Rozdział 6

67 11 0
                                    

Kiedy właśnie zdałem sobie zprawę z tego co zrobiłem, Marcel odsunął głowę i przytulił się, chyba z całych sił. Najgorsze w tym było to, że mi się podobało, kurewsko mi się podobało. Jest między nami rok różnicy, ale on wygląda tak jakby była  co najmniej dwóch. Egh,  mam to gdzieś dla mnie liczy się ten moment, bo jesteśmy razem, poprostu razem. Dziwne jest to uczucie, bo chyba to jest ta prawdziwa miłość.

Siedzieliśmy jeszcze chwilę w kawiarnii, rozmawialiśmy o tym co się dzieje teraz i co może być w przyszłości. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego że będzie trudno, że rodzina i znajomi tego nie zaakceptują,  że przez to nasze życie zmieni się nieodwracalnie. Mimo to podjęlismy tą decyzje.

              ♡  Jesteśmy Razem♡

Gdy opuściliśmy teren kawiarni, poszliśmy na spacer. Byliśmy blisko siebie, ale nie byliśmy do siebie przytuleni, zbyt wielu ludzi by się na nas patrzyło. Ten związek sekret, przynajmniej na jakiś czas. Teraz, liczą się właśnie te najprostsze chwile.

O godzinie 19.30 napisała do mnie Karolina, chciała się spotkać. No cóż...  nie chcem nikogo owijać w bawełnę. Odpisałem że jestem z Marcelem w pobliżu miejsca gdzie odbyło zię ognisko. No więc tam mamy się zobaczyć. Kiedy szliśmy przez las, objęliśmy się w pasie, śpiew ptaków i świerze powietrze sprawiało, że ta chwila była cudowna. Gdy doszliśmy, położyliśmy się na trawie i poprostu leżeliśmy w ciszy.

Pomyślałem, że kiedyś zapomne,         o tym co tu się wydarzyło, o tych chwilach ze znajomymi, miłości i tym co szczęśliwe. Bo to ja zazwyczaj jestem tym który rani, ale zazwyczaj nie świadomie, przez co rany w sercu są coraz bardziej głębsze z każdą nową rozmową. To bez sensu, tak wiem, ale moje pesymistyczne myślenie psuje, prawie że każdą chwilę mojego życia. Nagle posmutniałem, my boy  ( nie wiem czemu ale zacząłem tak fo niego mówić, chyba nawet mu się to podoba xD ) raczej to zauważył, bo przeturlał się blizej mnie i położył swoją rękę obok mojej. Objąłem ją. Poczułem moje serce, biło w moją pierś tak mocno, że prawie wyskoczyło. Pomyślałem, ze włącze jakąś piosenkę, ale Marcel zdążył zrobić to przedemną. Puścił:
      
            "IN THE NAME OF LOVE"

Przyznaje, pomyślałem o tej piosence ale ona jest taka szybka, ale smutna, chociaż w sumie to tryb nightcore. Raczej dla tego jest taka szybka.  Brawo ja...

Usiadłem, spojżałem w jego zielone oczy. Mogło być pięknie, ale usłyszeliśmy głos Karoliny

- Elówa misiaki!
- Hej... - odpowiedzieliśmy      jednocześnie
-Frisk, chciałam z tobą, o czymś pogadać. Ehm...  No, Marcel emm...  z tobą też... Chciałam to zrobić osobno ale skoro jesteśmy już razem to mogę to powiedzieć przy was obu- Kari była zdezorientowana i jąkała się to mogło być coś poważnego.
- No, my też mamy ci coś do powiedzenia- odpowiedziałem cicho- ale ty pierwsza.
- Marcel, tylko proszę, nie histeryzuj. Plox...
-No luzik. Przecież nie masz raka. Huehuehue...
-Nie, jest o wiele gorzej. Słuchajcie, zaczęło się od tego że odbierałam pocztę no i był polecony... No to pobiegłam po mame żeby odebrała. Poszłam do kuchni, kiedy przyszła mama, usiadła na krześle i otworzyła ten list polecony i poszła do sypialni grzebać w dokumentach. Zostawiła go na stole więc go przeczytałam...
- No gadaj co się dzieje!?! -wykrzyczałem-
- Marcel idzie do jakiegoś ośrodka wychowawczego! Jezu co się dzieje!?! -zauważyłem jak jej oczy napełniały się łzami, ale nie płakała.
-Co? Ale jak?
-Pewnie byli u twojego taty, a on odesłał ich do rodziców Karoliny...  Do kiedy może u ciebie zostać?
-Powinien się tam zgłosić do pierwszego września więc ma jeszcze cały miesiąc.
-Jeden miesiąc, to dla mnie za mało... - w tym momencie rozpłakał się kolejny raz w tym samym dniu. Chociaż wtedy poleciało mu kilka łez, teraz ten płacz jest pełen żalu i bólu.

Przytuliłem go, wyciągnąłem ręke do Kari. Tuliliśmy się i beczeliśmy jak debile. Wystarczyło mi kilka dni aby się zakochać

Bez SzansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz