Rozdział 3

205 14 0
                                    

Obudziłam się i zaczęłam myśleć o wczorajszym dniu. Czy to stało się naprawdę? W tej chwili do mojego pokoju wszedł Cole.

-Dzień dobry księżniczko- powiedział szeptem i mnie pocałował. Czyli to nie był sen!

-Dzień dobry mój księciuniu- odparłam i odwzajemniłam pocałunek.

-Mamy cały statek tylko dla siebie... Na co przeznaczymy wolny czas?- mruknął mi do ucha, a ja dostałam dreszczy.

-Najpierw zjedzmy śniadanie- powiedziałam leniwie. Cole'uś wyszedł z pokoju. Westchnęłam rozmarzona. Jak taki cudowny chłopak mógł zwrócić na mnie uwagę? Wstałam z łóżka i wybrałam bordową bluzkę na ramiączkach, czarne, poszarpane dżinsy, czarne buty na koturnie, a włosy uczesałam w warkocza opadającego na moje lewe ramie. Gdy byłam gotowa wyszłam z pokoju i od razu poczułam piękny zapach naleśników. Weszłam do kuchni, a tam Cole stoi w samych bokserkach przy kuchence i podryguje w rytm piosenki z radia, jednocześnie nucąc i podrzucając naleśniki. Patrzyłam na niego oniemiała, ale po chwili zaczęłam się śmiać jak powalona. Przewróciłam się na ziemię, a widząc minę mojego chłopaka mówiącą "WTF" śmiałam się jeszcze bardziej. Kiedy wreszcie się opanowałam- tak swoją drogą trwało to dobre 15 minut- wstałam i patrzyłam na Cola roześmianym wzrokiem. Dopiero potem dotarło do mnie, że on jest w bokserkach. W BOKSERKACH! Spaliłam buraka patrząc na jego mięśnie. Wygląda jak ósmy cud świata! Gapiłam się tak na niego puki rozbawiony nie powiedział.

-Aż tak ci się podobam?- zapytał z taką miną :3 Strzeliłam jeszcze większego buraka. On tylko zaśmiał się i mnie pocałował. Muszę przyznać, że naprawdę to umie. Mruknęłam zadowolona.

-A tak w ogóle gdzie reszta?- zapytałam z ciekawością.

-Rano pojechali na jakąś misje.-powiedział, wracając do smażenia. Patrzyłam na niego maślanymi oczami i myślałam "Przecież ja się nie pohamuję przy tamtych". Choć w sumie im  wcześniej im powiemy tym lepiej.

-Colu'ś? Poćwiczysz dziś ze mną moce?- zapytałam i zrobiłam oczy szczeniaczka. Ten patrzył na mnie z ukosa i westchnął.

-Jeśli tak ci zależy.- powiedział zrezygnowany. Podskoczyłam i pisnęłam przytulając go. Te ćwiczenia to taki podstęp, chce sobie na niego popatrzeć. :3 Hehehe... No bo co może być lepszego od patrzenia na swojego chłopaka podczas ćwiczeń. I nie mogę się doczekać wspólnego treningu. Miło będzie sobie popatrzeć jak mój chłopak rozkłada chłopaków na łopatki. Jest najlepszy z drużyny. Jedno mnie tylko zastanawia. Po co mu bandaże na rękach? Przecież nie ma tam żadnej rany. Muszę się dowiedzieć o co w tym chodzi. Zjedliśmy naleśniki Cola. Były pyszne! Poszliśmy na dwór cały czas miło gawędząc i miziając się. Doszliśmy na górę. Dziś był piękny słoneczny dzień idealny na trening. Trenowaliśmy od pięciu minut, ale ja nie wytrzymałam i zapytałam.

-Cole, dlaczego bandażujesz ręce?- wypaliłam. Jego mina spochmurniała. Przytuliłam go dając mu znak, że nie musi mówić.

-Miałem wtedy pięć lat... Byłem w domu razem z moją mamą. Nagle usłyszeliśmy alarm. Ja wystraszony popędziłem w ciepłe objęcia ukochanej mi osoby. Kobieta wybiegła ze mną na rękach. Wszędzie był ogień. Musieliśmy przebiec przez korytarz główny. Było tam mnóstwo dymu. Nagle coś trzasnęło. Mama zostawiła mnie na podłodze, a wielka belka spadła na nią. Ciągle pamiętam jej ostatnie słowa. Powiedziała: Ej malutki nie płacz. Mamusia tu jest i nigdy nie pozwoli cię skrzywdzić, a teraz zmykaj do tatusia pewnie się martwi. Mówiła to z takim uśmiechem jakby wcale nie wiedziała, że zaraz umrze. Jakoś udało mi się wydostać. Gdy wpadłem w objęcia taty cały zapłakany i powiedziałem co się stało. On bez uczuciowo postawił mnie na ziemię. I szepnął: To wszystko twoja wina. Potem gdy miałem siedem lat ojciec wystawił mnie do konkursu tanecznego. Zawiodłem go i przyniosłem mu wstyd. On rozjuszony zabrał mnie do lasu i zostawił tam na pewną śmierć. Wtedy pierwszy raz zrobiłem to...- mówił bliski płaczu Cole i zaczął odwijać bandaże. Moim oczom ukazały się blizny. On się ciął...- Potem znalazł mnie Wu, ale tu też się ciąłem. Ciągle brakowało mi ojca. Potem spotkałem ciebie i przestałem.- to ostatnie powiedział z uśmiechem. Pocałowałam go. On tyle przeżył...

