Minął tydzień, od kiedy dowiedziałem się że my boy odchodzi. To nie tak, że on poprostu zniknie, oczywiste jest że będe go odwiedzał. Nie rozmawiamy zbytnio o tym. Dzisiaj idziemy na imprezę do mojej znajomej, Natalii. Nie przyjaźnimy się, ale mamy z siebie całkiem niezłą bekę na lekcjach kiedy siedzimy razem w jednej ławce. Zapytałem się czy mogę wziąść ze sobą "znajomego", dopytywała się kto to, więc odpowiedziałem że bliska mi osoba. Mógł wbijać. Całe szczęście, bo właśnie tam chce oznajmić światu o tym że jestem homoseksualny. Boję się ich reakcji no ale cóż, albo to zaakceptują, albo nie będe mieć znajomych. Raz kozie śmierć!!!
Jest 10.20 i jestem totalnie nie wyspany. Wczoraj z Marcelem oglądaliśmy jakiś tam film. Nie pamiętam dokładnej nazwy, ale wiem że była to komedia miłosna. Jak zwykle we wzruszających momentach rozbeczałem się jak Filip kiedy mama nie pozwala iść mu do kolegi. A w sprawie mojej rodziny... Nareszcie wolna chata. Rodzice pojechali do jakiejś dalekiej ciotki, a że nie było miejsca w samochodzie, bo zabrali się jeszcze babcia i dziadek, to ktoś musiał zostać w domu. Heh...
Mniejsza z tym. No więc my boy nocował dziś u mnie, no ale oczywiście w pokoju Filipa, na szczęście mój brat zrobił tam porządek przed wyjazdem. Wstałem z łóżka i poszedłem w mojej czarnej piżamie do Marcysia. W sumie to nie lubie do niego mówić zdrobniale, on mówi do mnie poprostu Luki, a nie jakoś specjalnie. Mojego zagranicznego imienia nie umiem odmieniać ja sam. Kiedy wszedłem do pokoju w którym spał, zobaczyłem go leżącego na podłodze. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu z jego dziwnej pozycji "połamanej modliszki" (TRYB ŚMIESZEK WŁĄCZONY... ). Spojżałem na jego twarz, jego zazwyczaj postawiona do góry grzywka, była potargana tak jakby przeżyła tornado. Byłem w stanie go podnieść więc położyłem go na łózku. Spał bez koszulki, nic dziwnego, zapomniał otworzyć okna więc zapewne ugotowałby się żywcem w tym pomieszczeniu. Nagle zauważyłem wielkiego zielonego siniaka na jego żebrach. Zdziwiłem się bo nie wiem co on wyprawiał, chociaż przez jeden dzień nawet do mnie nie napisał. Stałem nad nim i zamartwiałem się, bo nie wiedziałem co się stało. No nic, zapytam go później. Otworzyłem drzwi balkonowe bo stwierdziłem że powinno tutaj wpaść trochę świerzego, porannego powietrza.
Zszedłem na dół, odsłoniłem wszyskie rolety, wyszedłem na taras i odsłoniłem markizę. Dzisiaj śniadanie będzie na dworze. Dwie mrożone kawy, i cztery kanapki z pieczywa czosnkowego to jest to co kocham.
Jest godzina 11.00 i jest jakieś 30°C. Jakaś masakra! Poszedłem do góry po Marcela. Kiedy wszedłem do pokoju, on był już ubrany i przeciągał się na łóżku. Przywitaliśmy się buziakiem i zeszliśmy na przygotowane prze ze mnie jedzenie.Po zjedzieniu posiłku poszliśmy się przejść do lasu. Rosa sprawiała, że powietrze było wilgotne, więc było chłodniej. Wyjąłem z saszetki mój głośnik i puściłem muzykę. Piosenka IMPOSSIBLE, zazwyczaj kiedy jej słucham to płaczę jak dziecko, bo niesie ona ze sobą gigantyczną falę wspomnień z kilku ostatnich lat. A tu proszę, byłem szczęśliwy. Nagle przyszła mi do głowy dziwna myśl, w tym samym momencie żuciłem głośnik i złapałem Marcela za ręce. Zaczęliśmy tańczyć. Marcel śmiał się jak głupi, ja w sumie też. Już widzę minę leśniczego który zapewne nas ogląda z za jakiegoś drzewa. W pewnym momencie my boy potknął się o korzeń. Próbując się ratować, złapał się mnie mocniej. Obydwoje się przewróciliśmy i wpadliśmy w jagodziny. Buliśmy cali mokrzy. Potem znaleźliśmy maliny. Kiedy zjedliśmy owoce, poszliśmy z powrotem. Wystarczyły dosłownie trzy kroki po wyjściu z lasu, aby poczóć uderzającą falę gorąca. Egh...
Kiedy doszliśmy do domu, mieliśmy ochotę na coś chłodnego. Zrobiłem więc szejka z lodów waniliowych, waty cukrowej i malusieńkiej ilości wódki. (W moim domu można serio znaleść wszysko czego się chce.) Wszysko wrzóciłem do blendera po czym zmiksowałem i wlałem do dwóch wysokich szklanek. Dodałem jeszcze zakręcone słomki i gotowe. Jeszcze tylko zrobię snapa i można konsumować to arcydzieło (xd). To serio było dobre, a wyczaiłem ten przepis na necie w zimę. Kolor miętowy udało mi się zrobić ze sprawdzonej mieszaniny barwników spożywczych. Leżeliśmy w salonie na telefonach kilka ładnych godzin, nagle przypomniałem sobie, o dzisiejszym melanżyku. Wstałem jak popażony i zacząłem się szykować. My boy za bardzo nie przejmował się wyglądem. Na dzisiejsze nocne spotkanie miał założyć glany, ciemne jeansy, rock- ową koszulkę i skórzaną kurtkę. Styl na niegrzecznego chłopca całkiem mu pasuje. Postanowiłem się ubrać podobnie. Czarne superstary, jeansy i miętowa koszulka na którą nażuciłem moją czaną przedłużaną koszule. Moim zdaniem ubraliśmy się 10/10 no ale kto będzie na to patrzył skoro będzie ciemno...
Przed wyjściem ogarnąłem jeszcze troszeczkę kuchnie bo nabrudziłem tam po dzisiejszym dniu. Wyszykowaliśmy się godzinę przed czasem. Postanowiliśmy jeszcze skoczyć na lody. Wtem zobaczyłem coś okropnego. Mój telefon ma 50% baterii. Wiem że to nie jest jakoś tragicznie mało no ale mój huawei dość szybko potrafi się rozładować.
DZIĘKUJE CI TELEFONIE, ZA POMOC...
Ale stop, są ważniejsze rzeczy na głowie. Przede mną i Marcelem ciężka noc... Oznajmiamy światu że jesteśmy razem. Mam nadzieję, że chociaż moi przyjaciele to zaakceptują. Reszta świata mnie nie obchodzi, ale skoro Maecel tego chce...
PRZECIEŻ NIE BĘDE SIĘ WSTYDZIŁ NASZEGO ZWIĄZKU!♡
CZYTASZ
Bez Szans
Romansa❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥ BOY × BOY ❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥ Zaskakująca _ miłość. Zaskakująca _ nieakceptacja przyjaciół. Zaskakująca _ prawdziwa historia. Zaskakujący _ zwyczajny nastolatek. ❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥❥