Otworzyłem leniwie oczy rozkoszując się posmakiem dymu papierosowego, który właśnie sączyłem z tytoniu zawiniętego w cienki skrawek papieru. Drażnił on moje płuca, zmuszając do kaszlu. Jednak choćby nie wiem co nigdy z siebie tego odgłosu nie wydałem paląc tytoń, czy nawet jakieś zioło, które zawsze załatwia nam Luhan. Nienawidziłem ukazywać, że jestem słaby, a nawet taki mały gest ukazywał moją słabość. Zasada numer jeden; nigdy nie pokazuj swoich słabości wrogowi. Byłem skory stwierdzić, iż wszyscy wokoło byli moimi wrogami. Nikt nie mógł w 100% na siebie liczyć, każdy myślał tylko o swoim czubku nosa. Oczywiście, nie krytykuję takiego sposobu bycia, ponieważ sam poniekąd taki preferuję. Wyrzuciłem palący się jeszcze niedopałek na ziemię, zgaszając go butem, po czym wszedłem z powrotem do dość dużego domu. Należał on do osoby, przez którą się tutaj poniekąd pojawiłem, nauczyła mnie jak żyć... nauczyła mnie jak być maszyną do zabijania. Od mojego szkolenia minął już spory kawał czasu, lecz byłem skory powiedzieć, że człowiek uczy się przez całe życie. A najwięcej się nauczy, nie w szkole, nie przez jakieś durne papierki, ale na swoich własnych popełnionych błędach i to właśnie jest ta magia. Mój sekret do zwycięstwa. Dzięki mojej taktyce, wyuczonej po 6 latach ciężkiej pracy to właśnie ja zostałem tym najlepszym. Szef zawsze mnie wysyła na najgorsze misje, ponieważ wie, że ja zawsze sobie poradzę.
-Od jutra zaczynamy łowy na nowe rybki. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie - odezwał się szef i lider naszego gangu. Dokładnie, handlujemy żywym towarem, a gdyby tego jeszcze było mało zabijamy na zlecenie. Może to wszystko nie brzmi dobrze i was nie przekonuję, ale uwierzcie, iż na początku miałem takie samo zdanie. Bo co innego może pomyśleć sobie 17-letni dzieciak, który został porwany przez dwóch umięśnionych facetów, w tym mojego szefa. Na początku miałem być zwykłym chłopczykiem sprzedanym na aukcji. Niestety albo jednak i stety... Szef, czyli Wu Yifan po obejrzeniu mnie dokładniej stwierdził, że nie nadaję się na jakąś szmatę. Pewnie stwierdził to po mojej raczej mężnej postawie oraz już wtedy umięśnionym ciele. Dlatego też wysłał mnie na szkolenie i tak właśnie się znalazłem w takim, a nie innym miejscu.
-Park, do ciebie mam jednak inne zadanie... - podniosłem na niego wzrok, nie spodziewając się zupełnie jakiegoś zlecenia na końcu tygodnia. - Masz za zadanie zabić syna pana Oh'a. Mianowicie Oh Sehun'a. - w geście zgody skinąłem głową. Jednak nasza rozmowa nie mogła dojść do końca, ponieważ uniemożliwił nam to Luhan, gwałtownie wstając ze swojego wcześniejszego miejsca. On w przeciwieństwie do niektórych nie został porwany, a sam tutaj dołączył. Musiał naprawdę nie mieć co robić.
-Coś was chyba popierdoliło! Kto zamówił to zlecenie, no kto?! - zacisnął pięści na tyle mocno by knykcie zaczęły zmieniać swój odcień na biały.
-Han, spokojnie. To tylko jakiś kolejny dzieciak. Co cię ostatnio tak unosisz? - pierwszy odezwał się Wu. Ja wolałem na razie nie ingerować w tą sprawę. Wolę nie podpadać Luhan'owi. Pamiętajcie wkurwiony Oh, wcale nie jest dobry, nawet się nie spodziewacie kiedy zechce wam wystrzelić w głowę pociskiem.
-Sehun... jest moim bratem. Nie pozwolę wam go skrzywdzić, rozumiecie?! - jego oddech przyspieszył, za to wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu zamarli. Nikt do tej pory nie miał pojęcia, że Luhan ma brata, że ma jakąkolwiek rodzinę! Widząc po twarzach dobrze znanych mi osób każdy był w zupełnym szoku, nie potrafiąc nic z siebie wydusić, więc ostatkami sił po wyczerpującym dniu wydusiłem z siebie jedno zdanie.
-Miłego pogrzebu, Luhan. - nie zamierzałem pokazywać swojej słabości, bo po co? Nie znałem tego całego Sehun'a. Jest on taką samą osobą jak tysiące innych, które zabiłem. Jeśli Oh myśli, że mnie zatrzyma to się grubo myli. Nie boję się go, nie będę się go bać. Owszem traktuję wszystkich tutaj jak rodzina, lecz nawet w niej nie jest kolorowo.
Jutro szykuje się krwawy dzień.
Tekst: 623 słowa
A|N: Mam nadzieję, że pierwszy rozdział wam się spodobał. Z góry przepraszam za powtarzające się słowa.
CZYTASZ
Hickeys.
FanfictionTytuł: Hickeys. (Stary: Come on, baby) Gatunek: angst, smut Ostrzeżenia: Yaoi, przemoc, sceny erotyczne, przekleństwa Pairing: Chanhun, sekai. „Po każdym spotkaniu na jego szyi widniała soczysta malinka." #1 chanhun #7 sekai #101 chanbaek #648 hunhan