-Ja nigdy cię nie skrzywdzę- powiedziałam szeptem. Trwaliśmy tak w uścisku puki nie usłyszeliśmy lądujących smoków. Spojrzałam na środek statku. Było tam 5 kolorowych smoków.

-Wrócili- powiedział z uśmiechem. Wstał i podszedł do nich, a ja poszłam w jego ślady.

-Hej! Nie było was znowu tak długo.- powiedziałam i uśmiechnęłam się przyjaźnie.

-Fakt. To była taka mała misja. Powiedzcie nudziliście się bez nas.- bardziej stwierdziła niż zapytała Nya.

-No wiesz jakoś niespecjalnie.- odpowiedziałam szczerząc się. Nya zrobiła minę typu "Foch Ever Na 5 Minut". Zaśmiałam się z tego podobnie jak reszta.

-No dobra to kto jest głodny, bo zostały naleśniki z śniadania.- zapytałam. Gdy tylko to powiedziałam wszyscy, oprócz mnie i Cola, rzucili się w bieg, by dotrzeć do kuchni. Ja rozbawiona z moim chłopakiem udałam się do reszty.

-Dobre ci wyszły te naleśniki, Vici- zrymował Jay mówiąc z pełnymi ustami.

-Tyle, że zrobił je Cole.- powiedziałam na co każdy z obecnych przy stole wybałuszył gały na mojego księcia. Ten tylko wzruszył ramionami i udał się na górę. Ja oczywiście pobiegłam za nim. Wskoczyłam mu na plecy tuż przy drzwiach od jego pokoju. Spojrzałam na niego oczami szczeniaczka.

-Colu'ś możemy im powiedzieć? Ja bez ciebie nie wytrzymam.- mruknęłam i patrzyłam wyczekująco.

-Oczywiście wicherku.-powiedział czule.- No to choć!- zawołał głośniej i zaczął iść ze mną na barana. Gdy schodził po schodach oczy wszystkich skierowały się na nas, a ich buzie same z siebie się otwarły. Pierwsza ocknęła się Nya.

-Czy mnie coś ominęło!- wrzasnęła na całą perłę. Ja tylko pokiwałam głową na tak. Cole zignorował wszystkich i wyszedł ze mną na dwór. Siadł na maszcie, a mnie usadowił sobie na kolanach. Pocałował mnie. Och to takie przyjemne!

-Kocham cię.- szepnął.

-Ja ciebie też- odpowiedziałam. Wtuliłam się w jego tors. Niestety nie dane nam było posiedzieć w spokoju, bo na pokład jak huragan wtargnęli ninja. Szukali nas wzrokiem, aż znaleźli. Z prędkością światła się przy nas znaleźli i zasypywali pytaniami. Ja popatrzyłam na Cola, a on na mnie po chwili wybuchliśmy głośnym śmiechem. Jak on się pięknie śmieje... Ech ale nie teraz o tym. Wracając, ninja patrzyli na nas jak na idiotów. Cole pierwszy się opanował i zaczął wyjaśniać.

-To takie buty- wydała się Nya po wysłuchaniu mojego księcia.Zachchotałam na te słowa.

-Ej, a może potrenujemy?- zapytałam z uśmiechem. Wszyscy polowali głowami na tak. Ustawiliśmy się w pozycjach bojowych. Ja miałam walczyć z Zane'm, Cole z Lloyd'em, a Jay z Kai'em. Nya odpuściła sobie dzisiaj trening. Zane zaatakował mnie swoimi shurikenami. Ja szybko i zwinnie ich uniknęłam. Posłałam w jego stronę podmuch powietrza, który go powalił. Zrobiłam spinjitsu i szybko znalazłam się przy nim podstawiając mu moje miecze pod szyję.

-Wygrałam- powiedziałam z uśmiechem. Podałam mojemu rywalowi rękę. Zauważyłam, że Cole właśnie pokonał Lloyd'a, a Kai, Jay'a. Robił się wieczór więc weszliśmy do środka.

POV 3 os. l. poj.

Ninja bawili się w najlepsze na perle przeznaczenia. Nie zauważyli złocistych oczu przyglądającym się im z ciemności nocy. Należały one do potomkini samego mrocznego władcy. Skupiała się na jednej osobie z pośród tu obecnych.

-Już wkrótce będziesz mój... Cole...

*************
Tamtamtam I jak tam zwrot akcji :3 Jak obiecałam tak napisałam :D Jest tysiąc słów, a nawet tysiąc dwieście ;3

Cole: Czemu ja zawsze muszę być ten biedny, pokrzywdzony i samotny :c

Bo tak se wymyśliłam i nie narzekaj, bo będzie gorzej ^∆^

Cole: Nie może być gorzej! Jakaś psychopatka chce mnie złapać już nie mówiąc o tobie.

No ej! Ja przepraszam bardzo, ale w każdej chwili mogę zmienić cię na np. Jay'a :[

Cole: Nie tylko nie na tego imbecyla!

Jay: No ej ja sobie takie coś wypraszam!

Dobra to wy się kłucie, a tym czasem do następnego Bay :*

Chłopaki: Do zobaczyska!



I LOVE YOU... Cole [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now