20

762 35 13
                                    

Sama nie wiem, co z mojej strony było większą głupotą. Fakt, że zdecydowałam się zostać u Geralda na noc, to, że między nami w ogóle doszło do porannej rozmowy czy może moja zgoda, by podwiózł mnie do pracy, w której każdy, ale to każdy znał mnie z plotek z jego osobą w roli głównej.

Poczułam, że tamtego ranka między nami przełamała się jakaś dziwna, niewidzialna bariera, o której żadne głośno nie mówiło, a która istniała i rosła między nami niczym mur Berliński, odgradzając nas od własnych uczuć i od siebie nawzajem.

Jacob wracał dziś z San Francisco, a ja nie byłam ani trochę gotowa na ten powrót. Ostatnie kilka dni próbowałam zapełnić studiami i pracą, oraz wszystkim tym, co pozwoliłoby mi na odpędzenie niechcianych myśli.

Gerald złożył mi obietnicę. Nie wiem nawet dlaczego niemo ją zaakceptowałam. Być może zaczynałam odpowiadać sobie na pytanie, co tak naprawdę czuję, choć myśl o Jacobie wciąż była na mnie bolesna i pełna sprzecznych uczuć. Czy kocham ich obu? Przecież nie mogę żywić tych samych uczuć do dwóch mężczyzn, prawda?

Evans, idiotko, kogo ty chcesz oszukać. Oczywiście, że nie kochałam ich obu. Fakt, żywiłam do nich uczucia, ale te, które kierowałam w kierunku Jake'a nie miały nic wspólnego z tymi, co czułam w obecności G.

Dlaczego w takim razie czułam jak wyrzuty sumienia wywiercają mi coraz większą dziurę w brzuchu?

Westchnęłam ciężko i wyszłam zza kontuaru, by zebrać szklanki po uroczej parze, która z uśmiechem podziękowała mi za obsługę i wyszła z kawiarni. Mogłam teraz podziwiać zza szyby puchate płatki śniegu, opadające leniwie na ośnieżone chodniki. Spojrzałam na wąskie, ozdobione bielą ścieżki Central Parku i pochylona nad stolikiem zaczęłam snuć w głowie plan.

Okej, jedyne co muszę teraz zrobić to spotkać się z nim i spokojnie porozmawiać o całej sytuacji. A właściwie to podziękować mu za współpracę, szeptał irytujący głos gdzieś z tyłu mojej głowy, co w naszym wypadku było w tym momencie najbliżej prawdy.

Nie chcę być z Geraldem. Kocham go. Nie ufam mu.

Nie potrafię wyrzucić z głowy tego potwornego obrazu, który ujrzałam tamtej nocy pod jego mieszkaniem, tak niedaleko stąd...

Boże, co mam z tym wszystkim zrobić?

Przetarłam palcami opuchnięte ze zmęczenia powieki i z irytacją odgarnęłam długie pasmo ciemnych włosów z policzka.

Odwróciłam się w kierunku lady i chwilę później do moich uszu dotarł dźwięk dzwoneczka zawieszonego przy drzwiach.

- Dzień dobry! – zawołałam z uśmiechem.

Gdy odwróciłam się w kierunku nieznajomego gościa, ujrzałam Matta w zaparowanych okularach i puchowej, granatowej kurtce.

- Słyszałem, że robisz najlepszą kawę w mieście – cmoknął mnie na powitanie w policzek i uśmiechnął się szeroko.

- Dobre masz informacje – odparłam, wchodząc za kontuar.

- W takim razie duże cappuccino i doppio na wynos.

Mimowolnie uchyliłam kącik ust w uśmiechu, sięgając po woreczek z kawą. Tylko jedna znana mi osoba na świecie kochała się w doppio cztery razy dziennie.

- Widzisz się z Geraldem?

- Niestety – zaśmiał się brunet, siadając na jednym z barowych krzeseł. – Cały dzień w studiu, na szczęście wszystko zmierza ku końcowi.

Kiwnęłam głową i postanowiłam pójść za ciosem.

- Matt... Dlaczego was wtedy nie było? Na koncercie. Wiesz, co się działo, Olav na pewno ci powiedział. Jamil, Marty, Chris, Grady... Jesteście przyjaciółmi, do cholery – syknęłam, może trochę zbyt mocno dociskając tłuczek do ekspresowej łyżki.

- Wiem, co się dzieje, Chlo, ale ostatnio tyle się dzieje... Nie możemy go ciągle niańczyć, a wiesz, że on zawsze robi, co chce. Marty koncertuje, Jamil wyjechał służbowo do LA, każdy ma cholernie dużo pracy – wyjaśnił, stukając palcami w mahoniowy blat. – Z resztą, on potrzebuje ciebie. Chce ciebie i nie posłucha nikogo innego. Od tamtej pory nie pije...

Nie wiedzieć czemu, poczułam ulgę.

- Co z wami? – zapytał w końcu bez ogródek.

- Co masz na myśli? – wydukałam, odwracając się twarzą w stronę ekspresu, by ukryć zażenowanie, które malowało się niebezpiecznie na mojej twarzy.

Zerknęłam na Matta kątem oka, a jego uniesione brwi jednoznacznie sugerowały co ma na myśli.

- Cappuccino i doppio. Dwanaście pięćdziesiąt.

Dwadzieścia dolarów czekało już od dawna na blacie, a wyczekujące spojrzenie mężczyzny nie dawało mi spokoju.

- Nie wiem, Matt, naprawdę nie wiem. I bez twoich pytań moje życie jest ostatnio, jakby to powiedzieć... Trochę popieprzone.

- Powiedzmy, że taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje – wziął łyk kawy i wyciągnął z kieszeni kolejne dziesięć dolarów. – Najlepsza, fakt. Reszty nie trzeba, zdzwonimy się!

- Na dzisiaj wystarczy, kochanie, dokończę sprzątać, możesz wyjść wcześniej – oznajmiła Betty, przemiła, jasnowłosa kobieta w średnim wieku i właścicielka kawiarni, gdy kończyłam zmywać podłogę i układać krzesła na stolikach. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i przeszłam na zaplecze.

Zdjęłam fartuch i zarzuciłam na ramiona kurtkę i szalik, zastanawiając się nad planem działania. Kątem oka dostrzegłam nieodczytanego smsa od Jacoba.

Skarbie, samolot miał opóźnienie i niestety będę w mieście dużo później. Wpadnę do ciebie jutro z samego rana. Kocham Cię, usycham z tęsknoty! xx

Poczułam jak rozkoszne ciepło rozlewa się w moim ciele. Jake zawsze był taki... Nawet nie jestem w stanie tego określić. I znów te potworne wyrzuty sumienia.

Wsunęłam rękę do torby i odkryłam, że zabrałam ze sobą klucze do jego mieszkania. Dobra, jeśli nie dziś, to nigdy. Zaczekam na niego, będziemy mogli porozmawiać...

Pożegnałam Betty i wybiegłam na chodnik, łapiąc pierwszą, wolną taksówkę.

W drodze wciąż zastanawiałam się, jak powinnam zacząć tę rozmowę. Jak powinnam się zachować, jakich słów powinnam użyć...

Z zamyślenia wyrwał mnie głos czarnoskórego taksówkarza. Zapłaciłam mu należną kwotę i żegnając się z uśmiechem, stanęłam przed starą, ceglaną kamienicą. Westchnęłam cicho i spojrzałam w górę.

Mój wzrok przykuło przytłumione, żółtawe światło, palące się blado w oknie czwartego piętra. Zmarszczyłam brwi. Mówił przecież, że wraca później.

- Co do...

Wbiegłam na piętro najszybciej jak potrafiłam i stając przed drzwiami wstrzymałam oddech, uspokajając się na tyle, by nie zwrócić na siebie uwagi. Nacisnęłam ostrożnie na klamkę – drzwi były otwarte.

Przeszłam powoli dwa kroki i wychyliłam głowę w stronę salonu. Nie pamiętam co działo się dalej, poza tym, że bez słowa i zwrócenia na siebie uwagi wyszłam z mieszania. To, co tam zobaczyłam po raz kolejny po śmierci przyjaciela rozbiło mój świat.

Mój Jacob. Półnagi, siedzący na kanapie.

I błysk znajomych, kochanych, blond pasemek, unoszących się na głowie pojękującej cicho właścicielki...

You'll always be mine | G-EazyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz