Rozdział 5

127 12 1
                                    

POV Vici

Szukamy już tyle czasu. Chyba nigdy go nie znajdziemy. A jeśli jest już za późno? Nie! Nie mogę tak myśleć! Na pewno się znajdzie. Nagle poczułam się słabo i zemdlałam.

______________________________________________________________

Obudziłam się w celi, razem z chłopakami. Rozejrzałam się po obskurnym pomieszczeniu. Nic nadzwyczajnego. Zwykła, szara cela.

-Nasze śpioszki się obudziły- usłyszałam za sobą damski głos. Pochodził on od pięknej dziewczyny. Na oko miała 16 lat. Złote tęczówki przyglądały nam się w skupieniu, czarne niczym heban włosy spływały kaskadami na plecy, ciemna cera świadczyła o tym, że urodziła się w Hiszpanii. Muszę przyznać, że była bardzo podobna do Cola.

-Gdzie jesteśmy!?- krzyknęłam w jej stronę. Ona tylko uśmiechnęła się niezbyt przyjaźnie.

-Mam na imię Vivian.- powiedziała ze spokojem.- I po prostu nie wieże jak potraktowałaś tego czarnowłosego przystojniaczka.-powiedziała z udawanym smutkiem, zrobiła z ust dziubek i nachyliła się, by się nam przyjrzeć.

-Co mu zrobiłaś?!-krzyknęłam wściekła. Ona tylko zaśmiała się i pstryknęła. Z cienia wyszedł jakiś chłopak. Gdy ukazała się jego twarz wszyscy zamarliśmy. To był Cole. Jego oczy niegdyś niczym dwa szmaragdy, teraz srebrne, a jego białka czarne. W jego włosach dało się dostrzec srebrne pasemka. Był blady. Strój był poszarpany, rękawy oddarte. Na plecach miał wielką czarną kosę, usianą białymi i srebrnymi piorunami. Dłonie czarne, rozchodził się z nich dym, a po rękach pięły się takie pioruny jak na kosie tylko, że czarne. Wzrok pusty i pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Łzy napływały mi do oczu.- Co mu zrobiłaś?!- krzyknęłam jeszcze bardziej rozwścieczona, powstrzymując się od płaczu.

-Ja?- powiedziała ze zdziwieniem.-Absolutnie nic- powiedziała.- A pytanie nie brzmi "Co ja mu zrobiłam"- mówiła ze spokojem.- Lecz wy.- to ostatnie powiedziała ze złością.- Ja tylko się dostosowałam.- stwierdziła. -"Czarne serce"... mówi ci to coś... Jay?- zapytała z kpiną. Jay pobladł i schował twarz w dłoniach. - Na każdym kroku poniżany, wyśmiewany. Nawet wśród was "serdecznych przyjaciół"-przy ostatnim zrobiła cudzysłów manualny.- Aj, Vici, Vici... Cole nie powiedział ci wszystkiego co? Tu u Wu nie ciął się z tęsknoty.Ciął się przez was!- wykrzyknęła.- Mój kochany braciszek bał się, że go wyśmiejesz.- zaraz jak to brat.

-C...cole to twój...- wyszeptałam.

-Tak!- krzyknęła.- Cole to mój brat! I syn Mrocznego Władcy!- wykrzyczała. Cole przez cały ten czas nawet się nie poruszył.- Cole kochał cię całym swoim sercem. A ty tak brutalnie z nim zerwałaś. Bez powodu! Załamał się i chciał się zabić. Ja go tylko od tego uratowałam.-mówiła ze spokojem.- A teraz wybaczcie, ale mam świat do podbicia- powiedziała z kpiną i odeszła. Cole poszedł za nią.

-Nie! Stój! Cole... proszę...- mówiłam łamiącym się głosem. On nie zwrócił na to uwagi. Płakałam. Tak bardzo mi go brak. Tego jak mnie pocieszał. A ja tak go zraniłam. Płakałam jeszcze bardziej. Nie! Nie czas się mazać! Musimy się stąd wydostać! Wstałam i rozejrzałam się. Jest panel kontrolny! Jak teraz wcisnąć guzik do otwarcia drzwi. Mam w kieszeni spinkę. Mam tylko jedną szansę musi się udać. Raz... dwa... trzy... Tak! Udało się! Teraz tylko znaleźć Cola i Vivian. Jesteśmy na powierzchni. Co tu się stało!? Wszystko jest zniszczone. Są szybcy. Nie wiedziałam, że Cole jest taki potężny. Stworzyliśmy smoki. Nie było trudno ich znaleźć. Byli w centrum miasta. Vivian siedziała na tronie, a obok niej stał Cole. Zanim dolecieliśmy, zostaliśmy zauważeni. Vivian szepnęła coś do Cola, a ten tylko wyszedł na środek jakby na nas czekał. Okrążyliśmy go.

-Cole proszę nie chcemy ci zrobić krzywdy- mówiłam bliska płaczu. Cole sięgnął po kosę i ustawił się w pozycji bojowej. Niespodziewanie ruszył na Kai'a. Zaskoczony chłopak na szczęście zdążył odeprzeć atak.

-Uważajcie jest naprawdę silny- krzyknął do nas, unikając kolejnych ciosów.- Atakujcie tak, by nie zrobić krzywdy- dodał jeszcze. Ruszyliśmy na niego. Ten jednak zwinnie unikał ostrzy. W pewnym momencie uderzył pięściami o ziemię, a ta się zatrzęsła.

-Ach! Zapomniałam wspomnieć, że... Cole to najpotęrznieszy, istniejący mistrz! Wielki ród mistrzów ziemi jest najpotężniejszym na ziemi. Potężniejszym od  pierwszego mistrza spinjitsu, a tym samym od zielonego wybrańca!- krzyknęła Vivian. Byliśmy zszokowani.- Cole musiał ukrywać swoją potęgę, by nie zrobić wam krzywdy.- mówiła.- Nigdy z nim nie wygracie!- krzyknęła.- Zniszcz ich!- krzyknęła do czarnowłosego. Ten jak tresowany piesek wykonał rozkaz. Musieliśmy uciekać. Jednak ja się nie poddam! Ocalę cię Cole... Obiecuję...


*********************

Podobało się? :3 Mam nadzieję, że tak.

Cole: Jestem złuy Błahahaha!

Taaa na pewno. To, że zrobiłam z ciebie przestępce nie znaczy, że tutaj też nim jesteś.

Cole: :c zgasiłaś mnie :c

Nie rozpaczaj i tak jesteś moim miśkiem :*

Cole: "Dziekie Densy" Radujcie się wszyscy, gdyż jestem miśkiem!

Okey... to trwaj w tej głupocie, a ja idę po lekarza. Bayo!

I LOVE YOU... Cole [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now