Rozdział 2

711 43 6
                                    

- Jak Hades może na mnie zareagować? -spytałam przygładzając włosy na ramionach. U lewego boku brzęczały mi cztery sztylety uderzając o przybrudzoną zbroję.
- Szok gwarantowany, nie ma co się oszukiwać. Z dwunastki ocalał tylko on i Posejdon. Hestia zaginęła po tym jak odmówiła współpracy w trakcie wojny, Artemidę pokonałaś tamtego wielkiego dnia, a Demeter została ponoć zabita przez samego Zeusa przez próby zwrócenia się przeciwko Wielkim.
- Musimy się zatrzymać. - powiedziała druga obniżając swój lot. - Zaraz zaczyna się Styks, musimy przepłynąć z Charonem. - naprawdę zdziwiona przekazałam Shy aby lądowała. Stanęliśmy na czarnych skałach.
- Jak to możliwe, że Styks dopływa aż tutaj? Jesteśmy zbyt blisko bram Tartaru, nie opuściłyśmy nawet doliny. - pytałam w totalnym szoku. Popatrzyły się po sobie.
- Gdy odeszłaś Pan Tanatos próbował wielu sposobów by cię uwolnić. Wysłał swoich robotników na skalne wykopy na granice Tartaru i Hadesu pod niewiedzą Hadesa. Gdy Nasz Pan się o tym dowiedział wściekł się i rozpoczęli walkę między sobą. Tanatos został zamknięty w swoim zamku sam, a demony tam mieszkające otrzymały własną willę na skalę Wersalu.
- Starzy a głupi, zawsze muszą bić się przez kobietę. - podsumowałam wypowiedź Alekto - Czy Pałac stoi tam gdzie stał czy...
- Niestety, zapadł się pod ziemię dwa lata temu. Pochłonęły go skalne pyły i magma. - Tyzyfone usiadła na piachu i zaczęła coś na nim kreślić znalezioną obok kością.
- Megajro, siostro masz może złotą drachmę ? - spytała podnosząc swoje żółte oczy znad piachu.
- Poszukam. - wsadziła szpony do kieszeni, pogrzebała chwilę i wyciągnęła ją. Jedyne co miała w pazurach to kłaczki z materiału - Nosz πόρνη... - przeklęła po cichu. Z przebitej kieszeni nagle wyleciała złota moneta - Na Bogów, to magia! - pisknęła wesoło.

Zaśmiałyśmy się z jej reakcji, a ta położyła ją w środku rysunku Tyzyfone. Minęło kilkanaście sekund a przed Eryniami uniosła się zielona mgła, która uformowała się w zgrabny, prostokątny ekran.
- Połączenie w toku... - powiedział damski głos w głębi. Piknęło kilka razy a przed nami pojawiła się potężna, męska postać z brodą sięgającą dalej niż sięgała "kamera"
- Kto zakłóca spokój? - odezwał się swoim basowym głosem, aż mnie ciarki przeszły.
- My trzy i zdobycz wszechświata. - Charon zrobił dziwną minę i podskoczył lekko gdy w oddali przez komunikator zobaczył Shy gryzącą jakiś piekielny kwiat.
- A to co za monstrum, ta wasza zdobycz, tak? Od lat takiej wielkiej chimery nie widziałem. Czym wy ją nakarmiłyście? I co najważniejsze dlaczego mi zawracacie głowę?
- Nie o nią chodzi nasz drogi. - można było usłyszeć podekscytowanie w głosie Megajry - Wróciła nasza Legenda. - powiedziała z dumą

Stał i patrzył się oszołomiony w jeden punkt. Przybliżył się do ekranu, jakby się o coś oparł, i dalej nie mrugając powiedział.
- Jak? - wycisnął to z siebie a ja wolno weszłam w jego pole widzenia.
- Nie pytaj się jak, ważne, że jestem tutaj a nie w tamtej dziurze.
- A co z resztą? Gdzie inne stwory - mówił cicho jakby ktoś nieproszony miał go usłyszeć.

Obraz zaczął się rozmazywać.
- Szybko przypływaj po nas. - wtrąciła się Tyzyfone.
- Nie mów nikomu gdzie płyniesz. - dopowiedziała Megajra
- Weź ze sobą Nektar! - dokończyła Alekto. Kość pod nami zaczęła dymić aż w końcu z dość głośnym "pyk" zniknęła rozpływając się w białym dymie.
- To mamy jakieś dziesięć minut zanim przypłynie z głównej bazy. - Megajra machnęła ręką a piach i skały uformowały się w zgrabny stół i krzesła. Usiadłyśmy.
- A co z cywilami? - ciszę przerwała Alekto - Przecież dostaną szału gdy zobaczą Panią Ariadnę. Będą się bać, mogą jej nie poznać. - Megajra i Tyzyfone ze złością się na nią spojrzały.
- Głupia! - krzykneła Meg - Czemu mieliby się jej bać? Zawsze była dobrą duszą!
- Ale nie każda dobra dusza trafia do Tartaru na cztery lata by w końcu wyrwać się z ciemności i być potworem. - wtrąciłam się w ich dyskusję - Jeśli będą się bać, trudno. Nie przybywam tutaj żeby im się podobać. Jestem w końcu wolna i ci którzy chcą cieszą się. - zawołałam Shy, żeby podeszła bliżej. Tyle razem przeszłyśmy, że gdy jest daleko czuję się jakbym traciła rękę. Po tym jak wessał nas Tartar byłam bezsilna. Trafiłyśmy do tych, których chciałyśmy pokonać. Pierwsza scena była bolesna:

Upadłam na twardą ziemię by zaraz usłyszeć sapnięcie chimery, która też w coś uderzyła. Ledwo udało mi się podnieść kiedy wielka łapa ścisnęła mnie w pasie i podniosła do góry.
- To przez ciebie znowu tutaj trafiliśmy.- powiedziała łagodnym, damskim głosem bez oznak żadnej agresji - Ale jesteśmy teraz razem, tutaj każdy zaczyna nowe życie a to co na powiezchni nie liczy się w Tartarze. - postawiła mnie delikatnie na skałach. W całości, razem z wielkiej objętości włosami, miała może pięć metrów wysokości i była jedną z niższych osobników swojego rodzaju. - Nie chcemy się zaprzyjaźnić, my tu się po prostu tolerujemy. - położyła nacisk na ostatnie słowo prawie sycząc je przez żeby i odeszła wolnym krokiem. Podeszłam do mojej Shy i ją przytuliłam.
- Dziękuję.

Potrząsnęłam głową oddalając wspomnienia.
- Płynie! - krzyknęła Megajra.
- No już, już. - popędziłam Shy klepiąc jej bok.

Stanęłyśmy przy brzegu uważając by nie dotknąć wody. Z oddali, za brązowymi oparami widać było mały stateczek. Roznosił się powolny dźwięk dzwonu przyczepionego do burty maszyny. Podpłynął do brzegu siedząc na ławeczce blady Charon.
- Na wielkie ciemności to Pani, we własnej osobie. - ukłonił się lekko - Zapraszam, droga niedługa ale nieciekawa.

Wsiadłyśmy na chwiejącą się łódź. "Kapitan" śledził każdy nasz ruch aż zajęliśmy wszyscy miejsca.
Westchnął.
- Płyniemy. - złapał umięśnioną ręką żelazne wiosło i zaczął wolno kręcić nim małe kółka.
- Miałeś jakieś problemy w drodze tutaj?- spytałam odsuwając się od ptasiego szkieletu dziobiącego moje długie włosy.
- Tylko Syfy, nic więcej. - spojrzałam się pytająco - A, przepraszam. Nazywamy tak dusze próbujące przedostać się dalej, w głąb Hadesu. Zachowują się jak ludzie którzy urządzają sobie przeprowadzki. - mówił z czystym wstrętem - Myślą, że to kolejny świat dla nich.

Chwila samotnego szumu wody.
- Trzeba to gdzieś zgłosić, bo gorzej z nimi niż ze szczurami. - dodał ciszej.
Płynęliśmy doliną. Na wzgórzach ponad nami rosły nieznane mi gatunki krzewów, drzew i kwiatów. Co jakiś czas coś wśród nich przemknęło i zaszeleściło a odblaski kolorowych oczu pojawiały się i znikały. Nagle uderzyliśmy łodzią o dużą, podwodną skałę. Rzuciło nami trochę i odbiliśmy się w przeciwną stronę.
- Często uderzasz w ten kamień czy... - pytanie zagłuszył mi Charon.
- Ćśśś. - kazał mi być cicho i wskazał na, jak to wcześniej myślałam, skałę. Ruszyła się na boki a zaraz nad wodę wyszedł ogromny, szpiczasty ogon. Siedzieliśmy przerażeni patrząc się na to co zaczęło wychodzić na ląd. Kilkumetrowe monstrum z trzema parami łap, wspomnianym ogonem i smoczym pyskiem nic większego nie zrobiło sobie z tego zderzenia. Wspięło się mozolnie pod górę, cały ten czas siedzieliśmy w ciszy aż do całkowitego jej zniknięcia.
- Noo dobra. - zaczęła Tyzyfone - Latałyśmy tu tyle razy, a nigdy tego nie widziałam, a co gorsza kiedyś na czymś takim siedziałam. - mówiła z lekkim strachem w głosie. Alekto położyła jej dłoń na kolanie i od razu się uspokoiła.
- Płyńmy dalej. - Charon ponownie złapał wiosła i mozolnie zaczął nimi kręcić by dotrzeć do podziemnego portu Hadesa oddalonego o jeszcze kilkanaście minut.

Czarna LegendaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz