24

1.1K 44 20
                                    

Zupełnie nie wiem jak to się dzieje, że zamykam oczy w lutym, po czym otwieram je końcem marca... Czy to normalne? Czy przesypiam życie?

Wręcz przeciwnie – nabrało ono takiego tempa, że nie byłam w stanie złapać chwili oddechu. Starałam robić się wszystko, by zapomnieć o sytuacji sprzed dwóch miesięcy i w jej wyniku zdałam w pierwszym terminie wszystkie zaliczenia na studiach, wyrobiłam w pracy jakieś dwieście procent normy (możliwość pracy w domu i niewidzenie Jacoba zdecydowanie poprawiło moją wydajność), a poza tym byłam w stanie, ku wielkiemu niezadowoleniu Geralda, wziąć dodatkowe godziny w kawiarni.

- Wkurwia mnie, że musisz pracować w takiej dziurze – burczał zawsze, rozczulając się nad fantastycznym smakiem espresso spod mojej ręki. – Przecież jestem w stanie ci pomóc...

Tak, G był zdeterminowany, by zrobić ze mnie swoją utrzymankę, jednak moja uparta do granic możliwości osobowość skutecznie mu to uniemożliwiała. Właściwie, byłam z siebie dumna, bo przez cały ten czas nie pożyczyłam od nikogo ani grosza. Byłam w stu procentach niezależną, utrzymującą się samodzielnie kobietą. A ten fakt, bądź co bądź, bardzo mi pasował.

Ta dziura, a właściwie maleńka kawiarenka we francuskim stylu była zdecydowanie moim ulubionym miejscem w ciągu ostatnich dni. Nowy Jork na dobre pożegnał się z zimą i ni stąd, ni zowąd, wiosna powitała nas w pełnej krasie, wraz z kwitnącymi wszędobylsko drzewami i temperaturą powyżej dwudziestu stopni. Szybko zamieniliśmy grube płaszcze i kurtki na cienkie płaszcze i ramoneski, a lokalne restauracje i kawiarnie wreszcie wystawiły się z ogródkami.

Wszystko zaczęło się układać. Nadal mieszkałam u Bebe, która w związku z promocją nowej płyty dużo podróżowała. Zajmowałam się więc mieszkaniem i przelewałam jej swoją część za czynsz, choć podejrzewałam, że nawet gdybym wysłała jej całą pensję, nie byłabym w stanie opłacić nawet jednej czwartej tej sumy. No cóż, Bebe nie potrafiła kłamać, ale byłam jej wdzięczna, że w przeciwieństwie do Geralda, zgodziła się, choć nie bez protestów na mój wkład w dokładanie się do rachunków.

Najważniejszą rzeczą jednak była moja relacja z G. Od tej pamiętnej nocy, gdy pijana przywlokłam się do jego drzwi, wszystko się zmieniło. Sposób, w jaki na mnie patrzył, uścisk jego ręki, gdy chodziliśmy ulicami Nowego Jorku, moje zdjęcia na jego portalach społecznościowych; wszystko, co obiecywał mi tamtego poranka ziściło się w stu procentach i tak, jak rozpisywały się plotkarskie portale - stałam się oficjalną dziewczyną Geralda Gilluma.

Gdyby ktoś zapytał mnie jak wyglądałby w mojej głowie związek z raperem, powiedziałabym pewnie, że wolę nie wiedzieć. Tymczasem, mój związek z G był... normalny? Właściwie, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Fakt, przesiadywał całymi dniami w studio, udzielał wywiadów i bywał, a właściwie bywaliśmy wspólnie na eventach, ale poza tym, co dziwne, nasza relacja miała się dobrze i Gerald robił wszystko, by znaleźć dla nas chociaż chwilę czasu w ciągu dnia. Nie miałam mu tego za złe, doskonale rozumiałam z czym wiąże się jego zawód i czułam niezwykłą wdzięczność. Co rano budził mnie wiadomością, a dziś miał odebrać mnie z uczelni.

Wbijałam wzrok w kolejny slajd, notując skrupulatnie każde słowo wykładowcy, choć co chwila zdarzało mi się zerkać na ekran telefonu. Kilka minut temu wysłałam Geraldowi swoje wyraźnie znudzone zdjęcie z podpisem „jeszcze 10 minut!".

Spojrzałam na migoczący ekran z jedną nieodebraną wiadomością.

Nie wysyłaj mi takich rzeczy, kiedy prowadzę, bo rozbiję Forda. Za minutę będę na miejscu. Kocham cię, babygirl.

Wykrzywiłam usta w uśmiechu pełnym triumfu. Siedząca obok mnie Trisha, moja znajoma ze studiów, uśmiechnęła się wymownie i westchnęła.

- Rany, jak ci zazdroszczę. Ten facet to ciacho!

You'll always be mine | G-EazyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz