• Prolog •

267 3 2
                                    

Obudziłam się jak co rano, w dobrym humorze. Wypiłam trochę wody z mojego metalowego, niebieskiego kubeczka z żółtym kurczakiem i poszłam do zagrody sprawdzić co tam słychać u Berty, mojej klaczy. Stała w cieniu jej prowizorycznego domku ze strzechą i wcinała siano. Poklepałam ją po szyi, a ta z zadowoleniem parsknęła.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się nader spokojnie. Na szerokiej łące lekki wiaterek kołysał źdźbłami trawy, w oddali widać było moje pole pszenicy i błękit oceanu. Słońce świeciło a po niebie płynęły lekkie chmurki.

Tradycyjnie przegrałam się w moją ulubioną beżową sukienkę z krótkim rękawkiem, dwoma kieszeniami po bokach i jedną na brzuchu z wychawtowanym niebieskim kwiatkiem. Popatrzyłam na komodę na której stała ramka. W środku widniało zdjęcie ślubne moich rodziców mamę z twarzą owalną o wnikliwym spojrzeniu ale jednak przepełnionym miłością oraz tatę w okularach i burzą kręconych włosów na głowie, oboje radośni, wpatrywali się we mnie. Posmutniałam na chwile zdając sobie sprawę, że...ich już nie ma.

Dzień dobry czyli Zatoka KingiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz