakie mam "świetne życie" :')                 To było chyba jasne, że się ze mną spotkał po to żebyśmy nawiązali "lepszy kontakt". W sensie, poznamy się i zostaniemy przyjaciómi. Tak?        Teraz on zaczął opowiadać o sobie. Z tego co mi opowiedział, to jego życie w rodzinie nie było takie piękne i kolorowe jak moje. Patologiczna rodzina, jego ojciec pijak codziennie sprowadzał sobie do domu dziwki. Właśnie przez to jego jego matka popełniła samobójstwo, przedawkowała leki. Jego siostra po tym wszystkim wyprowadziła się z domu. Jak mogła zostawić Marcela z ojcem alkoholikiem? Mieszkał z nim przez dwa miesiące, aż nie zabrała go do siebie właśnie jego ciocia, czyli mama Karoliny. Mieszka z nimi od tygodnia. Ze szkołą również było nie najlepiej. Od dziecka był dyskryminowany przez to, że miał lekkie wybrzuszenie na klatce piersiowej na którym było znamie w kształcie trójkąta. (Co? O taką pierdołę? Ta szkoła musiał być nieźle zryta... ). Faktycznie,  kiedy się przeciągnął było widać nie małą "górkę" na mostku. No ale sumie on miał z tymi debilami w-f więc się z nimi przebierał... Rozbeczał się. Tego mi brakowało, pocieszanie beczącego pierwszo- gimnazjalisty. Zapewne ukrywał to w sobie od dłuższego czasu. Pocieszyłem go. Po kilkdziesięciu sekundach jego szlochu, lekką niechęcią po zajściu które miało miejsce dwa dni temu, przytuliłem go. Naprawde dziwnie się czułem, żadko do kogo się przytula. Chłopak który idzie do trzeciej klasy i przehodzi ten cały "okres buntu" raczej nie lubi tulić się do innych. Nagle Marcel zapytał czy w pobliżu jest coś do jedzenia, bo nie chce już tutaj siedzieć. Podałem mu moją husteczkę żeby wydmuchał nos i powiedziałem że w pobliży sprzedają całkiem dobre gofry, lody i kawę. Poszliśmy więc tam.

Kiedy doszliśmy do miejsca docelowego, Marcel usiadł przy stoliku, a ja poszedłem coś zamówić. Dwa lody kokosowe po 3 gałki i dwie kawy karmelowe kosztowały mnie 30zł. Ale stwierdziłem, że nie będzie musiał mi oddawać pieniędzy (pewnie i tak nie miał nic przy sobie... ). Podszedłem do niego, nagle moje serce zabiło mocniej. Nie mogłem się powstrzymać.

                   Pocałowałem go

Bez SzansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz